2011-12-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| DESZCZ, ŚNIEG I JA (czytano: 3810 razy)
Grudniowy wieczór powszedniego dnia tygodnia, temperatura około zera, lekki wiatr. Ruszam na moją 5 km pętlę. Zawsze najtrudniej jest wyjść z domu i ruszyć, potem im dłużej tym lepiej. Ale tym razem jest inaczej. Sceneria zmienia się z minuty na minutę: zaczyna kropić, potem wiać. Deszcz staje się intensywny i przechodzi w deszcz ze śniegiem przy zmiennym wietrze, który wieje albo w twarz albo zacina z boku. Wszystko to w świetle świecących latarni, co tworzy bajkową atmosferę. Trawniki przy chodnikach zaczynają nabierać białej barwy. Temperatura idzie w dół . Muszę uważać bo asfalt staje się śliski, a biegnę w „letnim” obuwiu. Endorfiny pracują. Jest coraz przyjemniej, mimo że deszcz ze śniegiem nie ustaje. Pusto , żadnego samochodu. Psy, zwykle ujadające zza ogrodzeń, pochowane w budach. One chyba nie mają ochoty na normalne baraszkowanie. Nie ta pora i nie ta pogoda. Lekko przyspieszam jak zwykle gdy rozpoczynam drugie okrążenie. Teraz ciężej, betonowe sześciokąty ze szczelinami na odcinku 800 m. Można powiedzieć specyficzny rodzaj crossu . Ale już leciutki podbieg i z powrotem na asfalt. Deszcz ze śniegiem mniejszy za to wiatr większy. Nie przeszkadza mi to. Powietrze czyste oddech spokojny , choć coraz krótszy bo jeszcze przyspieszam. Mimo, że ciągle pada jest świetnie. Tylko rozciąganie trzeba będzie zrobić w domu a nie na zewnątrz żeby się nie przeziębić. Ostatnie 200 metrów po drodze ziemnej pokrytej tłuczniem („ mini-cross”) spokojniej (ryzyko skręcenia nogi) i koniec. Przynajmniej na razie. Wiatr wieje, śnieg zanika, deszcz nie przestaje padać a koniec kolejnej grudniowej doby bliski. Razem 10,5 km w 1:01. Nastrój świetny, przyjemne ciepło promieniuje z wnętrza organizmu. Szkoda tylko że jutro trzeba znów rano wstawać a snu będzie jak zwykle za mało.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |