2014-11-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Przepraszam, ile kosztuje futro Pańskiej żony? (czytano: 960 razy)
Wiele lat temu, pracując w USA w branży samochodowej, zauważyłem ciekawe zjawisko.
W czasie rozmów towarzyskich Amerykanie chętnie podkręcali ceny, jakie zapłacili za futro żony, biżuterię czy też dom. Nie muszę chyba dodawać, że często zapominali o rabatach i zniżkach, jakie dostali.
Natomiast mówiąc o nowo nabytym samochodzie chętnie zaniżali zapłaconą sumę.
Moja interpretacja tego zjawiska jest taka, że o ile w pierwszym przypadku chcieli pokazać swoją zamożność i nonszalancję w wydawaniu pieniędzy, o tyle w drugim przypadku raczej eksponowali swoje umiejętności negocjacyjne.
Może to jakieś echo dawnych transakcji w handlu końmi na Dzikim Zachodzie, kiedy każdy chciał uchodzić za twardego negocjatora?
Co ma to wspólnego z bieganiem czy triathlonem?
Otóż zauważam dwie rywalizujące ze sobą szkoły, kiedy mowa jest o tygodniowych obciążeniach treningowych.
Przedstawiciele jednej ze szkół mówią, że trenować trzeba długo i ciężko. Pojawiające się wielkości to 20, 25 i więcej godzin tygodniowo.Na ostatniej Gali Lotto, gość honorowy Lothar Leder wspomniał, że w szczycie trenował 55h/tygodniowo (nas oczywiście bardziej interesują amatorzy).
Z drugiej strony mamy wypowiedzi aktywnych Pro, którzy twierdzą, że można zrobić dobry wynik na długim dystansie trenując 9h/tygodniowo, 12h/tygodniowo, a powtarzającą się wielkością brzegową jest 15h/tygodniowo.
Oczywiście, kiedy zliczmy ich jednostki treningowe, czas poszczególnych dyscyplin, to trudno jest się zamknąć w tych 15h I tu wracam do początku tekstu.
Myślę, że niektórzy koledzy „podkręcają" wielkości treningów, żeby zrobić wrażenie na debiutantach czy nowych adeptach. Może zastraszyć konkurentów. Może pokazać, jacy to oni są zdeterminowani twardziele.
Z drugiej strony, zawodowcy kreują wizerunek luzaków i takich, którym wszystko przychodzi łatwo i bez wysiłku. Myślę, że oni trenują dużo więcej niż deklarują w wywiadach i na swoich blogach.
Jestem przekonany, że każdy powinien sam szukać swojego optimum obciążeń tygodniowych.
Po pierwsze: szukać podpowiedzi u uznanych trenerów z doświadczeniem - osobiście lub poprzez ich podręczniki.
Po drugie: korzystać z własnego doświadczenia,
Na końcu: kierować się radami kolegów.
Takie osobiście dobrane obciążenia będą pochodną dostępnego czasu, preferencji treningowych, stopnia wytrenowania, dystansu na jakim chcemy wystartować i planowanego czasu na mecie.
W przygotowaniu planów na kolejny rok trzeba pamiętać o prawie malejących korzyści (law of diminishing returns). Mówi ono w skrócie, że powyżej pewnego poziomu kolejne inwestycje (czasu, wysiłku, pieniędzy) nie dadzą proporcjonalnych zysków. Wręcz przeciwnie. Powyżej pewnego poziomu nakładów forma nie rośnie, a zwiększa się niebezpieczeństwo przetrenowania czy kontuzji. Dostępny na treningi czas należy alokować mądrze.
Na koniec wątek osobisty.
Przez 6 miesięcy (od marca do końca sierpnia) przygotowywałem się do IM w Kopenhadze. W tym czasie przepłynąłem ok. 60 km (10km/miesięcznie) i na basenie spędzałem ok. 7h miesięcznie. Dystans przepłynąłem klasykiem (zwanym pogardliwie żabką) zgodnie z planem w 1:33h. Zero problemów z nawigacją, a z wody wyszedłem świeżutki i gotowy do walki. Na trasie rowerowej i biegowej minąłem wielu zawodników, którzy popłynęli o ok. 20 min szybciej. Może dlatego, że większość dostępnego na treningi czasu przeznaczyłem na rower i bieg?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |