2017-03-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| III Bieg Śnieżnej Pantery (czytano: 948 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.vegerunners.pl/2017/03/iii-bieg-snieznej-pantery/#more-4346
Bieg Śnieżnej Pantery. Dziwny to bieg… Bieg, w którym nie ma listy startowej, nie ma pomiaru czasu, oficjalnej dekoracji z podziałem na kategorie oraz nagród. Nikt się nie ściga… A jednak bieg, w którym chce pobiec wiele osób a tylko nieliczni mają okazję. W tym dziwnym „nie biegowym” biegu zapragnąłem wystartować i ja. Czekać musiałem dwa lata…
O biegu dowiedziałem się tuż po jego pierwszej edycji. Tutaj należy się czytelnikowi króciutkie wyjaśnienie. Ideą przewodnią biegu jest wsparcie dla zwierzaków. W tym wypadku zagrożonych drapieżników. W tegorocznej edycji dotyczyło to drapieżnika, którego niesłusznie okryto złą sławą i przypisano mu same złe cechy. Wilk – bo to o nim mowa kojarzony jest jako straszny drapieżca i uosobienie zła. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. I właśnie po to by zmieniać wizerunek tego wspaniałego zwierzaka zorganizowano III edycję Biegu Śnieżnej Pantery. Organizatorem biegu jest Joanna JoKo Kowalczyk, osoba o wielkim sercu. Prócz idei, która jest dla mnie bardzo ważna to właśnie postawa i codzienna działalność organizatorki zmotywowały mnie do tego by wysłać zgłoszenie. Aby zakwalifikować sie do biegu należy umotywować dlaczego chce się uczestniczyć w tym wydarzeniu. Dla mnie było to bardzo trudne. Góry i zwierzęta w moim życiu są od małego na bardzo ważnym miejscu i to po troszku tak jak bym musiał wyjaśniać dlaczego oddycham i jem ;) .
Na drugą edycję biegu, która wspierała rysia niestety nie udało mi się dostać. Postanowiłem się nie poddawać i tego roku ponownie wysłałem mój „list motywacyjny”. Kiedy w odpowiedzi przeczytałem słowa: Witaj w gronie szczęśliwców! Miło mi gościć Ciebie na pokładzie III Biegu Śnieżnej Pantery, serce zabiło mocniej i od tej chwili liczyłem dni i godziny do rozpoczęcia…. Dopełniłem wszelkich formalności, przekazałem darowiznę na rzecz wilków i nie do końca cierpliwie czekałem na sobotę.
Do bazy biegu, która została zorganizowana w Centrum Górskim Korona Ziemi w Zawoi dojechaliśmy z Gosią bardzo sprawnie. Odebrałem szybko pakiet i zacząłem się przygotowywać do startu. W międzyczasie w dużej sali sąsiadującej z barem namierzyłem kilku znajomych: Asię z Piotrem i Marcina, który również biega w barwach Vege Runners. Szybko ustaliliśmy taktykę. Gosia z Asią idą do schroniska na Markowych i będą tam czekać by machnąć nam jakieś fotki a my uzbrojeni w plecaki i inny asortyment biegowy powoli udajemy się na krótką odprawę przed startem. Tutaj jak w klasycznych biegach poruszane zostają najważniejsze sprawy dotyczące biegu i zachowania na trasie. Na koniec nagrane pozdrowienia od Adama Wajraka, który nie mógł uczestniczyć w biegu i powoli udajemy się na start.
3…2…1… Start! Ruszamy. Nie miałem jakiegoś specjalnego pomysłu na ten bieg. Ot, pobiegać po górach w komfortowym tempie, podziwiając przyrodę i widoki. Ruszyliśmy z Piotrem i Marcinem dość żwawo.Marcin miał skrupulatnie zaplanowaną całą trasę. Jego tempo bardzo mi pasowało zatem postanowiłem trzymać się za nim. To on dyktował tempo i przypominał sobie na bieżąco trasę (Marcin startował również w drugiej edycji biegu). Piotr został nieco w tyle ale jak sam na początku zdeklarował nie miał w planach nas gonić… Pierwszy odcinek trasy miło gaworząc pokonujemy w dość mocnym tempie. Trochę zagadani i trochę idąc „stadnie” za resztą biegaczy na chwilę zbaczamy z trasy. Szybko się jednak orientujemy i nadrabiając około pół kilometra wracamy na szlak. Chwilkę pniemy się asfaltową drogą pod górkę aż wreszcie wbiegamy na leśną , górską ścieżkę, która prowadzi do schroniska na Markowych Szczawinach. Chwilami jest mocno pod górę. Wtedy przestajemy gaworzyć i lekko posapując pniemy się mozolnie w górę. Jest pięknie. Pogoda do biegania idealna, nie pada…. Lekko opadająca mgła leniwie zaczyna odsłaniać wspaniałe widoki. Powoli docieramy do schroniska na Markowych gdzie czekają na nas nasi „fotografowie” w postaci Gosi i Asi. W schronisku zorganizowano jedyny na trasie punkt kontrolny z niesamowitym popasem. Można zjeść wegański barszczyk, ciacho. Napić się herbatki, odpocząć. Marcin informuje mnie, że rezygnuje z postoju mimo tych wspaniałości. Powód jest prosty. Kapitalny obiekt jakim jest Centrum Górskie Korona Ziemi nie jest placówką stricte sportową zatem nie ma w niej pryszniców. Chcemy dotrzeć tam jako jedni z pierwszych aby choć trochę ogarnąć się przynajmniej w umywalkach. Dla mnie osobiście dłuższe przerwy w biegach górskich są utrapieniem zatem chętnie przystaję na propozycję Marcina i ruszamy na przód. Trasa jest dość prosta mimo to organizator zadbał o to by w kluczowych miejscach postawić patrole GOPRowców. Ta opcja bardzo ułatwia nam bieg bo dzięki niej możemy skupić się w sumie tylko na bieganiu. Podłoże mimo, że teraz biegniemy głównie w dół wymusza na nas duże skupienie. W większości to zmarznięty śnieg, który co jakiś czas pod impetem naszych stóp załamuje się pod nami. Łatwo wtedy o kontuzję zatem zbiegamy dość ostrożnie ale mocnym tempem. Jest wspaniale. Osobiście na zbiegach, które uwielbiam pobiegłbym trochę szybciej ale konsekwentnie trzymam się Marcina. Fajnie się wspólnie biegnie. Podczas wspólnej rozmowy i podziwianiu przyrody kilometry znikają nie wiadomo kiedy…. W niższych partiach śnieg ustępuje błotnistym ścieżkom. I znów bardzo się cieszę, że ubrałem wodoodporne skarpety Dexshell’a. Dają niesamowity komfort nie zważania na kałuże i błotne pułapki. Tuż przed metą ponownie spotykamy naszych fotografów ;) . Biegnie się dość lekko choć kilometry już dają znać o sobie a u mnie przede wszystkim głód ;) . Wbiegamy do Centrum gdzie wita nas jak zawsze uśmiechnięta JoKo. Odbieramy medale i uściski gratulacji. Jeszcze wspólna fotka i uciekamy do łazienek szybko się przebrać. Dostajemy informację, że gdyby w biegu była klasyfikacja to zajęlibyśmy ex aequo trzecie miejsce…. To miłe choć jak wspominałem, w tym biegu na bardzo dalekim planie….
Po wegańskim posiłku jaki przygotował organizator czas mija na wspólnych rozmowach, dzieleniu się wrażeniami z trasy i ogólnych konwersacjach. Jest bardzo kameralnie i wręcz rodzinnie. Sponsorem strategicznym biegu jest firma BMW. Firma przygotowała kilka ciekawych atrakcji. Między innymi przejażdżki próbne najnowszym modelem X5 oraz pokaz najnowszego modelu hybrydowego i konkurs z nagrodami. Gonia i Asia decydują się na jazdy testowe. My zostajemy w bazie.
Tutaj jeden bardzo miły dla wszystkich moment. Nie tak dawno Joasi JoKo skradziono jej ulubiony rower. Biegacze wpadli na pomysł by wspólnymi siłami kupić podobny i przekazać podczas biegu. Tak też się stało. Jeden z kolegów przekazał bardzo zaskoczonej Asi jej nowy rower. I znów było wręcz rodzinnie. Nie obyło się bez oklasków, łez radości i wzruszenia. Wspaniała chwila, która potwierdza, że dobro zawsze powraca.
Nadszedł czas na krótkie, oficjalne podsumowanie biegu. Tuż po nim zaproszono nas na jedno z ważniejszych wydarzeń w tym dniu. Był to wykład Pani dr Sabiny Nowak dotyczący życia wilków. Wspaniały odczyt, gdzie można było się dowiedzieć mnóstwa szczegółów z życia tego drapieżnika. Wiadomości podparte wieloletnią praktyką badawczą i obserwacyjną powodowały, że słuchałem wykładu z zapartym tchem. Mimo, że interesuję się przyrodą ponad przeciętnie, uzyskałem informację, które nie są dostępne w żadnych podręcznikach czy informatorach. Do dzisiaj jestem pod ogromnym wrażeniem zaangażowania i wiedzy Pani Sabiny. Ta wiedza w połączeniu z kapitalnym darem ciekawego opowiadania powodowała, że chciało się słuchać i słuchać…. Niestety wszystko ma kres i po kilkunastu pytaniach od publiczności wykład został zakończony…
Na koniec kilka słów refleksji o całym wydarzeniu jakim jest Bieg Śnieżnej Pantery. Bardzo chciałem uczestniczyć w tym biegu i nie zawiodłem się gdyż pozytywnych wrażeń otrzymałem z ogromną nawiązką. Przede wszystkim na tym biegu panuje nie do opisania atmosfera pewnej więzi. Wszyscy biegacze na zawodach czują pewną więź biegową. W tym biegu jest coś jeszcze. Wspólna pasja i miłość do gór, otaczającej nas przyrody oraz idea. Idea, która wiąże w taki sposób, że rozumiemy się bez słów. Coś podobnego ale nie na taką skalę dane mi było poczuć w Podziemnym Biegu Sztafetowym w kopalni Bochnia. Tego nie da się niestety opisać żadnymi słowami. Tego po prostu trzeba doświadczyć. Dziękuję bardzo JoKo za zaproszenie i umożliwienie mi przeżycia tych wspaniałych chwil. Dziękuję koleżankom i kolegom biegaczom, którym oprócz oczywistej dla nas pasji biegowej nie obcy jest los naszych gór i przyrody. Dziękuję wszystkim, którzy przyłożyli rękę do tego wspaniałego wydarzenia.
To co przeżyłem w ciągu tego jednego dnia powoduje, że chciałbym uczestniczyć w tym biegu już zawsze… Do ostatniej potrzebnej edycji… Piszę do ostatniej potrzebnej edycji bo wierzę, że świat zmieni się do tego stopnia, że żaden dziko żyjący zwierzak nie będzie już potrzebował wsparcia i szczególnej ochrony. Bardzo bym tego sobie życzył. A czy będzie mi dane jeszcze pobiegać z Panterą? Wierzę, że tak ale… dziwny to bieg… Bieg, w którym nie ma listy startowej, nie ma pomiaru czasu, oficjalnej dekoracji z podziałem na kategorie oraz nagród. Nikt się nie ściga… A jednak bieg, w którym chce pobiec wiele osób a tylko nieliczni mają okazję…
P.S. W dodatkowym linku relacja zaopatrzona w zdjęcia z tego wydarzenia.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |