2014-06-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maniacki Górski Obóz Treningowy (czytano: 924 razy)
…w skrócie MGOT. Temat obozów biegowych przewijał się już kilka razy przez mój blog. Jest to z pewnością bardzo dobry sposób na odreagowanie, zresetowanie głowy… zwłaszcza w miłym towarzystwie, w pięknych okolicznościach przyrody. Nie muszę dodawać, że góry i bieganie to idealne dla mnie powiązanie.
Zorganizowane obozy z opieką trenerską, mają swoje liczne zalety ale obóz treningowy
by myself , ma tych zalet z pewnością niemniej. Kolega Marek już jakiś czas temu wpadł na pomysł zorganizowania czegoś na kształt obozu dla ludzi z naszego klubu. Bazą obozu miało być Zakopane, a ukoronowaniem tygodniowego pobytu w tymże miejscu – Weekend Biegowy z Sokołem (biegi Sokoła, Marduły i Zamoyskiego). Ja zapisałem się jedynie na ten pierwszy bieg, a z uwagi na słabą znajomość Tatr i lęk wysokości… wysokogórski bieg Marduły zostawiłem sobie na rok przyszły. Jak się okazało, zabrakło mi tej wisienki na torcie by ukoronować ten bardzo udany tygodniowy pobyt, i naprawdę szczerze zazdrościłem zawodnikom startującym w Mardule.
Okazało się że ostatecznie do Zakopanego wybrało się nas 5 osób. Prawdę mówiąc nie liczyłem na więcej. Kilka osób ostatecznie zrezygnowało z różnych przyczyn. Wiadomo – zawodowe i rodzinne zobowiązania. Zakwaterowanie w sprawdzonej już przez kolegę, willi Fortunka przy Karłowicza, tuż przy drodze na Kuźnice i wejściu na Nosal.
Dzień 1
Pogoda nie sprzyjała wyjściu w wyższe partie gór, więc postanawiamy przetestować trasę biegu Sokoła (Kuźnice-Kalatówki-droga Nad Reglami – dol. Białego - droga Pod Reglami- dol. Strążyska i drogą na Reglami do mety na Kalatówkach), z drobnym odbiciem na Sarnią Skałę. Oczywiście na początek przebieranie, bo chyba wszyscy ubrali się za ciepło. Deszcz oczywiście towarzyszy nam przez całą trasę. Jeden z kolegów zalicza glebę na śliskim drewnianym mostku, no ale trudno się nie przewrócić w górach. Pierwszy dzień na rozkręcenie nóg. Mijamy wycieczkę szkolną i uczennice idące nie wiem czy w bardziej modnych czy też mokrych, trampkach po tym błocie, ślizgające się po mokrych kamieniach.
Dzień 2
W planach była trasa Marduły z pominięciem odcinka w Zakopanym i wejścia na Nosal. Z uwagi na padający deszcz, momentami deszcz ze śniegiem, odpuszczamy Kasprowy i prosto z Karbu decydujemy się na powrót do Kuźnic. Trochę szkoda, tym bardziej że dwóch kolegów zdecydowało się zaliczyć całą trasę, a ja już później nie miałem takiej okazji. Karb to jedyne miejsce podczas pobytu w Tatrach, gdzie w jednym miejscu przez chwile budzi się mój lęk wysokości. Poza tym jest okazja zaliczyć chociaż kilka metrów brodząc w śniegu.
Dzień 3
Odcinek w zamyśle miał być trochę bardziej biegowy: Nosal-Kopieniec –Gęsia Szyja-Polana Rusinowa i powrót busem do kwatery. Widoki zapierające momentami dech w piersiach. Po raz kolejny okazuje się że kilometrów w nogach trochę mało, więc razem z Markiem decydujemy się jeszcze przebiec dodatkowo trasę z Palenicy Białczańskiej do Morskiego Oka i z powrotem, czyli trasę niedzielnego biegu Zamoyskiego. Stanowimy nie lada atrakcję dla wycieczek szkolnych maszerujących w tym dniu… pod górę. Obiad w moim ulubionym zakopiańskim „Żabim Dworze”.
Dzień 4
Tym razem decyduje się na samotne zmaganie z dystansem. Minusem wyjazdów w większej grupie jest z pewnością to, że czasami trudno się razem dogadać, ale z drugiej strony nie zawsze trzeba przecież trenować razem. Dol.Kościeliska-Smreczański Staw-Ornak i powrót drogą nad Reglami do Dol. Strążyskiej. Drugi dzień z dystansem powyżej 30 km. Do tego dochodzi popołudniowa wizyta w biurze zawodów.
Dzień 5
Bieg Sokoła – godzinę przed startem pada mocny deszcz. Będzie ślisko i błotniście. Jeden z kolegów z klubu zaliczy zresztą upadek na zbiegu do dol.Białego. Mi się zbiega bardzo dobrze… szybko łapię odpowiedni rytm, ale gorzej z podejściami. No i w tym momencie zaczynam żałować , że nie zapisałem się na kolejne biegi z cyklu. Ledwo się zabawa zaczęła, a już się skończyła… Z drugiej strony nie miałem jeszcze okazji biegać w górach na krótkim dystansie. MGS, Karkonoski, Rzeźnik… potrafią nieźle dać w kość. W biegu Sokoła była sama radość w szybkim oczywiście jak na mnie, bieganiu po górach… no może teraz trochę przesadzam…
Dzień 6
Miało być wyjście na szlak i kibicowanie koleżankom i kolegom startującym w Mardule. Jednak ze 120 górskimi kilometrami na liczniku, doczłapałem jedynie do Kuźnic i na metę do Kalatówek. I tak nie bardzo wiedziałem, po co tam idę. Może za rok spróbuję zaliczyć cały cykl.
A w niedziele powrót do rzeczywistości.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Patriszja11 (2014-06-12,16:59): A ja myślałam, że się zmęczyłam! Ten obóz treningowy to był dopiero wycisk. Myślę że bez problemu poradziłbyś sobie z Mardułą. Polecam na rok przyszły obowiązkowo cały cykl! michu77 (2014-06-12,20:07): ...i taki też jest plan... :D ineczka16 (2014-06-16,20:07): Super zdjęcie! Na Rusinowej Polanie? michu77 (2014-06-17,08:49): dokładnie... moja pierwsza wizyta w tym miejscu :D ineczka16 (2014-06-18,19:58): Wiedziałam! Hehe :) pozdrawiam i zazdroszczę... żiżi (2014-06-25,20:39): Zazdroszczę....wszystkiego
|