Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [28]  PRZYJAC. [74]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
honka
Pamiętnik internetowy
Z Maratonem za Pan Brat? Moje wszystkie maratony itd ...

Jacek Dobrowolski
Urodzony: 1965-11-30
Miejsce zamieszkania: Gdynia
2 / 12


2008-06-01

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Debiut maratoński w Sztokholmie (czytano: 587 razy)

 

No i w końcu zostałem maratończykiem. Jestem szczęśliwy bo osiągnąłem cel który jeszcze nie tak dawno wydawał się nierealny i wręcz niemożliwy do osiągnięcia.

A tak mówiąc szczerze to musiałem po biegu mieć cholernie głupią minę bo wydawało mi się jeszcze wczoraj, że po póltorarocznym truchtaniu, kilku połówkach i parotygodniowych przygotowaniach uda mi się przebiec jednym tempem maraton w 4 godziny, a jeśli już nie, to 4:15 będzie "bułką z masłem". Cóż za brak pokory.

Nie przewidziałem jednak że 42 kilometry to coś innego niż "dziesiątki", "połówki" czy 30-kilometrowe wycieczki. Nie pomyslałem że 30 stopni w cieniu uderzy mnie prędzej czy później.

Do 25 km szło jak z płatka (5:45 min/km) a wtedy nagle na małym podbiegu przyszły mocne skurcze obu nóg i ... było po zawodach. Próbowałem rozmasować ale nie dało rady. Najpierw chciałem zejśc z trasy, ale przecież to debiut, fajny medal i koszulka dla tych co ukończą. Nie, nie można się poddać tak łatwo !!!
Chwila zastanowienia i decyzja: domaszeruje do mety (zostało "tylko" 17 km). Mam jeszcze mnóstwo czasu więc na pewno zdąże w limicie.

I wtedy popełniłem kolejny błąd. Było gorąco więc zacząłem pić jak gąbka - po 2 kubki na każdym punkcie. I kiedy w końcu nogi odpuściły i można było kontynuować bieg (o tym w pełnej złości na te skurcze i ferworze walki nawet nie pomyślałem) to ja już dla odmiany nie mogłem biec z tym ciężarem w żołądku. Wielka porażka :-(

Mijali mnie po kolei wszyscy Ci którzy zaczęli w rozsądnym tempie i teraz spokojnie podążali dalej do mety: Adam, Magda i inni. A ja szedłem, szedłem, szedłem...

I pewnie doszedłbym tak do końca gdyby nie Jarek który dogonił mnie jako ostatni na 37 km, i namówił żeby spróbować jeszcze raz. I tak powolutku trochę marszem, trochę truchtem dotarliśmy razem do upragnionego stadionu. Dziękuję za wsparcie :-)

I tak skończył się mój pierwszy maraton. I choć nie poszło tak jak sobie wymarzyłem to i tak jestem szczęśliwy. A to że ten słynny "królewski dystans" nauczył mnie pokory i pokazał moje miejsce w szyku wyjdzie mi tylko na dobre.

Będzie teraz łatwiej się poprawiać bo "żądza zemsty" na tym 42 kilometrowym draniu narodziła się już 5 minut za metą.






Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


Tom (2008-09-03,21:59): WIELKIE GRATULACJE - MARATOŃCZYKU !
Henryk W. (2008-09-04,08:12): To nie porażka-to zwycięstwo. Zaliczyć maraton to wielka sprawa. Gratuluję.







 Ostatnio zalogowani
jacek50
21:50
kos 88
21:35
Citos
21:32
Raffaello conti
21:22
fit_ania
21:09
Hubert87
21:00
wojtasbiegacz
20:58
uro69
20:29
chris_cros
20:23
Wojciech
20:14
bogaw
19:59
lachu
19:25
Stonechip
19:06
zbig
18:59
CZARNA STRZAŁA
18:56
entony52
18:53
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |