2014-07-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Pozycji startowej ciąg dalszy (czytano: 2560 razy)
Czas płynie... Nie jestem w tym odkrywczy, wiem. Mogę sobie milczeć, mogę krzyczeć i tak nic tego nie zmieni. Wiem, w tym też nie jestem odkrywczy...
Nie zmieniają się wskaźniki w miom dzienniku treningów. Minęły dwa tygodnie od postawienia sobie niemałego wyzwania - trzydziestu maratonów w dwa lata, tymczasem... w marcu tego roku w "dramatycznych" okolicznościach zakończyłem regularne treningi... zacząłem na nowo palić... przytyłem z pięć kilogramów... Nie mam powodów do dumy. Z drugiej strony, gdyby wszystko układało się po mojej myśli, to na czym miałoby polegać moje wyzwanie i jaka byłaby jego skala?
Szalenie dużo czasu spędzam w podróży. Nie pomaga to w ułożeniu racjonalnego planu treningowego, ale... dla chcącego nic trudnego. Przynajmniej tak mawiają.
Miałem piętnaście lat, kiedy zobaczyłem Ją pierwszy raz. W zasadzie Jej twarz mignęła mi tylko w tłumie przeróżnych, albo pryszczatych albo obsianych szczenięcym zarostem, gęb. Przez sekundę widziałem Ją pomiędzy innymi uczniami, ósmoklasistami ubiegającymi się o przyjęcie do renomowanego liceum. Żeby tylko na tym zakończyć temat szkoły i przejść do sedna, to... to renomowane liceum po pewnym czasie powiedziało mi "dość" i przestałem być jego uczniem. Przez pewien czas chyba to przeżywałem.... tak mi się przynajmniej wydaje. Chyba musiałem przeżywać, skoro piszę o tym kolejne zdanie. Mój pobyt w tym ogólniaku nie był bynajmniej pozbawiony sensu. Więcej, miał tych sensów bez liku. Jednym z nich była ona. Niby epizod, niby przewartościowane nie wiadomo co, niby mgnienie, mrugnięcie oka, niby chwila, niby nic... Pozostawiając na boku szczenięce doświadczenia, które robią z nas tych, którymi jesteśmy, to uczucie, które mnie z nią łączyło stanowi poniekąd genezę biegania długich dystansów... Jako grzeczny chłopiec odprowadzałem Ją po każdym spotkaniu do domu, pięknego mieszknia w secesyjnej kamienicy w okolicach stuletniego parku. Trudno o bardziej romantyczne miejsce. Co z tego, skoro na początku lat dziewięćdziesiątych było to siedlisko młodocianej przestępczości i chcąc zachować drobne po randce w kieszeni, albo twarz w całości musiałem gnać przez całą dzielnicę dobre trzy kilometry na bezpieczny kwadrat.
Bo czym jest dla Ciebie bieganie? W tłoku myśli, którymi okaleczony brnę w przynależność do takiej czy innej grupy, obłożony przyjemnymi lub nie obowiązkami, zobowiązaniami ciasnymi niekiedy jak wisielcza pętla na szyi nagle mogę biec - być tam gdzie chcę, z kim chcę, jak chcę i, poniekąd czetrowymiarowo - kiedy chcę. Ja i moja droga. Masz inaczej? Nie ważne gdzie zaczynałoby się przeintelektualizowane pindolenie na temat biegania, gdzie filozoficzne interpetacje procesów chemicznych i jak mają się do tego wszystkiego kręcenia psychologów, że bieganie to forma wprawiana się w stan uzależniających, jak mantra powtarzanych czynności - moje bieganie to moja historia. To wsio...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |