2008-05-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Łosiowe znów łosiowe (czytano: 196 razy)
Widziałem znów łosie na ŁB. To było jak pożegnałem się ze Zbyszkiemtt i Maciaszczykiem i ruszyłem na drugą pętlę. To musiało być chwilę po 9.00 rano. Szara coś wyczuła przy mostku w połowie drogi między przed chwilą opuszczonymi torami a betonową strażniczą budką z napisem "czuwaj". Patrzę i... oczom nie wierzę. W lesie po lewej stronie zaraz za mostkiem stoi wielki łoś bez rogów, ciemny, jakieś 15 m ode mnie. Stoi nieruchomo i z pochyłym grzbietem wygląda jak okapi. Tylko uszy niezależnie od siebie obracają mu się to do przodu, to do tyłu. Postał tak nieruchomo z pół minuty, Szara nie mogąc się uwolnić od amortyzatora bezsilnie darła łapami grunt usiłując go dopaść, a on jakby nigdy nic leniwie sie ruszył i zaczął oddalać w gąszcz. I wtedy ruszył się drugi zwierz, też oczywiście łoś, stojący jeszcze bliżej mnie niż ten pierwszy. Ale był tak doskonale nieruchomy i wtopiony między pnie drzew, że gdyby się nie ruszył to bym go nie dostrzegł.
A tak w ogóle to było to w ramach niedzielnego długiego wybiegania. Zrobiłem zapięty do Szarej cały czas około 30 km w czasie 3:12 brutto. Start z domu na Woli o 7.30, pół godziny później spotkanie z Maciaszczykiem (już był po pierwszej pętli) i Zbyszkiemtt (właśnie przyjechał). Kolejna godzinka to wspólna, dość szybka łosiowa pętelka. Na stadionie o 9.00 obaj kompani zakończyli bieg, a ja ruszyłem na kolejną pętlę i spotkałem zaraz na początku łosie. Druga pętla była troche modyfikowana w stosunku do pierwszej i chyba nieco dłuższa. Byłem tak wykończony, że nawet się nie zatrzymywałem na rozciąganie przy siłowni na Górcach. Na ostatnich nogach dotarłem do domu.
Dziś był też testowany po raz pierwszy niedawno zanabyty 5-litrowy malutki camelbag Quechua. Nawet nieźle się sprawdził, trochę tylko paski mnie obcierają koło obojczyka i nieźle trzeba ssać, żeby nieco płynu uciągnąć. Ale jedno i drugie do wytrzymania.
Do Rzeźnika dwa tygodnie. W ramach integracji zespołu byłem z And na wieczornym koncercie Werchowyny i cymbalistek z Białorusi w Akademii Muzycznej na Okólniku. To był finałowy, bardzo dobry koncert festiwalu Etno-cross. Wcześniej widziałem na Mariensztacie i Nowym Świecie w ramach festiwalu m.in. ciekawy taneczny zespół karaimski (bardzo efektowne stroje), ukraińską dość rzewną kapelę trudnego do określenia stylu, takiego sobie szkockiego gitarzystę i muzyków z Indii.
Bilans tygodnia: około 69 km. Mało.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |