2015-03-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maraton na gruzach planu (czytano: 615 razy)
Czuję się ciężki i wolny, a maraton za 9 dni. Po ostatnim, nieudanym, obiecywałem sobie, że do następnego przygotuję się jak należy. Że nie będę ulegał pokusom startów w różnych świetnych biegach w pięknych miejscach w znakomitym towarzystwie. Zamierzałem wybrać starty priorytetowe, a pozostałe traktować jako formę przygotowań do nich. No i chciałem solidnie potrenować.
Ten plan runął w gruzach z powodu mojej nieuleczalnej słabości do nart biegowych i podróży. Nie odmówiłem sobie startów w Jizerskiej Padesatce i Biegu Piastów, a przede wszystkim w Marcialondze i Engadinie. O ile pierwsze dwie imprezy mam blisko domu, więc nie rozwalają mi żadnego planu, to dwie następne, wymagające wyjazdów do Włoch i Szwajcarii, zabierają dużo czasu, wybijają z normalnego rytmu nie tylko biegowego, ale w ogóle życiowego.
Oczywiście niczego nie żałuję, bo podróże sportowe to moja pasja, ale ma to swoją cenę. Biegałem znacznie mniej, niż planowałem (kilometry na biegówkach to nie to samo, co bez nart), jedynie długie wybiegania robiłem w miarę regularnie i w nich pokładam swoją nadzieję, że 29 marca w Bratysławie poprawię wynik z jesieni, gdy w Katowicach ukończyłem Silesię w katastrofalnym czasie 4:40.
Szukam formy, ale to takie zaklinanie rzeczywistości. Już po narciarskich eskapadach zrobiłem trzydziestkę wzdłuż Bobru, na jednej z moich stałych tras, gdzie mogę porównać tempa. No i... Kiepsko, średnia wyszła 5:56, podczas gdy dawniej oscylowała wokół 5:40, a w najlepszym okresie była jeszcze niższa.
Dziś zrobiłem sobie test na dychę na bieżni na stadionie w Cieplicach, czyli tam, gdzie od dawna robię biegi ciągłe, a kiedyś także kilometrówki. Dyszka wyszła w 50:10. Rok temu, przed Paryżem, gdzie udało mi się zejść poniżej 4 godzin, taki sam sprawdzian wykonałem o 88 sekund szybciej.
Na ile więc biec w Bratysławie? Na pewno trzeba zacząć bardzo wolno, po prawie sześć na kilometr. Potem połykać cierpliwie kolejne kilometry... Najważniejsza sprawa: biec, nie iść! Nie wyobrażam sobie znowu 6-kilometrowego spaceru, jak w Katowicach. Nie, nie, nie. Choćbym miał truchtać, to nie stanę nawet na moment.
Jest jednak duży plus częściowego porzucenia biegania dla biegówek. Ostroga prawie przestała dolegać. Niemal jej nie czuję. Na nartach biegowych wykonuje się ruchy bardziej posuwiste, niż z naciskiem na stopę, więc nawet po 4-5 godzinach nie bolała. Wygląda na to, że odpoczęła. Może więc dobrze się stało...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu aspirka (2015-03-20,14:00): Plan nie runął, on się tylko zmodyfikował na plan "B" jak Bratysława:-) Wiesz, że to nie siła w nogach ma Cię poprowadzić do celu... kokrobite (2015-03-20,15:11): "B" jak Bratysława... Piękna figura retoryczna, jak jej autorka :-) Mahor (2015-03-20,18:32): Ciekawe jak będzie wyglądała Twoja Bratysława po Twoim maratonie...Oczekuję eksplozji radości :) kokrobite (2015-03-20,18:35): Podchodzę do tego maratonu z ogromnym respektem. Już o nim myślę, wizualizuję :-) Oby były powody do radości. Truskawa (2015-03-21,21:31): No tak.. to z grubsza wygląda jak mój wpis. Ale wiesz co Leszku? To przecież i tak mało ważne, jaki czas, choć prawdą jest, że każdy dobry czas cieszy. Zyczę Ci dużo zabawy na biegu, a wyniku przy okazji również. Takiego, żebyś czuł się usatysfakcjonowany. kokrobite (2015-03-23,17:52): Izo, bardzo dziękuję. Oby to życzenie się spełniło. Chcę odbudować się po katastrofalnej Silesii - to mój plan :-)
|