2015-10-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Biegnij Warszawo 2015 a woda (czytano: 2278 razy)
Biegnij Warszawo, no rusz się, biegnij! Wysiądź z samochodu, biegnij! To tylko 10 km! Spokojnie, powoli, dasz radę! Każdy gdzieś kiedyś zaczynał, chodzić, biegać. Niektórzy zapomnieli jak się biega. Ale gdzieś tam, w zakamarkach pamięci tlą się informacje jak się biega…
Jakże szczytna jest ta impreza! Jakże ważna dla popularyzacji masowego biegania. 9 tysięcy ludzi na starcie w pomarańczowych koszulkach (większość). Dla mnie też szczególnie istotna. To tu rozpocząłem swoje bieganie w biegach masowych. Do dziś pamiętam niepokój przed pierwszym startem. Zaskoczenie ilością ludzi. Pozytywną energią nakręcającą tłumy. Złapałem bakcyla dwa lata temu, a wczoraj stanąłem na starcie po raz trzeci z rzędu.
Obiecałem sobie, że będę tu startował co roku. Bo to ten pierwszy bieg, jak pierwsza miłość, której się nie zapomina nigdy.
Moja filozofia biegowa nie jest zbytnio rozbudowana. Biegam bo lubię, bo daje mi to energię, bo lepiej się czuję (wg mnie) i lepiej wyglądam (wg innych), bo nie łapią mnie choróbska jak grypa, a stare problemy poszły sobie do szafy i zbierają kurz. Ot, sposób na spędzanie czasu w sposób aktywny i efektywny.
Są trzy ograniczenia, o których każdy biegacz wie. Dla mnie są to rzeczy oczywiste i prawa nieprzekraczalne. Dwóch z nich nie da się do końca skontrolować: kolana i serce. Jak się ma problem z kolanami to trudno wymagać biegania. Jak się ma problemy z sercem (a nie sercowe), to trzeba na siebie bardzo uważać i wielu przyjemności odmawiać. Ale trzecie prawo da się w pełni kontrolować, acz trzeba o nim pamiętać: nawodnienie.
Woda, woda! Dajcie wody! Bieganie z wodą. Przed każdym biegiem sprawdzać trzeba ile i gdzie są punkty z wodą. Woda, woda, bez niej się nie da pokonać dużych dystansów. A dla niektórych 10 km to bardzo duży dystans. Woda, woda, gdzieś ty jest?
No właśnie, z wodą na Biegnij Warszawo był problem. Wielki problem. Wielbłąd problem. Bo było jej za mało. Bardzo mało.
Żar z nieba jak w sierpniu, nigdzie nie ma wody przed startem. Trudno się biega z portfelem, nie wziąłem ze sobą. Wody też nie wziąłem, uznając, że może będzie można gdzieś dostać w przestrzeni dla biegaczy. Nic z tego, wody na starcie brak. Zapytałem jednego wolontariusza, czy mógłbym dostać butelkę wody z linii mety? Nie, padła odpowiedź. Pół sekundy wcześniej inny wolontariusz zwinął trzy butelki. Zapytany o to mój rozmówca stwierdził, że wolontariusz mógł wziąć wodę z mety. Żółte światełko się zapaliło: dla kogo jest ten bieg, dla biegaczy czy dla wolontariuszy? No, ale że nie wygram tej dyskusji dałem pokój. Wymyśliłem zastępstwo: nie ma to jak kranówa w Warszawie! Bum do toalety i podstawiam swój dzióbek pod kran w umywalce. Problem przed startem zażegnany.
Biegnę w grupie nr 2. Czas sugerowany: 45-55 minut. Kilometry mijają jak z bicza strzelił, zanim się obejrzę już jest górka na Spacerowej. Sprawdzam tempo na zegarze i wychodzi mi, że szybko zacząłem, ale wokół mnie inni zaczęli jeszcze szybciej. Stąd subiektywne wrażenie, żem wolno zaczął.
Po piątym kilometrze było stanowisko z wodą. Łyknąłem dwa kapsle wody raz-dwa, by nie stracić dużo czasu. To stanowisko było świetnie zorganizowane: woda była od razu rozlana, podawana przez wolontariuszy z duszą i serduchem wielkim! Mała uwaga, fajnie by było w następnych latach gdyby takich punktów były 3 na trzecim, piątym i pół oraz na ósmym kilometrze, jak to się czasami spotyka na innych imprezach.
W drugiej połowie dystansu mam w zwyczaju przyspieszać (z wyjątkiem maratonów). Tak też było i dziś. Po piątym kilometrze ilość osób wyprzedzających mnie spadła, a ilość osób, które ja wyprzedzałem wzrosła. Zawsze lubię biec z kimś nieznajomym, z kim się nawzajem wyprzedzamy motywując pozytywnie i nakręcając do przodu. Dziś przez dłuższy czas biegłem za dziewczyną z końskim blond warkoczem, by ją raz dogonić, po czym żeśmy się powyprzedzali jeszcze raz.
Bieg w dół po ósmym kilometrze, a potem sprint do mety. I radość: zegarek pokazał 48:17, moja nowa życiówka. Potem okaże się, że mój oficjalny czas netto to 48:14. Meta, mocno ponad 20 stopni w słońcu, szukam wody. Jest! Butelka wody na osobę. Nie więcej. Ktoś wziął dwie butelki, to dostał ostrzeżenie, że bardzo się prosi o branie jednej butelki, by starczyło dla każdego. Jak dla mnie tego już było za wiele. Ta sytuacja z wodą zmąciła mi radość z życiówki.
Wyliczone pół litra wody na każdą osobę na mecie? Każdy trenujący dobrze wie, że po biegu musi spożyć dużo płynów. Jak dużo, zależy od osoby, od dnia, od zmęczenia, od dystansu. Spokojnie mógłbym wypić dwie butelki na miejscu, ale się dostosowałem i wziąłem tylko jedną. Niemniej tutaj, na blogu, dzień później, wylewam swój żal: do organizatorów należy zapewnienie takiej ilości wody, by starczyło w ilościach nieograniczonych dla każdego startującego.
Na mecie nie było nic więcej oprócz tej jednej butelki wody (medalu nie dało się spożyć). Ani batona, ani banana, ani rodzynek, ani jabłka. Było rozciąganie (super) i masaż (bardzo dobry), były reklamy i kampania wyborcza jednego z biegających tego dnia kandydatów.
Dwa lata temu byłem wniebowzięty Biegnij Warszawo. To był mój pierwszy bieg. Od tamtego czasu biegałem w 2 maratonach, 11 półmaratonach, 3 dwudziestokilometrowych biegach i 3 dychach. 19 biegów masowych w 12 krajach na dwóch kontynentach. Do każdego miałem jakieś uwagi. Doceniam wkład i zaangażowanie, ale krytykuję to, co wydaje mi się niesłuszne lub błędne. Biegi w Polsce są jednymi z fajniej prowadzonych. Może dlatego, że w domu. Może dlatego, że po Warszawie, jak mało gdzie, biegnąc wieczorem albo rano ludzie pozdrawiają się jak w górach. A może dlatego, że są robione przez profesjonalistów. Tym bardziej boli, gdy mój najulubieńszy bieg w ukochanym mieście zawala tą najważniejszą świętość biegacza: wodę.
Błagam o poprawę. Biegnę za rok ponownie. Nie sam. Za metą czekali za mną rodzice. 61-letni ojciec, nigdy nie biegający, tak się nakręcił, że też chce pobiec za rok.
PS. Koszulki w tym roku były ekstra. Ale dajcie sobie spokój z tą dyktaturą koszulkową: każdy kto założy inną koszulkę może zostać zdyskwalifikowany. A czy ktoś był kiedykolwiek za to zdyskwalifikowany w rzeczywistości?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu edziakali7 (2015-10-06,20:02): trzy punkty z woda na trasie 10ki to lekka przesada, dwa to juz duzo.zazwyczaj jest jeden taki punkt na ok 5km.co do h2o na mecie to i owszem powinna lac sie strumieniami;)
arco75 (2015-10-07,11:20): Ciekawe jak kolega trenuje, skoro potrzebuje co trzy kilometry wodopoju.
Byłem ostatnio na maratonie w Wilnie, gdzie na mecie była tylko butelka wody, zero posiłku itp. a masaż płatny 20 euro.
Jak ma się problem z nawadnianiem to trzeba wytrenować nawyki na treningu, brać z sobą bidony, albo startować na piątkę.
Przepraszam kolegę za cierpkie słowa, ale trzeba czasem ująć się i za Organizatorem, szczególnie tak dużej imprezy. pkaczyn (2016-02-04,01:39): @arco75, edziakali7 dzięki za komentarze! Arco, Twoje doświadczenie z Wilna tylko pokazuje, że w Polsce imprezy są lepiej organizowane. Co do trzech punktów to zgoda, to może być za dużo na naszej szerokości geograficznej, ale jak jest ciepło albo bardzo ciepło, to można się postarać i o trzeci punkt (ale zgadza się, mogę przesadzać :-)). Ja sam potrzebuję wody dużo tylko gdy jest wysoka temperatura, biegając dychy na zawodach unikam wodopoju na 5-tym km. Na BW2015 piłem, bo było bardzo ciepło. @Arco, nie przepraszaj za cierpkie słowa, krytykę przyjmuję z uśmiechem! Miłego biegania!
|