2015-08-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Mistrzostwa świata w maratonie, o tym się mówi.... (czytano: 3411 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: www.youtube.com/watch?v=uT0a8E06CHk
Maraton mężczyzn rozegrany w niedzielę w Pekinie w ramach mistrzostw świata przyniósł niespodziewane rozstrzygnięcia. Po złoto sięgnął 19-latek z Erytrei, a na całej linii zawiedli utytułowani Kenijczycy. Mark Korir zajął odległe miejsce z czasem 2:21:20 a Wilson Kipsang i Dennis Kimetto - były i obecny rekordzista świata, zeszli z trasy. Postawa trójki wybitnych biegaczy spowodowała falę spekulacji wśród kibiców biegów długich i lekkiej atletyki na świecie. Część z nich winą za niepowodzenie Kenijczyków obarczała upał, byli jednak też tacy, którzy sugerowali, że zeszli oni z trasy, gdyż obawiali się kontroli dopingowej na mecie, przewidzianej dla zwycięzców. Na największym forum biegowym na świecie letsrun.com powstał osobny temat, którego autor jasno stwierdził, że wydarzenia z pekińskiego maratonu potwierdzają dobitnie, że czołowi Kenijczycy korzystają z nielegalnych metod wspomagania. Gdy podobnych głosów pojawiło się w krótkim czasie kilkadziesiąt, głos postanowił zabrać sam Renato Canova, który w przeszłości wielokrotnie udzielał się już na tym forum. Warto przytoczyć jego wypowiedź rzucającą nowe, ciekawe światło
na postawę Kipsanga, Kimetto i Korira podczas niedzielnego biegu.
"Widzę, że po raz kolejny ludzie nie wiedzący nic o lekkiej atletyce, nie mający doświadczenia
zawodniczego i trenerskiego, ale kochający rzucać oskarżenia, chętnie zabierają głos. Nieprzypadkowo
mówi się, że idiotów nie sieją, tylko sami się rodzą.
Macie na ustach tylko jedno słowo: doping i uwielbiacie wykrzykiwać je na prawo i lewo. Prawda jednak zawsze jest złożona, jednak dojście do niej wymaga intelektualnego wysiłku.
Wyjaśnienie słabej postawy Kenijczyków jest proste: oni ciągle trenują tak samo, wykonują od zawsze podobny maratoński trening, nie biorąc w ogóle pod uwagę czynników zewnętrznych, pogody, tego gdzie jest rozgrywany bieg, oraz czego mogą podczas biegu doświadczyć.
Trenują mocno, w wielu przypadkach ten trening jest dobry, jednak jest coś co u nich nigdy się nie zmienia:
godziny wykonywania treningów. A więc tak: 6 rano wychodzą na długi bieg i sobie biegną spokojnie,
komfortowo w ładnej pogodzie.
Tak więc 4 dni przed maratonem nagle przylecieli do Pekinu i z sytuacji gdzie z uśmiechem na ustach
trenowali sobie w 12 stopniach Celsjusza, nagle wyszli z samolotu i uderzyło w nich 33 stopnie Celsjusza
i 90% wilgotności.
Dokładnie to samo było w Osace w 2007 roku. Pierwsi dwaj zawodnicy na mecie: Luke Kibet i Mubarak Shami
trenowali ze mną. Przewidziałem w jakich warunkach przyjdzie im biegać w Japonii, dlatego kilkanaście razy
zabrałem ich z Iten na specyficzne treningi w inne rejony Kenii gdzie temperatura przekraczała 30 stopni.
Biegaliśmy nie wcześnie rano, a dokładnie o godzinie 11:00, czyli o tej o której mieli też biegać
podczas mistrzostw świata. I to zaprocentowało złotym i srebrnym medalem! Inni Kenijczycy, chcieli być mądrzejsi, trenowali po swojemu, w klasyczny sposób i zeszli z trasy w Osace, a najlepszy z nich William Kiplagat pobiegł 2:19.
Kiedy czytałem ostatnio wywiad w kenijskiej prasie z głównym trenerem kenijskiej kadry Juliusem Kirwą i on
tam powiedział, że wykonali dobry trening w Iten w warunkach identycznych do tych w Pekinie to załamałem ręce.
W ten sposób Kenijczycy nigdy nie będą się liczyć na wielkich imprezach w specyficznych warunkach pogodowych.
Ja wiem co mówię, mieszkam w Chinach, przedtem wiele lat spędziłem w Kenii i doskonale znam pogodę
w obu krajach.
Przejdźmy teraz do kolejnej zasadniczej kwestii: nie rozumiem dlaczego Wilson Kipsang
i Dennis Kimetto chcieli biec w mistrzostwach świata. Jeśli jesteś numerem 1 na świecie, rekordzistą
świata, tak jak w przypadku tych dwóch biegaczy, zdobycie tytułu mistrza świata nie daje ci nic. Nie dodaje
ci żadnego splendoru, żadnych konkretnych korzyści. Masz dużo do stracenia, ale praktycznie nic do zyskania.
Jeśli nie wyjdzie ci bieg, będziesz na świeczniku i będzie się o tobie dużo mówić, zastanawiać się
co złego się z tobą dzieje, organizatorzy dużych biegów dwa razy pomyślą zanim zaproszą cię na swój
maraton i dadzą ci wysoką gażę za start. Jeśli wygrasz nie zmieni się w twoim życiu nic, nie zyskasz
nic więcej ponad to co już masz.
Tak więc mieliśmy dwóch wybitnych biegaczy i nawet jeśli założylibyśmy że jeden z nich wygra, to ten
drugi znalazłby się i tak w sytuacji powyższej, czyli pozycji przegranego.
Ja zatem nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem po co oni tam pobiegli.
Teraz coś z moich osobistych przemyśleń i doświadczeń: nigdy w karierze nie widziałem żeby
maratończyk pobiegł mocno w Londynie bądź innym dużym biegu na wiosnę, a potem wykazał się
tą samą wybitną formę w mistrzostwach świata bądź igrzyskach olimpijskich w sierpniu.
W 2012 roku byłem przy przygotowaniach Wilsona Kipsanga do Londynu i razem z trenerem Gabrielem Nicolą
przygotowywaliśmy też Mary Keitany. Mimo znakomitych warunków i pełnego profesjonalnego wsparcia
ze strony kenijskiej federacji nie byliśmy w stanie wytrenować zawodników na sierpień do takiego poziomu,
w jakim byli podczas maratonu w Londynie na wiosnę.
Cudów nie było, biologii i fizjologii nie da się oszukać. Igrzyska wygrał Stephen Kiprotich, który
maraton komercyjny biegł w lutym, a wśród kobiet Tiki Gelana która biegła Rotterdam bardzo komfortowo,
praktycznie bez dużego zmęczenia gdyż nie miała tam poważnych rywalek. Zatem wiem jedno: kombinacja
mocny maraton w Londynie i mocny maraton w sierpniu w barwach swojego kraju jest niemożliwa!
Tak więc podsumowując: dyspozycja Kenijczyków nie ma nic wspólnego z dopingiem. Problemem jest
zła selekcja zawodników przez kenijską federację (jeśli chcesz kogoś zdolnego do walki o medale w sierpniu,
to najpóźniej musi on biegać maraton komercyjny w marcu tego samego roku, nie później, oraz nie biec
tego maraton na swoje maksimum możliwości. Do tego dochodzi błąd w przygotowaniach i treningu o którym pisałem wcześniej. Renato Canova
Warto przeczytać co miał do powiedzenie świeżo upieczony mistrz świata w maratonie
IAAF: Rozmawiamy z Ghirmayem Ghebreslassie, złoty medalistą w maratonie. Ghirmay
powiedz nam, jak ważny jest ten medal dla twojego kraju?
Ghebreslassie: Mój złoty medal to przesłanie - nie tylko dla mojego kraju,
ale też dla wszystkich sportowców z całego świata. Na moim przykładzie mogę powiedzieć:
nie ważne czy jesteś młody, czy stary, w jakich warunkach żyjesz, jeśli pracujesz i walczysz
o swoje marzenia naprawdę z całych sił, osiągniesz mistrzostwo.
IAAF: Erytrea musi być dziś bardzo szczęśliwa. W mistrzostwach świata w maratonie dwóch biegaczy
z tego kraju znalazło się w pierwszej 10-tce. Ty zdobyłeś 1 miejsce, a twój kolega był dziś
dziewiąty. Jak się z tym czujesz?
Ghebreslassie: Erytrea ma wielu wspaniałych sportowców, my w normalnych warunkach
moglibyśmy mieć medale na wszystkich światowych imprezach. Mamy wielki potencjał, ale jesteśmy z
zdanie sami na siebie. Nie mamy nic, federacja krajowa nie zatrudnia dla nas żadnych trenerów,
nie ma nawet jednego zespołu treningowego w ramach reprezentacji. Ja jestem pewien że moglibyśmy
dominować we wszystkich biegach ulicznych i bieżniowych. Ale tych talentów u nas nie ma jak zebrać,
nikt z nami nie pracuje, wszystko co osiągamy to dzięki własnej walce i uporowi.
IAAF: Czyli chcesz powiedzieć, że potrzebna wam lepsza organizacja ze strony władz krajowych?
Ghebreslassie: Jeśli by ktokolwiek zajął się dziećmi, młodymi biegaczami w Erytrei, zorganizował
im jakichkolwiek trenerów, jakąkolwiek pomoc, to tam jest u nas w kraju taki potencjał, że mogę dać
słowo, że na igrzyskach mistrzostwach świata, byśmy obstawiali podium we wszystkich konkurencjach biegowych.
Ale w tej chwili wygląda to tak, że jesteśmy sami, we władzach sportowych nikt się nami nie interesuje.
Więc ja dzisiaj chcę pokazać: tak może biegać Erytrea, jak ja to zrobiłem dzisiaj, może mieć złote medale
i wygrywać. Może dzięki temu mojemu biegowi ktoś się nami w kraju zainteresuje i pomoże nam na przyszłość.
IAAF: Jaki był twój plan na dzisiejszy bieg?
Ghebreslassie: Trzymać się w czołówce do 35-tego kilometra i potem pójść na maksa. To wszystko
IAAF: Gratuluję i dziękuję za rozmowę
ZAPOWIEDŹ MARATONU KOBIET:
Dwa lata temu, Edna Kiplagat dokonała historycznej rzeczy. Jako pierwsza kobieta obroniła tytułu mistrzyni
świata w maratonie. Teraz 35-letnia Kenijka może pójść krok dalej i zdobyć koronę najlepszej
maratonki na świecie po raz trzeci z rzędu. Czy jej się to uda? W tym roku startowała już w maratonie
londyńskim z czasem 2:27:16 zajmując 11-tą lokatę. Od tego czasu zaliczyła też kilka wyścigów na 10 kilometrów, z najlepszym wynikiem 31:57.
Oba jej poprzednie triumfy w światowym czempionacie osiągane były w upalnych warunkach,
których również oczekiwać możemy podczas rywalizacji w Pekinie. Biorąc pod uwagę ten fakt, oraz doświadczenie Kiplagat należy ją traktować jako najpoważniejszą kandydatkę do złota.
Jednak jak wiadomo, maraton ma to do siebie, że jest nieprzewidywalny i rządzi się własnymi prawami, a dyspozycja dnia często decyduje o ostatecznych rozstrzygnięciach. Mimo, że Edna Kiplagat legitymuje się najlepszym rekordem życiowym w stawce zawoniczek, to najszybciej w tym roku na królewskim dystansie
pobiegła Mare Dibaba z Etiopii. 25-latka wygrała maraton w Xiamen w styczniu z wynikiem 2:19:52. Swoją
formę potwierdziła też w kwietniu zajmując drugie miejsce podczas maratonu w Bostonie.
Inną pretendentką do złota jest też reprezentująca Bahrajn Eunice Kirwa. 31-latka jest niepokonana
w swoich ostatnich 7 wyścigach, zarówno na dystansie maratonu, jak i półmaaratonu. W tym roku
ustanowiła swój nowy rekord życiowy, kiedy to w Nagoyi, w Japonii pobiegła 2:22:09.
O medalu marzy też z pewnością Japonka Sairi Maeda, która jest w tym roku najlepsza na dystansie maratonu
spośród reprezentantek swojego kraju i pochwalić się może wynikiem 2:22:48. Warto dodać, że
w 9 ostatnich edycjach mistrzostw świata zawsze przynajmniej jedna biegaczka z Japonii meldowała się na mecie
w czołowej szóstce. Maeda zrobi wszystko aby podtrzymać tę tradycję.
Na pewno do walki o czołowe lokaty włączą się też dwie pozostałe utytułowane Etiopki: zwyciężczyni
maratonu w Tokio Berhane Dibaba, oraz triumfatorka maratonu w Londynie Tigist Tufa.
Oprócz Edny Kiplagat drużynę kenijską uzupełniają też Helah Kiprop - druga w tym roku w Tokio, oraz
Jemima Sungong, z życiówką 2:20:41 ustanowioną przed rokiem w Bostonie. Dla obu z nich będzie
to debiut na mistrzostwach świata.
Swoje nadzieje w biegu pań pokładają też kibice gospodarzy. Chińczycy liczą na mistrzynię kraju Ding
Changqin, która legitymuje się rekordem życiowym 2:26:54. 23-latka zajęła 19 miejsce przed dwoma laty w Moskwie.
Teraz jej możliwości są z pewnością dużo większe.
Bieg mężczyzn pokazał jednak, że przy tak dużym upale, oraz przy braku pacemakerów bieg może potoczyć się
w zupełnie nieprzewidywalny sposób. Papierowi faworyci niekoniecznie muszą sprostać stawianym przed nim
oczekiwaniom. Czy na podium w biegu maratońskim pań zobaczymy reprezentantki Afryki, czy też będziemy
świadkami jakiejś niespodzianki? Dowiemy się tego już w niedzielę w nocy.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu dziesiatka (2015-08-24,15:27): trener który mówi zawodnikowi że nie wie po co mu mistrzostwo świata jest debilem niezależnie od osiągnięć
Lub ma już demencję
Ciekawe, że Bolt dla tego mistrzostwa wypruwał sobie żyły. Może dlatego że jest sportowcem? A nie kombinatorem? Krzysiek_biega (2015-08-24,18:53): Dariusz, przyznam że też mnie zaskoczyła jego wypowiedź, ale bym się powstrzymał od tego typu komentarzy. Wytrenował wybitnych zawodników i dla mnie pozostanie jednym z najbardziej cenionych trenerów na świecie bez względu na jego wypowiedź. Bolt może startować setki dzień po dniu. Maraton ma to do siebie że na bardzo wysokim poziomie pobiegniesz 2-3 w roku, nawet eliminacji na mistrzostwach nie ma tylko od razu finał..
|