Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [3]  PRZYJAC. [14]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
alinamalina69
Pamiętnik internetowy
Przygoda z truchtaniem

Jolanta Kalinowska
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: Bielsko-Biała
31 / 44


2013-03-08

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Do biegów gotowi...start! (czytano: 447 razy)



Powoli zima za nami,a sezon biegowy zaczyna ruszć pełnią pary.Tak podsumowując...zima nie była dla mnie łaskawa w tym sezonie...kontuzja biodra w święta unieruchomiła mnie biegowo jak i narciarsko.Po półtora miesiąca kuśtykania w końcu zdecydowałam sie pójśc do ortopedy.Coż rozpoznanie było brutalne"stan zapalny przywodzicieli uda i obserwacja w kierunku zmęczeniowego złamania szyjki kości udowej.Może nie kończyłam typowo lekarskiego kierunku studiów,ale na tyle zblizony,że zdałam sobie sprawę jakie poważne postawiono mi rozpoznanie.Totalny zakaz biegania...ograniczenie chodzenia i ruchu i do tego rehabilitacja.Czy może być coś gorszego dla biegacza?No zawsze może...tak się pocieszałam,ale psychika siadła mi do cna.Poszłam do poradni sportowej na rehabilitację...tam moją piękną diagnozą zainteresował się najlepszy ortopeda w BB jak inni podają.."kto pani postawił takie rozpoznanie?Czy zdaje sobie pani sprawę jakie to poważne?"Raczej to nie zabrzmiało pocieszająco..trochę zmienił mi zabiegi i się zaczęło...codzienny wymarsz do poradni a tam się nasłuchałam!!!!Emeryci i renciści prowadzili przy zabiegach zawody kto na co jest bardziej chory i co im pomaga albo szkodzi...pomyślałam...czyżby już nastał dla mnie ten etap zycia?Ale coż...w domu pewnie już ich nikt nie słuchał a rehabilitacja dodatkowo była miejscem nawiązywania kontaktów interpersonalnych...może i czasem matrymonialną podpowiedzią...;))Wprawdzie zryw u emerytów nie jest dla mnie szczytem marzeń,ale tez nie zaszkodził...:)))A ile się wywiedziałam to nawet nie miałam pojęcia,że to i owo może boleć...dolegać itd:)))No cóż...wesołe może bywać życie staruszka...miejmy nadzieję...sobie bym to zyczyła i innym:)Na razie zatem po tych atrakcyjnych znajomościach pomyśłam,że powinnam może jednak wrócić do biegania mimo zakazu...ale co by nie zardzewieć na kość...bez osteoporozy oczywiście!No i zaczęłam testować bioderko...troche pobiegłam...gacie w dół i siad do sniegu!Zaś trochę pobiegłam i to samo...oczywiscie wieczorem jak nikt nie widział...w każdym bądź razie miałam takie przeświadczenie:)))Pomyślałam...fajna krioterapia i za darmo!Potem juz mi sie to tak spodobało,że jak zaczynałam biegać to juz myślałam gdzie to zrobię:)To wciągało...oj jak wciągało...zaczęłam ubierać pod rzeczy biegowe strój kąpielowy...robić wbieg np. na Dębowiec,tam szukac ustronnego miejsca...rozbierać się...i hurra kąpiel w sniegu!!!Oj te endorfiny...bez was nie byłoby szczęścia ani sensu zycia...:)))W końcu bioderko zaczęło stopniowo luzować...mnie się humor poprawiał,plany biegowe precyzowały na ten rok i postanowiłam ekstremalnie zamorsować!Znaczy się normalnie zamorsować,ale jak pełny mors...znaczy się jak mors całą gębą!Kurde..nie mam na mysli jedzenia...znaczy się mam ale nie wiem czy mors był pojedzony...co ja juz wypisuję:)Dobra bez motania!Udałam się atoli na spotkanie ze znajomymi morsami...pomyślałam na początku popatrzę...potrzepię zębami na ich widok...ale gdzie tam...to mnie się nie udało!Zostałam zaraz wciągnięta do przerębli potoku górskiego i to po szyję...po 5 km przebiegniętych przed...spocona jak mops a zanurzona jak mors!Niesamowite uczucie!!!!Nie polecam nikomu eksperymentować tego samemu bez osób doświadczonych!Zanurzenie spoko...nie czuje się zimna wody...ale...tętno przyspiesza jak przy interwale o 30,40 uderzeń na minutę,a skurcz oskrzeli powoduje niemożność oddychania.Panika...ogromna panika ogarnęła mnie w wodzie...myślałam,że się uduszę,ale dzięki spokoju znajomego,wskazówką i przytrzymaniu mnie co bym nie zwiała...udało mi się zanurzyć po szyję i tak chwilę wytrzymać!Co za satysfakcja...wychodziłam już spokojnie...było mi wręcz gorąco...nie trzeba było spieszyć się z ubieraniem...pokonałam tym własną psychikę,dla której coś takiego nie mieściło się w łączach:)Tych endorfin długo nie zapomnę...ech...Trzeba będzie to powtórzyć;)Może nawet w najbliższym czasie...na razie jednak musze odzyskać troche kondycji pokontuzyjnej...miałam lecieć na półmaraton zywiecki,ale niestety nie czuję się na tyle dobra.Za to może juz z sentymentu...albo dla sprawdzenia kondycji wybieram Perłę paprocan.Nastał czas startów...;)szyjka kości udowej się na razie nie rozpadła a jak to odpukac nastąpi trza bedzie pomysleć o jakiejś paraolimpiadzie;)no coż...nie ma to jak czarny humor...ale co pozostało...:)

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
Daniel Wosik
23:49
Hieronim
23:46
rolkarz
23:42
pjach
23:30
romangla
23:28
szczupak50
23:23
andreas07
23:03
fit_ania
22:59
kruszyna
22:43
wwanat46@gmail.com
22:29
Namor 13
22:25
Raffaello conti
21:57
staszek63
21:55
Henryk W.
21:16
slawroz60
21:13
Jarek42
20:29
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |