Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [66]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Nicpoń
Pamiętnik internetowy
Sport-częścią mnie

Sebastian Nicpoń
Urodzony: 1993-04-03
Miejsce zamieszkania: Jelenia Góra
29 / 30


2016-05-17

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
15 Cracovia Maraton-czyli o tym,że warto czasem zaryzykować. (czytano: 1165 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: https://www.blogger.com/home

 

Egzekucja-informacje podstawowe:
Termin: 15 Maja 2016r
Miejsce: Kraków,Stare Miasto przy Kościele Mariackim
Godzina: 9.00



Myślę,że najlepiej będzie zacząć od samego początku czyli już od dnia 14 Maja. Sobota była dla mnie ciężka. W pracy nic nie układało się a poziom zmęczenia po niej dawał się ostro we znaki. Do domu wróciłem około godziny 15.00 i od razu poszedłem spać-na nic nie miałem więcej siły. Około godziny 18.00 ktoś mnie obudził bo zachciało się dzwonić. Mimo wszystko po krótkiej rozmowie byłem już bardziej żywy. Pojechałem na szybkie zakupy do sklepu-bułki,miód i takie tam sprawy przed biegowe. Spotkałem Rafała z którym dzień później pojechałem na egzekucje. Noc przed maratonem była bardzo ciężka. Rozmowa z kolegą Arturem wybiła mnie troszkę z równowagi. Dużo osób wiedziało,że mam już 3 maratony w nogach i nikt chyba z obecnych znajomych nie wierzył,że dobrze pobiegnę. Po tej rozmowie poszedłem spać lecz co chwilę się budziłem i przewracałem z boku na bok.

Sobota,godzina 4.10
Wczas rano wstałem aby dopakować resztę rzeczy do biegania oraz zjeść swoje śniadanie przed maratońskie. Na szybko wciągam dwie bułki z miodem i zapijam je kawą rozpuszczalną-tak tylko taką piję! O godzinie 5.00 byłem umówiony z Rafałem. Wyjeżdżając z Krzepic mam ochotę nie biec w tym maratonie. Czuję się bardzo zmęczony i bez sił. W drodze do Krakowa prowadzę nadal nawadnianie- woda+izotonik z firmy Activ Lab,smak cytrynowy! Do Krakowa docieramy bardzo wczas gdyż jeszcze nie ma nawet 7.30. Na spokojnie idziemy odwiedzić Toy-Toy`a i zobaczyć jak się sprawy mają na rynku gdzie niebawem ruszymy walczyć z królewskim dystansem 42km 195m! No cóż-to co zobaczyliśmy raczej nie zachęcało nas do nastawiania się na wynik. W głowie pojawiła się myśl: ,,a może by tak nie biec?``
Wiatr jest tak silny,że przewraca barierki i wszystko co spotyka na swojej drodze a w głowie zaczynają się budować pozytywne myśli typu: ,,Fajnie było by udowodnić,że w momencie gdy ma się formę to pogoda nie ma najmniejszego znaczenia`` Do maratonu jeszcze zostawało sporo czasu więc wróciłem do auta gdzie czekał już Dominik,który odbierał nam pakiety. Szybko się przebieram gdyż już o godzinie 8.20 mamy się stawić na spotkanie grupy prowadzonej przez Macieja czyli ,,Wkurw_Team``. Oczywiście witam się ogromnym ,,Sieeeema`` i już każdy wie kto jest kto. Chwilę sobie pogadaliśmy aby stworzyć arcydzieło sztuki w postaci takiego oto zdjęcia:


Chwilę później pod pomnik A.Mickiewicza przybywa mój klubowy kompan-Jakub z którym też robimy sobie wspólne foto i po chwili udajemy się do boksów startowych.
W tym momencie jest bardzo pozytywnie nastawiony do biegu. Nie rozdrabniam się i idę ustawić się za Kenijczykami,którzy jak się okazuje zostają poza zasięgiem pozostałych uczestników. Przed startem rozmawiam z kilkoma os. i pytam o czasy i wszyscy tylko mówią,że ok 3h ale bez pacemakera będzie ciężko. No cóż-bywa! Rozmawiając z Arturem dzień wcześniej mówię,że chcę zacząć od 4.10min/km. Nagle organizator mówi,że to już za chwilę rozpoczyna się Nasz podróż po Krakowie. Na wieży kościoła Mariackiego wchodzi człowiek trąbka i gra Nam hejnał co oznacza rychły start...10...9.... w głowie skupienie i cisza,już Ci nic nie zostało jak tylko udowodnić,że możesz! To Twój dzień! 3...2...1... start! Ruszyliśmy dość ostro. Pierwsze kilometry prowadzą okolicą Rynku więc pod nogami mieli się nam kostka brukowa urozmajcona milionem większych lub mniejszych zakrętów. Bardzo szybko znaleźliśmy się na błoniach gdzie doping kibiców wyrywał z butów. Niestety na pęcherzu ostre ciśnienie więc podlewam jeden krzaczek-straciłem już ok 30s- no to pięknie się zaczyna ten maraton sobie pomyślałem. Ale to nic! Napieram dalej i dalej. Na 7km czuję,że coś się dzieje z lewą łydką-jakieś dziwne drgania mówią mi tylko jedno-to będzie boleć. Mimo wszystko olewam ten problem i dokręcam sobie śrubki. Nie ma opieprzania się od samego początku. Tempo oscyluje w okolicy 4min 8s- czasem więcej czasem mniej. Tak sobie lecę i lecę i końca nie widzę. Woda od samego początku jest moim towarzyszem! Niby nie jest ciepło ale za to bardzo wietrznie! Bardzo szybko tracę wodę z siebie więc staram się dużo pić. Na 12km postanawiam wziąć pierwszą porcję żela energetycznego-tym razem wybór padł na mało znany żel co zwie się ,,Express`. Na 12km dotarłem po 49min 21s więc całkiem nieźle sobie pomyślałem. W głowie wiem,że jest bardzo dobrze a tempo obecnie daje mi wynik,który rzuci na kolana wielu moich znajomych. Utrzymuję dalej równe tempo. Walka z wiatrem daje się coraz to bardziej we znaki. Ja nie mam zamiaru odpuszczać. Biegnąc dalej widzę zawodniczkę z elity,która chyba przeforsowała tempo i już schodziła z trasy-przykry i dołujący widok. Ten moment mnie rozwalił kompletnie. Próbowałem szukać antydotum na myśl o tym incydencie. Jedyne co mi przyszło do głowy to przyspieszyć. Jednak w głowie uświadamiam sobie,że to może być bardzo głupi pomysł, gdyż naprawdę maraton zaczyna się po 32km.Mimo wszystko chęć odciągnięcia uwagi od problemów elity zmusiła mnie do przyspieszenia. Od 19km tempo zdecydowanie spada do ponad 15km/h czyli szybciej jak 4min/km! Jest bosko! Na 20km wciągam drugą część pierwszego żela a w nogach budzi się gepard! Przez wiele kolejnych km. trzymam równe tempo i nie mam zamiaru się dołączyć do jakiej kol wiek grupy zawodników! Jedynie chcę ich wyprzedzać! To ma sens bo z każdą wyprzedzoną moje nogi chcą biec szybciej i szybciej.
Z każdą chwilą dopadam kolejne osoby i wyprzedzam jak Pendolino. Ktoś tylko mówi,żeby mnie puścić bo i tak zdechnę za chwilę. Pod nosem mam tylko szyderczy uśmieszek z myślą ,,nie wiesz człowieku co mówisz`` i zaś dokręcam tempo. Na ok 21km stał mobilny wóz Wkur_Team`u ale niestety zapierdzielam tak ostro,że ich nie zauważam nawet. Przepraszam. Na drugiej pętli robi się dużo miejsca i już nie trzeba się przepychać aby móc trzymać w miarę równe tempo. Tempo nadal utrzymuje się poniżej 4min/km więc jest dobrze. Łydka się nic nie odzywa więc mogę śmiało gonić. Kolejnym punktem gdzie planowałem zjeść żel był 28km gdzie zameldowałem się po 1h 53min. Drugi żel zaczęty. W głowie planuję kolejny. Kolejny na 34km. Biegnę dalej. Po 30km powinno się zacząć robić ciężej ale nie tym razem! Ja nadal szaleję z dobrym tempem. Mijają chwile. Wypatruje znajomych biegnących przeciwną stroną ulicy. Wiem,że mają jeszcze spory kawał drogi przed sobą.
Na 33km już nie ma prawie nikogo. Targam sam i nic mnie nie powstrzyma. Od 32km znowu dokręcam śruby gdyż chcę pobiec ostatni odcinek jak najszybciej. Do 37km wszystko idzie perfekcyjnie! Nic się nie działo,nic nie bolało. Niestety maraton bez ściany nie byłby taki piękny. Znowu odzywa się łydka-w głowie zapada szybkie pytanie: ,,ciągnąć dalej tym tempem czy już zwolnić i tylko dowieźć i tak wspaniały wynik poniżej 3h?`` Wybrałem opcję bezpieczniejszą i pobiegłem dalej. Tempo spadało a ja nie mogłem nic zrobić. Błąd zrobiony 5km wcześniej zaczyna się odbijać. Żel miał być na 34km a nie na 32km i zaczynam się wkur... że zepsułem sobie ten bieg. Na szczęście udaje się odwracać uwagę na różne sposoby. Dobiegam do 41km gdzie mobilny punkt wkurw_team`u drze się na mnie! Ja ich nie słyszałem ale rozmawiając z Maciejem po biegu mówił,że dostali niezłej szajby jak zauważyli,że jestem w pierwszej setce maratonu!
Byli tak podekscytowani,że zmusili fotografa do wykonania mi niezwykłych pamiątek:


Ostatni kilometr to już spacer w okolicy 4min 40s/km bo wiem,że już osiągnąłem wszystko co tylko chciałem! Jest bosko! Ludzie kibicują,tłumy szaleją a ja wbiegam na ostatnią prostą i jestem mega szczęśliwy!
Speaker wyczytuje mnie głośno! Nadmienia,że biegam dla Poli! Jest wspaniale! To już koniec,zrobiłem coś wspaniałego! Nikt we mnie nie wierzył w tym dniu,że się uda! 3 maratony w 4 tydz. nie pozwalały komukolwiek wierzyć,że ten szaleńczy atak może się udać! Ja sam w to nie wierzyłem.
Czas 2h 54min 8s wg. oficjalnych wyników! To jest piękne!
Każdy kto kiedykolwiek atakował 3h w maratonie wie czym jest ostra jazda! Udało się.
Przekraczam metę i jestem szczęśliwy. Idę kawałek i staję w miejscu jak zamurowany! Nie wiem co się dzieje ani gdzie jestem! Ten stan jest piękny i chcę się nim napawać jak najdłużej.
Przez dłuższą chwilę nikt za mną nie wbiega więc na spokojnie dochodzę do życia i świadomości. Stawiam powoli kroki w kierunku dziewczyn z medalami! Widzę,że stoję bodajże 4 dziewczęta. Ale ta jedna przykuwa moją uwagę i wiem już,że to do niej udam się po medal! Piękna blondyna z super uśmiechem i pięknymi oczyma! Lecę tam na skrzydełkach! Odbieram medal co trwa kilka sekund i idę dalej gdzie dają folie NRC żeby się ogrzać i nie wyziębić. Tam ściągam okulary z oczu i jeszcze raz spoglądam na zegarek i nie wierzę w to co się wydarzyło! Z oczu płynie kilka łezek szczęścia-tak samo jak na debiucie! Dalej idę na masaż! Tam to dopiero się cyrk odwala. Trafiam pod ręce dwóch młodych masażystek z Krakowa. Rozmawiamy o bieganiu i jakimś cudem doszło do tego,że mówię,że to był mój 4 maraton w przeciągu 5tydz. Wyobraźcie sobie ich miny gdy powiedziałem takie coś! Dosłownie wyglądały jakby chciały powiedzieć: ,,poje...Cię?`` Chwilę spokoju i rozmawiam z gościem,który jest masowany naprzeciwko mnie. Nagle pada pytanie,którego obawiam się najbardziej a mianowicie jakie mam plany na najbliższy okres-mówię: ,,no 3-4 czerwiec bieg 24h i spróbuję 180km sobie zrobić`` i w tym momencie usłyszałem tylko ,,wyjdź``. Uśmiecham się tylko i mówię,że więcej nie mówię bo mnie wygonicie stąd. Chwilę jeszcze pogadaliśmy i rozstaliśmy się w pozytywnej atmosferze!

Tak to było! Udowodniłem wszystkim,że się da i że czasem warto zaryzykować i postawić na jedną kartę. Dziękuję wszystkim za trzymanie kciuków,za komentarze a przede wszystkim za telefony z gratulacjami! To budujące! Dzięki i do zobaczenia niebawem-teraz czas na relaks i chwilę wytchnienia!

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


entony52 (2016-05-17,18:16): Seba biegłeś cały z głową nie niosła Cię fantazja
entony52 (2016-05-17,18:16): Seba biegłeś cały z głową nie niosła Cię fantazja







 Ostatnio zalogowani
biegacz54
04:43
orfeusz1
01:01
camillo88kg
00:14
przemcio33
23:50
fit_ania
23:47
conditor
23:28
janeta75
23:27
andreas07
23:20
witold.ludwa@op.pl
23:08
arco75
23:02
grzedym
22:46
hajfi1971
22:44
Januszz
22:32
Fred53
22:22
stanlej
22:16
romelos
21:47
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |