2013-01-31
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wbrew rozsądkowi (czytano: 302 razy)
Ból gardła, katar, a do tego odwilż oraz wyraźne dudnienie kropel deszczu o dach mojego poddasza odstraszyły mnie skutecznie od porannego wyjścia na trening. Rano, w drodze do pracy odwiedziłem aptekę i uzbroiłem się w kilka preparatów. Cały dzień "pod znakiem kataru". A jednak kiedy około 19 dotarłem do domu powiedziałem jak najszybciej "idę na trening" - i czym prędzej wskoczyłem w ciuchy do biegania. Mimo bolącego gardła i potopu z płynnego śniegu i lodu na ulicy przyprawionego deszczem i wiatrem. Już po trzech pierwszych krokach byłem przemoczony, w zasadzie nie było sensu omijać kałuż, bo ominąć się ich nie dało, a w moich butach było tyle wody, że chlupało. Ale dobiegłem do zaplanowanego odcinka jezdni za miastem, na którym miałem zamiar pobiegać szybciej. W niedziele wyścig na 10km, więc trener odpuścił trochę ten tydzień (jakieś luźne 8-emki!), ale środa to środa. To dzień szybkiego biegania, więc były 200-tki (na 200-metrowej przerwie, 10 powtórzeń), a jakby tego było mało na koniec jeszcze 4x100/100. I to wszystko w wartko płynącym po asfalcie nurcie. Okulary zdjąłem po kilku minutach, po powrocie wyciskałem wodę z ubrań. Ale fakt, że nie odpuściłem, że zrobiłem ten trening jest dla mnie samego wielkim zaskoczeniem. Póki co nie czuję się gorzej - muszę do niedzieli ogarnąć zdrowie i pobiec szybko. Luty, zapowiada się bogato pod względem startów, a jego początek już w najbliższą niedziele w Lublinie!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |