2018-10-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 19 Poznań Maraton. 17 Mistrzostwa Polski Lekarzy. (czytano: 634 razy)
Mój 6 maraton w tym mieście. Jadę razem ze Zbychem, który robi za kierowcę i jest niespełnionym, pechowym trójkołamaczem. Zbyszek od dłuższego czasu jest przygotowany na upragniony czas, ale ciągle coś mu przeszkadza w jego realizacji. A to burza w Rzymie, upał w Hamburgu, plecy już nie pamiętam gdzie. Niestety jego sukces w tym maratonie też czarno widzę, z czym na razie nie dzielę się z nim. Przed tygodniem nabawił się kontuzji uda i pomimo intensywnej rehabilitacji nie jest w pełnej formie. Jest za to zawzięty i może pojedzie na ambicji :).
Ze mną też nie jest nadzwyczajnie. Co prawda moja kontuzja uda zaleczona, ale wcześniej nie biegałem wystarczająco długo i szybko. Ważę więcej niż przed rokiem, więc mój rezultat też jest jedną wielką niewiadomą.
W sobotę odbieramy pakiety – ładna koszulka, 2 piwa, słodycze. Ja zaliczam podwójną pasta party. Zbychu nie ryzykuje. Nabrał pół walizki jedzenia i tylko kucharza mu brakuje. Na targach bez szału, wszystko już posiadamy. Kupujemy ulubione żele, a białych getrów dla kolegi nie prowadzą.
Wieczorem Zbychu robi 3 km truchtu zgodnie z zaleceniem swojego fizjo. Trochę telewizji, internetu i grzecznie idziemy spać. Pobudka 6:30, śniadanie we własnym zakresie. Ubrani na galowo, z hotelu biegniemy na start. Tu się rozdzielamy. Ja zaliczam depozyt, a Zbychu dalszą część rozgrzewki ( on jest zawsze bardziej perfekcyjny).
Na starcie w strefie B spotykam mojego kolegę po fachu, Andrzeja z Kołobrzegu. Wygrałem z nim zeszłoroczny maraton, ale w tym roku przybiegł przede mną półmaraton w Gnieźnie, więc pewnie tak też będzie i dzisiaj. W zamierzeniach biegnę na 3:18, ale tak jak przed miesiącem w Gnieźnie zabieram się z Andrzejem licząc na wsparcie i jakoś tam będzie. Początkowo biegniemy na 3:12.
Na początku jak zwykle jest lajtowo. Temp. 13 st. C, niestety słonecznie, niebo bez żadnej chmurki.
Temperatura będzie cały czas zwyżkować osiągając na koniec 22 st.
Co 5 km na każdym wodopoju nawadniam się , a później również polewam głowę. Ok. 15 km wyprzedzają nas peacemakerzy na 3:15. Również Andrzej nieco przyspiesza. Przez ok. 10 km trzymamy się grupy na 3:15, ja stopniowo odstaję i w okolicy katedry na 30 km tracę Andrzeja.
Na 32 km dołącza do mnie zawodnik, który biegł w pobliżu nas, ale zagubił się na Malcie.
Chwilę rozmawiamy, przezwyciężam kryzys i chwilę biegniemy razem – on dużo młodszy po ultramaratonach i irommanie, ale ma więcej sił i wkrótce też mnie opuszcza. Stopniowo słabnę, nie trzymam już tempa, na domiar złego na 39 km łapie mnie kolka i snuję się z napotkanym zawodnikiem ze skurczami nóg, który w zamierzeniach łamał trójkę.
Niestety, na koniec nawet brak dobrego finiszu, ale wreszce upragniona meta i czas mimo wszystko do zaakceptowania- 3:24:39. Za metą wypijam kilka kubków izotonika, zjadam bez liku owoców i dostaję bardzo ładny, medal z tasiemką białoczerwoną przeplecioną sprytnie w środek medalu z orłem pośrodku. Wiedziony instynktem, przy scenie znajduję zakamuflowaną ekipę od Mistrzostw Lekarzy i jako pierwszy odbieram medal za ukończenie maratonu jako doktor. Teraz szybko jak tylko pozwalają moje obolałe nogi idę do hotelu, który mamy zabukowany do 13:30.
Tam zastaję Zbycha, który niepocieszony relacjonuje swój start – do 28 km biegł na 2:55, a potem nogi odmówiły mu posłuszeństwa i skończyło się na 3:06:37. Jak dla niego to klęska. Zapewne wczesną wiosną znajdze sobie następny bieg aby przezwyciężyć niesprzyjający los.
Nie możemy jeszcze wracać do domu, bo dekoracje lekarzy są na samym końcu. Mój syn podesłał mi w międzyczasie wyniki z internetu na osłodę nie do końca udanego startu ( w zeszłym roku była tu życiówka lepsza o 10 min.)
W oczekiwaniu na podium zaliczam makaron, piwo i masaż nóg. Tym razem trafiam na 2 młodziaków. Jeden uczy drugiego, każdy zajmuje się jedną nogą i solidnie zajmują się nimi przez 20 min. Dziękuję im wylewnie – mogę już zawiązać buty bez problemu, a chodzenie też jest łatwiejsze. Przed sceną spotykam żonę Andrzeja , a potem i on dołącza do nas ( 3 m-ce w M 60 w open). Niestety organizatorzy bardziej dbają o czarnoskórych biegaczy i w kategoriach biegowych nie ma podium, a jedyną nagrodą jest bezpłatny udział w przyszłorocznym maratonie ( to chyba nie jest dobry pomysł na zwiększenie podupadającej frekfencji).
Andrzej wygrywa swoją kategorię w doktorach , ja w swojej jestem drugi. W klasyfikacji generalnej Mistrzostw Polski Lekarzy Andrzej piąty, ja ósmy. Otrzymujemy puchary i bony do Dekathlonu ( nagradzana jest pierwsza dziesiątka).
Na zakończenie zdjęcie z poznańskimi koziołkami i odjazd.
Postanawiam , że za rok na jubileuszowy 20 maraton w Poznaniu bardziej przyłożę się w treningach, stracę nieco masy i może znowu uda mi się zaliczyć życiówkę i w lepszym nastroju ukończę królewski dystans. Mam nadzieję, że w przyszłości, pobiegnę tu kiedyś z synem, który już powoli ewoluuje z piłkarza do biegacza ( 4 biegi zaliczone w tym roku ). Pozdrawiam Cię Jarku :).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2018-10-16,08:00): Arku, Ty jesteś ekstraklasa biegowa :) Mierzysz wysoko i fajnie że jeszcze tyle możesz :) Gratuluję mimo wszystko!
|