2010-05-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| po Hajnówce (czytano: 493 razy)
O Hajnówce nie będę już się rozpisywał, bo wszystko zostało napisane nie raz. Mnie szczególnie cieszyło że mogłem ten czas spędzić łącząc przyjemne z przyjemnym, czyli biegnąc i biesiadując w towarzystwie bliskich mi osób. Po powrocie do Warszawy, nie ukrywam, wszystko mnie drażni. Zastałem tu wczesny listopad w środku maja, jak zwykle gigantyczne korki i dziki „zabiegany” tłum ludzi.
Wczoraj trafiła się awaria trakcji tramwajowej w centrum, dziki tłum próbował przesiąść się do przeładowanych autobusów, które i tak zdawały się nie poruszać w koszmarnym korku. To miasto bywa ciężkie do życia, a kilkudniowy pobyt w puszczy dodatkowo wyostrza to wrażenie. Przeszedłem więc na piechotę ok. 5 km i korzystając z tej rozgrzewki zrobiłem od razu trening 8 km po 5’40/km + 10 przebieżek po 100 m. ciężko było jakoś, mięśnie chyba nie do końca doszły do siebie po mocnej połówce.
Wiosna póki co udana, mimo perturbacji wyjazdowo-zdrowotnych. Poprawiałem się dwa razy w połówce (o 1’19” w PW i o następne 2’08” w Hajnówce) i na piątkę w Biegu Konstytucji o 3 sekundy. Dobre i to. Podobał mi się zwłaszcza start w Hajnówce, mocny ponad 500-metrowy finisz dał mi sygnał że mogłem powalczyć o złamanie 1:40, ale trzeba było się wcześniej przyłożyć do ciut wyższego średniego tempa. Celem było złamanie 1:42, więc i tak jest satysfakcja, a do poprawy w moim odczuciu wciąż sporo. Grunt, coby nic nie zakłóciło systematycznych treningów. No i najważniejsze, że bieganie to wciąż przyjemność :)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |