2017-09-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wrocław Maraton (czytano: 374 razy)
Znów forsowny weekend, Zaczęło się Biegiem Wisły w sobotę o 9:30, do przebiegnięcia przełajowe 10 km od kanału burzowego na Pradze na Żeraniu do plaży przy Moście Łazienkowskim. Wystartowało ponad 700 biegaczy. Bieg bardzo fajny i przyjemny. Potraktowałem go treningowo i chociaż na końcówce trochę za bardzo przycisnąłem to i tak w sumie na mecie miałem czas 49:28 i miejsce 126/762.
Po finiszu biegniemy z Andrzejem Mostem Łazienkowskim do samochodu, który zostawiliśmy w Warszawie. Ja jadę na lotnisko a On na Polski Bus. Cel jest jeden Maraton Wrocław i rozgrywane w ramach maratonu Mistrzostwa Europy w maratonie czytaj : European Masters Marathom Championship.
O 15:00 jestem we Wrocławiu. Pogoda ciężka dość ciepło i duszno. Na Stadionie Olimpijskim odbieram zestaw startowy później jest jeszcze trochę czasu na powłóczenie się po mieście. Następnego dnia start. Przed 9 jesteśmy z Andrzejem i Tadeuszem w strefie startowej, ludzi dużo zapisało się około 6400 osób co daje wzrost frekwencji w stosunku do zeszłego roku. Od rana pogoda idealna na bieganie 14-16 st.C i pełne zachmurzenie. O 9:00 następuje start, nasza strefa 4:00-4:15 mija linię startu około 2 min po elicie. Biegniemy wolno około 5:25 min/km. Organizacyjnie maraton przygotowany jak zwykle perfekcyjnie . Bufety co 2,5 km najpierw strefa odświeżania z wodą w miskach, później cukier, dalej izotonik i banany a na końcu woda mineralna. Wszystko dokładnie oznaczone i w odpowiednich odstępach, żeby nie było wielkiego zamieszania. Dystans oznaczony co 1 km flagą i na ziemi. Niestety coś mi przeszkadza w bucie, na 13 i 17 km schodzę z trasy i poprawiam skarpetę, to strata co najmniej 2 min. Do połowy dystansu trzymam tempo, połówkę przebiegam w 2:02h czyli spokojnie. Do 26 km trzymam tempo, nadal jest chłodno i pochmurnie jednak mnie jest coraz cieplej, muszę się cały polewać wodą. Patrzę na tętno nie jest źle jakieś 130-140 bps. w czasie biegu. Od 26 km zaczynam zwalniać początkowo przy bufetach później przechodzę do marszu co około 2 km przez 1-2min. i znów wracam do biegu. Daje znać niedotrenowanie i mała ilość przebiegniętych kilometrów. Poza tym cały czas czuję brak mocy , który ciągnie się od mojej choroby w listopadzie 2016r. Mijają mnie znajomi i nieznajomi, z niektórymi rozmawiamy. Trochę wspieram Monikę , która biegnie swój pierwszy maraton ale nie mogę wytrzymać Jej tempa. Spotykam starego znajomego Janne ze Szwecji , właśnie biegnie 4 maraton w ciągu trzech tygodni. Oczywiście congratulation, ja też bym tak chciał, see you na mecie a za dwa tygodnie w Warszawie.
Po mału zbliża się 40 km, dogania do mnie grupa prowadzona na 4:30. No tego już za dużo. Przyspieszam i te ostatnie dwa kilometry biegnę w tempie 5:16, nie daje to wiele ale łamię te zaklęte 4:30. Przebiegamy przez bramę główną jeszcze tylko dobieg ostatnią prostą około 500 m w szpalerze kibiców, zakręt w lewo i wpadam na Stadion Olimpijski. Po szutrowej nawierzchni około 200 m i jest meta czas 4:29:14 i miejsce 3373/4630. Nie powiem, bywało lepiej ale cieszę się z tego wyniku bo wypadłem i tak lepiej niż na Maratonie Solidarności. Na dzień dzisiejszy nic więcej nie mogę zrobić. Andrzej i Monika przybiegli przede mną a Tadeusz za mną.
Jak zwykle we Wrocławiu świetna impreza. Zawsze miło tu wracać czy na maraton czy na nocną połówkę. A mnie czeka jeszcze 4 godz. podróży pociągiem do domu.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |