2008-05-25
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| wirus (czytano: 415 razy)
Zaczęło się ok. godz. 1 w nocy krzykiem Maurycego. Przybiegam, przytulam, uspokajam, Maurycy mówi, że wymiotował. Rzeczywiście. Cała pościel do pralki. Mycie, przebieranie, zabieram go do swojego łóżka. Od teraz co kilkadziesiąt minut mamy przerwy w spaniu, w czasie których Maurycemu żołądek wywala na zewnątrz. Właściwie prawie wcale nie śpię. Nad ranem widzę, że wymiotuje żółcią. Strasznie spazmatycznie rzuca nim przy tym. Poję go kilkoma małymi łyczkami, ale bezskutecznie, zaraz wszystko zwraca. Ma lodowate kończyny, jest blady. Boję się odwodnienia. Już teraz wiem, że to co dwa dni temu dotknęło Maszę, to nie skutki obżarcia na imprezce u koleżanki, lecz rota-wirus.
Szykuję Maszkę do kościoła. Pięknie wygląda w białej sukience. Sama cały czas łażę w piżamie. Przychodzą teściowie i Michał. Proszę, aby poszli z Maszą, a ja zostanę z Maurycym. Doprowadzam się do ładu, biegnę do sklepu po coca-colę. Jeśli to nie pomoże to już nic. Udaje się. Coli Maurycy nie zwraca. Zapraszam Mau'ego do kąpieli, w końcu i on ubiera się elegancko. Przychodzi dziadek, zostanie z nim - ja lecę do kościoła. Udaje mi się "zaliczyć" połowę mszy. Potem pamiątkowe zdjęcia z Maszką i rodziną, idziemy na uroczysty obiad. Tam dociera także dziadek z Maurycym, który czuje się już lepiej, choć wciąż osłabiny i bez apetytu. Masza wniebowzięta zakłada podarowane jej rolki i śmiga po chodniku w białej albie. Cudacznie to wygląda. Wszyscy wybuchamy śmiechem na ten widok, bo skojarzenia mamy wszyscy takie samo: Whoopi Goldberg w "Zakonnicy w przebraniu".
Docieramy do domu, a ja czuję, że organizm upomina się o odpoczynek po bezsennej nocy. Drzemię z godzinkę lub dwie, ale kiepsko, bo ciągle słyszę odgłosy gości z pokoju obok. Wstaję słabsza i w łazience dociera do mnie, że rota-wirus jeszcze nas nie opuścił. Teraz padło na mnie. Kładę swoje zwłoki do łóżka i parę godzin wcześniej robię sobie "dzień matki" - bez kąpieli, bez mycia zębów, bez przebierania w piżamę opatulam się kołdrą i zasypiam.
To był dzień...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |