2019-10-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja z Maratonu w Lyonie (Francja) (czytano: 189 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/profile.php?id=100032307533328
Na maraton w Lyonie wybrałem się bardziej dlatego, żeby zwiedzić miasto, którym Ania się zachwycała. Z racji zaniedbania treningów (regeneracja po górskim ultramaratonie, a potem przeziębienie) nie nastawiałem się na "robienie" czasu, a jedynie na spokojne ukończenie biegu, jak najmniejszym nakładem sił, pozwiedzanie miasta z perspektywy zawodów, ale i jednak zmieszczenie się w 4 godzinach.
Zawody odbywały się w niedzielę, a do Lyonu dotarliśmy już w piątek. Zdążyłem odebrać pakiet startowy jeszcze tego samego dnia wieczorem tuż przed zamknięciem miasteczka biegowego. W pakiecie numer startowy, mały plecak biegowy, żelki, maść przeciwbólowa i 2 malutkie, bezalkoholowe piwa. Koszulka finishera dopiero po ukończeniu maratonu na mecie. Plecak biegowy może nie jest profesjonalny, ale jednak fajny i może się kiedyś przydać na treningach. Koszulka jednak nie należy do tych, które przyciągają oko i nie zostanie jedną z ulubionych. Jej projektant raczej nie przyłożył się zleconego zadania. Piątek wieczór i część soboty spędzona na zwiedzaniu i odpoczynku przed biegiem. W niedzielę dojazd metrem, którego stacja znajduje się ok. 200 metrów od startu. Był on podzielony na strefy zgodnie z deklarowanym czasem na ukończenie maratonu. Ja znalazłem się w strefie 3:30, co niekoniecznie odpowiadało moim aktualnym założeniom, ale zapisy i deklaracja była dużo wcześniej. Maraton i półmaraton startował razem i część ich trasy pokrywała się. Zakładałem spokojny bieg w tempie ok. 5:30 minuty/km. W rzeczywistości organizm początkowo wszedł w szybszy rytm i biegłem poniżej tego tempa. Wpływ na to, miał pewnie też start z biegaczami na wspomniany już wcześniej czas 3:30. Większa część trasy prowadziła wzdłuż rzek Rodan i Saona oraz częściowo przez parki: Parc De La Tete D"or (17-25 km) oraz Parc De Gerland (31,32 i 36km). Na 34 km przebiegaliśmy również przez Stade De Gerland. W pewnym momencie biegnąc wzdłuż rzeki opuszcza się nawet miasto, aby potem po "zawrotce" znów do niego wrócić. Od 14 do 16 km bieg prowadzi przez w tunel Tube Modes Doux De La Croix-Rousse; były to ciężkie 2 km ze względu na gorąco i duchotę w nim panujące. Dość dobrze zaopatrzone punkty odżywcze, z dobrze zorganizowanymi wolontariuszami znajdowały co ok. 5 km. Jeśli chodzi o kibiców, to na trasie było zorganizowanych kilka stref kibica (zespoły muzyczne). Natomiast w centrum miasta spontaniczne grupki kibiców. Meta znajdowała się na Placu Bellecour. Tam już w tłumie kibiców bardzo przyjemny finish. Zaraz za metą rozdawane były koszulki finishera (o których już wcześniej wspominałem). Niestety po przebiegnięciu mety, żeby dostać coś do picia, trzeba było pokonać spory odcinek do miasteczka biegowego, co w tłumie wydłużyło się o ok. 10-15 minut. Zazwyczaj na zawodach biegowych jest tak, że od razu za metą dostaje się coś do picia. Tutaj to zdecydowanie na minus. Kultura biegowa zawodników wysoka, nie było przepychanek i potrąceń, a jeśli już doszło do jakiegoś potrącenia to od razu były przeprosiny.
Pogoda podczas całego biegu jak dla mnie była dobra; ok. 15-18 stopni, w większości niebo zachmurzone, lekki wiatr. Biorąc pod uwagę, że jakąś godzinkę po ukończeniu rozpadał się deszcz i temperatura spadła, to mieliśmy szczęście. Jeśli chodzi o naszych rodaków na maratonie, to oprócz ekipy, z którą przyjechałem tzn. Rysiek (który również startował w maratonie) i Edyty (biegnącej półmaraton) oraz kibiców: Ani, Łucji i Marka nie spotkałem żadnych. Miłymi akcentami były okrzyki francuskich biegaczy i kibiców widzących napis POLSKA na koszulce: brawo Polska!, Dzień dobry!, Polska gola! itp.
Jak już wspominałem moje tempo od początku było szybsze niż zakładałem, co w efekcie skończyło się tym, że po 20 km troszkę zwolniłem, a po 30 km jeszcze bardziej zwolniłem. Jednakże cały czas miałem gdzieś z tyłu głowy, żeby "zamknąć się" w 4 godzinach, co udało mi się bez jakiegoś skrajnego wysiłku. Podczas całych zawodów, oprócz ogólnego bólu mięśni po ok. 30 km, nie odczuwałem żadnych dolegliwości typu: ból kolan, stóp, pęcherze itp., co traktuję jako mały sukces.
Biorąc pod uwagę całościowy obraz maratonu i wrażenia przed nim, w trakcie i po nim, to z czystym sumieniem mogę go polecić. Pomimo tego, że nie był on zorganizowany z "wielką pompą" to wyczuwalna wokół niego atmosfera była bardzo przyjazna i sympatyczna.
Tym, którzy spędzili ze mną ten czas w Lyonie dziękuję za towarzystwo oraz kibicowanie, szczególnie Ani, która jak zwykle dwoiła się i troiła żeby łapać mnie na trasie.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |