2008-05-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Co robić? (czytano: 442 razy)
Porzeźnickie opuchlizny ze stóp mi już zeszły (mniejsze niż w ubiegłym roku), zakwasy roztruchtałam i rozjeździłam na rowerze, porozciągałam. Brzuch doszedł do ładu dzięki Marcinowi, mojemu masażyście. Żadnych otarć na stopach nie mam, paznokcie też się trzymaja. Właściwie już jestem zupełnie "na chodzie". Co robić?
Rok temu ledwie nauczyłam się znów chodzić to od razu odpoczywałam, bo 9 dni po Rzeźniku miałam Visegrad Maraton, a teraz przerwa miesięczna, podczas której mam w kalendarzu biegowym 3 dyszki i jedną piątkę (za to z podwójną górką). Odpoczywać i regenerować się czy trenować?
Biegać jakoś mało mi się chce. Z tęsknotą myślę o jodze i tangu. Taaaaak... boso albo w butach na obcasie. Biegowe mi się już sprzykrzyły.
Rok temu długo nie mogłam uwierzyć, że się udało przebiec ten dystans i na dodatek z bonusem w postaci rekordu trasy kobiet. Wielokrotnie sprawdzałam na liście wyników i porównywałam z nazwiskiem w swoim dowodzie osobistym. Tym razem wierzę, choć wyniki jeszcze nieopublikowane. Wierzę, bo mam wciąż przed oczyma ten zalany mrokiem kawałek asfaltu, światełka z domków w Wołosatym, nasze 3 pary nóg, które na ostatnich kilkuset metrach poderwały się do biegu i oświetlane z tyłu reflektorami z auta mojego taty rzucały ruchome, wielowarstwowe cienie. To nie był sen...
fot. na mecie w Wołosatym - Konrad, ja i Michał, uwiecznił: Bogdan Thomalla (mój tato)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |