2015-07-25
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Półmaraton Ziemi Puckiej pod hasłem byle dobiec (czytano: 2555 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://rango.pl/polmaraton-pucki/
Pierwszy deszczowy :) od zawsze jak sięgam pamięcią w Pucku podczas biegu słońce naparzało jak w tropikach. Tym razem aura dopisała bo od rana chmury przelotnie zasłaniały słońce, a niedługo po starcie spadł deszcz, który później przeszedł w mżawkę i wreszcie ustał. Choć ciepły i nie bardzo rzęsisty uprzyjemnił bieg i ochłodził powietrze do około 20 stopni. Warunki zewnętrzne wreszcie sprzyjające do powalczenia o dobry wynik, niestety warunki wewnętrzne nie wyglądały równie obiecująco…
Nie czułem się najlepiej fizycznie, czułem ciągle trudy GoToHell, dwa czy trzy lekkie wybiegania w ciągu tygodnia między biegami również wskazywały na zmęczenie. Jak zwykle w sytuacji kiedy z różnych względów nie czuję się optymalnie przed startem trzymam się taktyki pod hasłem pobiegnę i zobaczymy jak się będzie zachowywał organizm :) tak też postanowiłem zrobić tym razem.
Później rozpocząłem rytuał przedstartowy, krótkie roztruchtanie i rozciąganie oraz tradycyjna wizyta w tojtoju. Wreszcie strzał startera i ruszyliśmy… trzymając się taktyki rozpocząłem ambitnie (nawet mógłbym powiedzieć, że trochę zbyt ambitnie mając na uwadze zmęczenie ultramaratonem) trzymając się tuż za czołówką. na drugim kilometrze spotkałem Marcina, z którym przegrałem drugie miejsce na GoToHell :)
Sił wystarczyło na jakieś 3 – 3,5 kilometra, doszedłem do wniosku, że tempem jakim biegłem nie zajadę daleko dalej i zdroworozsądkowo postanowiłem zwolnić. Zwolniłem na tyle drastycznie, że przez kolejne 14 kilometrów zmuszony byłem oglądać plecy kolejnych wyprzedzających mnie zawodników. Czułem, że mógłbym biec trochę szybciej, ale czułem też że aktualne tempo jest optymalne na tą chwilę co potwierdziła końcówka biegu.
Na 4 kilometrze zaczęło padać, zrobiło się przyjemnie, zacząłem więc cieszyć się biegiem i spokojnie trzymając się swojego rytmu pokonywać kolejne kilometry. Do Osłonina dobiegłem spokojnym rytmem, z kolei do Rzucewa przyłożyłem się trochę bardziej, pamiętając jak szybko przebiegłem ten odcinek tydzień wcześniej podczas GoToHell. Później był zbieg do zatoki, i lekko wznoszący się odcinek wzdłuż zatoki i lasem, a później polem do Błądzikowa i Pucka. Gdzieś na 16 kilometrze zacząłem wyprzedzać tych, którzy słabli i gubili rytm, a za ostatnim wodopojem lekko przyspieszyłem ponieważ trasa wróciła na asfalt. Ostatnie kilometry przebiegły spokojnie, równym tempem do samej mety, od czasu do czasu urozmaicało je wyprzedzanie.
Mając na uwadze trudy ultramaratonu, które wciąż jak się okazało jeszcze odczuwałem bieg mogę uznać za udany. Nie licząc minimalnie wolniejszego biegu na wzniesieniach trzymałem równy rytm do mety i nawet na ostatnich 4 kilometrach wyprzedziłem kilku biegaczy spośród tych, których plecy oglądałem pomiędzy 7 a 12 kilometrem :)) To duża satysfakcja kiedy się okazuje, że bieg był rozegrany mądrze taktycznie i tempo było zoptymalizowane do dyspozycji dnia, nawet kiedy wynik nie zadowala.
Na metę dobiegłem zmęczony ale nie wykończony, czas pozostawiał wiele do życzenia ale skorygowany o GoToHell można uznać za przyzwoity.
Jak zwykle w Pucku atmosfera i klimat biegu dały pełną satysfakcję, ciepły prysznic i ciepły posiłek po biegu, a w szczególności pamiątkowe zdjęcie Wojtka z brzydulami podczas posiłku były zwieńczeniem dobrej zabawy :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |