2013-06-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg na Stożek (czytano: 1480 razy)
Zasłyszałam wczoraj oryginalny dialog: „Cześć kochanie, byłem … (tu powinno znajdować się słowo powszechnie uznawane za obelżywe, zaczynające się na literę K, oznaczające w niektórych krajach zakręt)… w piekle”. Mocno powiedziane, aczkolwiek nie koniecznie odzwierciedlające kwintesencję imprezy. Gorąco owszem było, ale nie aż tak jak miało być, to znaczy atmosfera owszem była gorąca, ale otoczenie bardziej ciepłe, parne i duszne. Dla mnie w każdym razie nie było to piekło, raczej przedsionek nieba - przecież zmierzaliśmy ostro pod górę, a wokół szumiały sosny na gór szczycie (mówiąc klasykiem) i było nieziemsko pięknie, choć tłocznie. Oczywiście to ostatnie było dla mnie raczej zaletą niż wadą, bo moim największym problemem przed biegiem była obawa czy nie pomylę trasy. Oczyma wyobraźni już widziałam siebie jak bez jedzenia, picia i ciepłego ubrania błąkam się po górskich graniach Hej ! Nie było tak dramatycznie, trasa była świetnie oznaczona tabliczkami z kilometrami jakie jeszcze pozostały do przebycia, odwrotnie niż na asfalcie, usytuowane były wg tendencji malejącej czyli w tym przypadku od 6 km do 1 km plus dodatkowy znacznik pomocniczo-dopingujący 500 m do mety (fajne !). Punkty newralgiczne były zabezpieczone taśmami czyli wszystko na najwyższym poziomie. Po dotarciu do mety i odebraniu medalu w kształcie stożka, można było na podstawie numeru startowego zjechać wyciągiem , lub krótszą trasą na własnych nogach dotrzeć na placyk przy wyciągu gdzie odbywał się dalszy ciąg imprezy z samodzielnym pieczeniem kiełbasek przy ognisku włącznie. Był to mój pierwszy bieg pod górę, w ubiegłym roku biegłam już w biegu górskim, ale odbywał się on w stylu anglosaskim, więc miałam to co lubię najbardziej – długie zbiegi, tu muszę przyznać szczerze nie całą trasę przebyłam biegiem. Przy pewnym przewyższeniu szybki marsz z rękoma wspartymi na udach był bardziej ekonomiczny niż drobienie truchcikiem. Dystans 6 km pod górę pokonałam w czasie zbliżonym do 10 km na asfalcie, niezły przelicznik :), ale jaką miałam przy tym frajdę zwłaszcza kiedy nieliczni turyści patrzyli na nas z niedowierzaniem i chyba trochę też z szacunkiem. Rozumiałam to dobrze, bo kilka lat temu, kiedy jeszcze nie biegałam, wydeptując kolejne kilometry na górskich szlakach zawsze podziwiałam trenujących tam biegaczy i powtarzałam, że ja do biegania zwłaszcza w górach zupełnie się nie nadaję. Oprócz satysfakcji ten bieg dał mi jeszcze coś – pewność, że nim pomyślę o Rzeźniku lub innym górskim biegu ultra musi jeszcze upłynąć sporo wody w górskich potokach. Nie, nie jestem obolała ani wykończona, czuje się świetnie jednak dystans 6 km, przewyższenie 390 m i wysiłek trwający ok. 42 minut nijak się mają do dystansu ultra. Do tego muszę jeszcze dojrzeć. Tak na marginesie dodam, że z imprezy zostanie na pamiątkę unikalna koszulka z błędem w nazwie, który odkryliśmy ustalając która to edycja biegu na Stożek.
Profil trasy pochodzi ze strony informacyjnej biegu.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2013-06-17,13:19): gratuluję tej satysfakcji i pokonania tego, bądź co bądź stromego wierzchołka. Ja jeszcze jestem na etapie, że góry nie dla mnie, przynajmniej do biegania :) Kaja1210 (2013-06-17,16:56): Paulo dla Ciebie sprafrazuję powiedzenie: złe miłego początki, a koniec radosny. Czego i Tobie życzę :) paulo (2013-06-18,08:30): nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam :) DamianSz (2013-06-18,14:36): Z tym myleniem numeru edycji biegu był ciąg dalszy bo na portalu biegigorskie.pl napisali, że to był 6-ty bieg -)
|