2011-05-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja z X Krakowskiego Maratonu na wesoło (czytano: 653 razy)
Setki biegaczy ¶ci¶niętych na starcie, wszyscy skoncentrowani nieznacznie truchtaj± w miejscu, za chwilę usłyszymy wystrzał oznaczaj±cy pocz±tek X Krakowskiego Maratonu. 42 kilometry 195 metrów do mety.
I jest! Ruszamy, pierwsze kilometry mijaj± swobodnie. Błonia, potem Aleje Słowackiego, po bokach długi sznur samochodów i ich sfrustrowanych wła¶cicieli. Szybko uciekamy przed niezbyt ciepłymi spojrzeniami.
Na Rynku Głównym mocny doping angielskich turystów, którzy nawet gdyby¶my nie przebiegali koło nich, to i tak pokrzykiwaliby tak samo, tyle że do siebie.
Teraz wpadamy na Bulwary Wi¶lane, a tam pierwszy punkt z piciem, dla ochłody biorę kubek i oblewam się nim, niestety w ¶rodku znajduje się lepki izotonik, a nie woda.. Pot zaraz wszystko spłucze.
Dobiegamy do Nowej Huty, mija nas grupka Kenijczyków, im do mety zostało 10 km, nam trochę mniej wprawnym biegaczom, 30...
Centrum Huty, do mety 21 km, na poboczu jaka¶ Pani Kibic wykrzykuje pocieszenie „Już niedaleko i z górki, trzymajcie się!”. Nie ma to jak drobne kłamstewka ku pokrzepieniu serc.
Co¶ z moj± form± w tym dniu szwankuje, czuję ból kolana, robi± mi się odciski, więc postanawiam zej¶ć z trasy, poddać się... Ale na szczę¶cie w miejscu, które wybieram na spoczynek stoi grupka gorliwych kibiców tworz±cych barykadę i krzycz±cych na mnie: „Nie wygłupiaj się człowieku!”. Zachęcony ciepłym słowem biegnę dalej.
Reszty trasy nie pamiętam, to była jedna długa walka o życie, ratowałem się my¶l± o chłodnym piwie na mecie.
W końcu zdobywam metę, kolejny maraton ukończony! Nie mogę się doczekać następnego.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |