2012-10-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Mój 13 Poznań Maraton (czytano: 770 razy)
Eh, od maratonu w Poznaniu upłynął już cały tydzień, a ja nie dałem rady nic skrobnąć na ten temat. Najwyższy czas to nadrobić, bo niedługo z mej dobrej ale krótkiej pamięci zaczną ulatywać wspomnienia, a tego bym nie chciał. Bo jest co wspominać i chcę to wspominać. Do końca życia... Do póki będę wstanie to przeczytać lub usłyszeć jak wnuki mi to czytają ;P
Najpierw spotkania teamowe. Na początku te nieoficjalne, już w podróży samochodem z Torunia, potem na targach, pasta party i w końcu w Wiankowej. Wszystkie bardzo miłe i serdeczne z wyjątkiem jednego starszego, zarośniętego pana w teamowej kórtce, który nie mogąc nas nie zauważyć na pasta party siadł metr od nas przy sąsiednim stoliku plecami do nas udając, że nas nie widzi. No cóż, udaliśmy to samo... To co się nasuwa po tych spotkaniach to to, że jest nas naprawdę sporo i coś nas łączy. Jakaś niewidzialna więź, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że oprócz spotkań z dobrymi przyjaciómi i znajomymi, spotykam cała masę ludzi, których na oczy nie widziałem, z którymi zamieniłem w internecie więcej lub mniej a czasem nawet ani jedego słowa, widzimy się po raz pierwszy w życiu na żywo, a siadamy koło siebie i gadamy jak starzy znajomi, którzy się tylko sporo czasu nie widzieli... Właśnie dla tych spotkań tłukłem się tyle z dzieciakami. To jest coś czego po prostu nie da się kupić za żadne pieniądze, coś co jest po prostu bezcenne...
Renia, którą też widzę na żywo pierwszy raz w życiu przygarnia mnie i Michała do siebie i gości wręcz po królewsku. Dopieszcza nas pysznym śniadankiem w dniu maratonu. Jedziemywspólnie na start. Oczywiście zaczyna ogarniać mnie przed startowa gorączka. Parkujemy jakieś 700m od depozytów. Wiem to dość dokładnie, bo po dotarciu na miejsce okazało się, że z samochodu wziąłem worek Michała. Czyli bez mojego numeru, chipa i w ogóle. Więc w ramach rozgrzewki biegnę tam i z powrotem do samochodu, ale zdenewowanie się tylko potęguje. Mam problemy z przypięciem numeru i w ogóle zebraniem się do startu. W końcu się udaje, jeszcze toaleta, trochę rozciągania, ale czuję, że od wczoraj za dużo zjadłem i wszystko mam w przełyku. Biorę ze sobą dwa żele, ale już przed startem widzę, że jeden mi gdzieś wypadł. Michał przy mnie to po prostu oaza spokoju. Michał Zawodowiec. No tak, ale choć obaj mamy w planach życiówki, to to jest jego trzynasty maraton, a mój trzeci.
Pada strzał startera, ruszają rydwany ognia a my wraz z nimi. Zaczynamy spokojnie, tak jak planowaliśmy. Nie dajemy się ponieść. Widzę, że tętno prawie od razu oscyluje w granicach progowego, no ale co mam zrobić? Jak stoję to też jest o 30 uderzeń wyższe niż normalnie. Tak było też i w poprzednich biegach na tym dystansie. To pewnie z powodu adrenaliny. Brak mi spokojnych ruchów zawodowca i stresuję się jak dzieciak. No ale treningi robiłem pod 3:15, czyli 4:37/km. A zaczynamy po 4:56 więc wolniej już na prawdę nie ma sensu... Chyba...
Z początku biegnie mi się ciężko. Brzuch mam pełny. Do 15km piję tylko wodę i jakoś po tym czuję się lepiej. Biegniemy z Michałem cały czas obok siebie. Postanowił trzymać się razem ze mną i biegniemy obecnie tak na wynik w okolicach 3:20. Biegniemy w ciszy, nie gadamy, ale ten wspólny bieg bardzo dużo daje. Po dziesięciu kilometrach mamy czas 48:05, a na połówce 1:40:19. Trzydziesty kilometr też osiągamy w zakładamym czasie 2:22:13 czyli po 4:48/km. To na mecie powinno dać czas około 3:23. Czuję się dalej mocny, a patrząc na Michała czuję, że mi dzisiaj doleje. Wiem, że właściwie maraton zaczyna się dopiero teraz. Jestem świadomy, podbiegu czekającego nas od 32 do 35km. Na tętno już wolę nie patrzeć, bo od tego znów się podwyższy. Przed początkiem podbiegu spotykamy duże grupy kibiców, a wśród nich Karolinę z Piotrkiem oraz Benka. Oni są po prostu wszędzie! A ich gorący doping dużo pomaga. Zaczyna się podbieg. Prawie go nie czuję. Czuję w sobie siłę, ale lekko zwalniam tak na wszelki wypadek. Mijamy pierwszego słaniającego się biegacza, kładą go na chodniku, po jakimś czasie w przeciwną stronę jedzie karetka... Gdzieś na 32km patrzę na twarz Michała, na której pojawił się grymas. Michał mówi, że biegnie już tylko głową. I właściwie w momencie kiedy wypowiada te słowa od razu zwalnia i odpada. Ja jeszcze walczę, ale żal mi go. Na końcówce 35km podbieg wyraźnie zaostrza się i daje mi się to mocno we znaki, ale walczę cały czas. Ustawiam sobie małe cele. Widzę gdzie będzie koniec podbiegu i wiem że się nie dam. Na tym kilometrze tempo niestety spada mi już powyżej 5 min/km ale obiecuję sobie, że jak już się skończy ten podbieg to znów przyspieszę. Niestety nie byłem już w stanie wrócić do poprzedniego tempa i zostało już ono powyżej 5 minut. Ale wciąż biegnę. Cel numer jeden, czyli przebiec cały maraton jest w moim zasięgu. Życiówka również, tylko muszę walczyć do końca. Ze sobą mam cały czas żel, ale w końcu nie odważyłem się go użyć. Cały czas czułem się pełny i nie chciałem ryzykować.
Na 40km byłem już nieźle zajechany i myślałem już tylko o mecie, aby zakończyć to i w końcu się zatrzymać. Znów spotkałem Piotra i Karolinę od których dostałem butelkę wody. Uratowała ona nie tylko mnie ale i jeszcze jednego biegacza koło mnie. Mimo wszystko najgorszy dla mnie okazał się 41 kilometr. Tu tempo spadło mi do 5:55, ale do marszu nie przeszedłem. Na finisz sił było niewiele, ale wynik netto 3:25:18 to moja nowa życiówka poprawiona o ponad dwie minuty, NO I PIERWSZY W CAŁOŚCI PRZEBIEGNIĘTY MARATON!!!
Jestem mega szczęsliwy! No i cóż, że plany były ambitniejsze, ale to na czym mi najbardziej zależało udało się! Pierwszy przebiegnięty w całości maraton, nowa życiówka, brak pęcherzy na stopach i nie zejdzie mi żaden paznokieć. Jak tak patrzę z perspektywy tygodnia, to przy tej ilości pracy przy trójce dzieciaków i domu, przy chronicznym wręcz niedospaniu, przy trzech zalednie treningach tygodniowo i objętości średniej z ostatnich 4 tygodni przed tygodniem startowym na poziomie 50km na tydzień (w jednym tylko było 65km, a wcześniej było tylko mniej) to jest to i tak mega wynik!
Michał dobiegł 9 minut po mnie. Nie udało mu się pobić życiówki, ale podjął ryzyko i dziekuję mu za wspólny bieg do 32km. Normalnie pobiegłeś jak osobisty pacemaker i mój sukces jest również Twoim udziałem. Wiem że mi jeszcze dołożysz, bo potencjał masz niesamowity.
Na koniec jeszcze dwie myśli. Gdzieś na 17km jeśli dobrze pamiętam usłyszałem za sobą „Cześć Tomek!” Odwracam się i widzę Wiesia. Wygląda jakby jeszcze nic nie przebiegł, uśmiech szeroki. Zdziwiłem się widząc go tu, bo byłem pewien, że jest dużo dalej przede mną.Nie wiem teraz czy to on mnie doganiał, czy to ja go wtedy wyprzedziłem nie zauważając go? Wtedy wydawało mi się, że to ja Wiesia wyprzedziłem, ale teraz sądzę, że było dokładnie odwrotnie, choć nie kojarzę faktu kiedy Wiesiu mnie wyprzedzał. Ale biegło nas wiele osób, a ja koncentrowałem się tylko na swoim biegu. Przepraszam Cię Wiesiu za moje tylko którkie „cześć” ale nie chciałem w biegu gadać. Szkoda, że nie spotkałem Cię na mecie. Jednak gdy zobaczyłem wyniki i okazało się, że Wiesiu pobiegł życiówkę i to na poziomie 3:08 to mi po prostu szęka opadła. Wiesiu, chylę przed Tobą czoło. Skoro spotkaliśmy się na około 17km a na mecie dzieliło nas aż 17 minut to pobiegłeś ten maraton jak profesor! Chylę czoło i podziwiam.
Po przekroczeniu mety okryty folią napawam się swoim szczęsciem i nową życiówką. Za moimi plecami słyszę jak spiker wita wbiegającą na metę Marysię Kawiorską. A więc jednak pobiegła w Poznaniu! Wiem, że walczy z kontuzją achillesa, ale mimo wszystko przybiegła za mną, a wygrać z Marysią to po prostu szok! Spotkałem ją po chwili i nie potrafiłem nie powiedzieć, że cieszę się że pobiegła, ale i z tego się cieszę że mnie się udało pobiec minimalnie szybciej. Potem jednak przeszło mi prze myśl, że Marysia pewnie ustawiła się bardziej z tyłu niż ja i że te kilkanaście sekund mojej przewagi na mecie może wcale nie wystarczyć na lepszy wynik netto, jedyny jaki w takim biegu można porównywać. No i okazało się, że miałem słuszne obawy. Marysia sama mi to oznajmiła. Choć na 30tym kilometrze miałem jeszcze ponad 7 minut przewagi Marysia na mecie była o 8 sekund szybsza ode mnie... Marysiu, tak jak Ci napisałem w mailu: Po prostu jesteś wielka! I zawsze byłaś i nawet gdybym tym razem był ciut szybszy, nawet gdybym wygrał cały maraton to wielką pozostaniesz i niedoścignionym wzorem również.
Ale postaram się powalczyć lepiej następnym razem i chętnie stanę na starcie kiedy będziesz atakować 3:08 i postaram się dotrzymać Ci kroku.
Od maratonu minął tydzień. Byłem już na treningu w piątek.Po ostatnim maratonie dwa lata temu nie mogłem patrzeć na buty do biegania przez kilka miesięcy. Teraz już od wtorku chciałem iść biegać. 8km lekkiego biegu bez pulsometra, a biegło się super. Eh, gdyby takie były ostatnie mojego maratonu... Następnym razem. A następny raz będzie na pewno, bo w końcu polubiłem ten królewski dystans. Jeszcze wiele się muszę nauczyć, ale jestem pełen optymizmu i wiem, że stać mnie na więcej, jeśli tylko poprawię systematyczność treningu, a wiem, że będe miał w tym teraz dużą pomoc.
A zdjęcia zrobione są przez Piotra Kotowskiego. Jedno z 31km jeszcze z Michałem, a drugie z czterdziestego. Piotrze i Karolino! Dziękuję wam z całego serca za fantastyczny doping na całej trasie! W ogóle dziekuję wszystkim wspaniałym kibicom. Poznań jest piękny i ma fantastyczny maraton. Zawsze będę tu z chęcią wracał.
PS. 22.10. Muszę napisać małe wyjaśnienie. Od tygodnia nie zaglądałem na forum Maratonu Poznańskiego. Zrobiłem to dopiero po załadowaniu wpisu do bloga. To co zobaczyłem w sprawie Wiecha wprawiło mnie w osłupienie i początkowo niedowierzanie. Zarwałem noc, prześledziłem cały wątek od tyłu i jestem szoku. Oczywiście nie uważam już, że wynik Wiesia jest godny podziwu. Kiedy to pisałem przez myśl mi nie przeszło, że mógł być oszukany. W sumie to chyba bardziej mnie to ruszyło niż dyskwalifikacja Armstronga, choć to oczywiście inny kaliber, ale Wiecha znałem i ceniłem. Jak widać pozory mogą mylić...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu renia_42195 (2012-10-22,06:57): Tomku, gratuluję raz jeszcze :) Miło, że pobyt w Poznaniu wspominasz mile :) A okazję, że masz teraz trenera wykorzystaj na maksa :))) Truskawa (2012-10-22,07:42): Wiem, pisałam już ale gratluję życiówki. Może Ty w ogóle nie powinieneś trenować, żeby życiówki robić? :))) jacdzi (2012-10-22,08:31): Raz jeszcze gratuluje i zgrzytam zebami na mysl o opuszczonej teamowej imprezie przed biegiem. henioz (2012-10-22,08:36): Gratulacje. michu77 (2012-10-22,09:04): Gratulacje! Super relacja! ;-) snipster (2012-10-22,09:27): Gratki udanego maratonu Tomku :) jagódka (2012-10-22,09:45): Tomku to była dla nas niesamowita przyjemność:)) Jakby była taka możliwość oddałabym Wam wszystkim moje nogi, żeby ulżyć;)) Wzruszenia i emocje niesamowite!:)) Było wspaniale! No i gratuluje serdecznie pięknego wyniku!:)) Marysieńka (2012-10-22,10:00): Tomku...miło jest czytać tak milusie słowa o sobie samej...odnośnie wspólnego biegu...mam nadzieję, że tym razem "wytrzymasz" moje... początkowo wolne tempo:)) kudlaty_71 (2012-10-22,10:18): ...wielki szacunek Tomku i...jeszcze większe gratulacje :)... annette (2012-10-22,11:09): Gratulacje! Imponujący wynik :) mamusiajakubaijasia (2012-10-22,11:14): Zwolniłeś przez uszy. Za duży opór powietrzu stawiały i to właśnie dlatego:) A zarośniętymi milczkami w kurtkach TEAM`owych nie przejmować się. Nie warto chyba:) miniaczek (2012-10-22,11:45): "...za żadne pieniądze, coś co jest po prostu bezcenne..." za wszystko inne zapłacisz kartą MasterC....:) gratuluję życiówki, ale jak mogłeś zostawić Michała??:) Hepatica (2012-10-22,11:57): :) Tomek, jeszcze raz moje GRATULACJE!!!!! Kedar Letre (2012-10-22,14:01): Gratuluję! A spotkania teamowe powinny być dłuższe:)
O mały włos a nie zamienilibyśmy ze sobą ani słowa.Dobrze, ,że nie byłem na pasta party, bo zaczałem się zastanawiać , czy ten zarośnięty, w teamowej kurtce, to czasem nie ja:) ikusia (2012-10-22,19:55): Gratulacje! I do zobaczenia w Toruniu? ;) tdrapella (2012-10-22,21:28): Reniu, postaram się z ałych sił, ale nie kosztem rodziny. Ilość treningu i tak dostosuję do potrzeb najbliższych tdrapella (2012-10-22,21:29): Iza, trenować to jedank powinienem, ale bardziej regularnie. Nie mniej jednak widzę, że potrzebuję sporo odpoczynku przed najważniejszymi startami i to dobrze mi robi :) Musze o tym pamiętać :) tdrapella (2012-10-22,21:30): Jacku, żałuj, ale nie umartwiaj się, bo przecież następne też będą. Nie wiem z kolei czy mi będzie dane na nich być, bo jednak dzieciaki przypłaciły trochę zdrowiem te nasze dzikie wojaże tdrapella (2012-10-22,21:32): Snipi, a Tobie gratuluję ukończenia korony w jeden rok i to z takimi wynikami w każdym z biegów. Siok po prostu i wielki wyczyn! tdrapella (2012-10-22,21:33): Marysiu, następnym razem ustawię się koło Ciebie i nie dam się podpuścić :) tdrapella (2012-10-22,21:34): Aneto, dziękuję i obiecuję poprawę ;) tdrapella (2012-10-22,21:42): Ależ Rafał! Ja go wcale nie zostawiłem! Prawie pod sam dom go odwiozłem ;) tdrapella (2012-10-22,21:42): Ależ Gaba! Przecież te uszy to moja tajna broń! Ja po prostu liczyłem że na końcówce będzie z wiatrem i jak już nie gogami to chociaż uszami będę biegł ;) tdrapella (2012-10-22,21:43): A tak po za tym Rafał, to trochę nam spotkania uciekło i nic o ważnych tematach nie porozmawialiśmy... tdrapella (2012-10-22,21:45): Krysiu, tobie rówież gratuluję super wyniku jak na sytuację jaką masz teraz. No i gratuluję mistrzowskiego tytułu! tdrapella (2012-10-22,21:47): Osobiście uważam Radek, ze spotkania powinny trwać minimalnie tyle ile w Toruniu w forcie :) Ale jeśli to by miało być przy okazji maratonu, to chyba lepiej już po nim ;) A! kupiłem sobie już dobrą czołówkę na pierwsze godziny Rzeźnika :) tdrapella (2012-10-22,21:49): Michał, jest mi naprawdę przykro, że nie dobiegliśmy na metę razem właśnie w okolicach tych 3:25. Może gdybyśmy jeszcze spokojniej zaczeli... Tak jak Marysia... tdrapella (2012-10-22,21:52): Ikusia, niestety raczej mnie nie będzie. :( ale nie można mieć wszystkiego. Czeka mnie wiele zadań w domu. Idą duze zmiany :) miniaczek (2012-10-22,22:05): może już niebawem pogadamy??;) w nie tak odległym kraju;)
a ja znowu jestem zbyt optymistyczny po telefonie od ... :) ddrapella (2012-10-23,10:06): "z wyjątkiem jednego starszego, zarośniętego pana w teamowej kórtce" - mam dobre alibi - nie jestem zarośnięty a z dumą używam teamowych koszulek (kurtki nie noszę), A tak na serio żałuję, że nie mogłem być w Poznaniu chocby dla towarzystwa, bo na maraton jeszcze muszę sporo zapracować... Truskawa (2012-10-28,18:11): Jest taki szczególny typ cżłowieka lubiący robić doskonałe wrażnie, które nie ma nestety pokrycia w rzeczywistości. I to jest właśnie "nasz" wiesiu.
|