2014-06-29
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| (czytano: 228 razy)
Sobotnia aktywność sięgnęła zenitu - dzień zaczęliśmy od startu w 10 km biegu w Oświęcimiu a zakończyliśmy na 21 km w Rybniku.
Na Oświęcimiu (Tolerancja na Sportowo w ramach Live Festival Oświęcim 2014) muszę powiedzieć, że niestety się zawiodłam. Biorąc pod uwagę ilość szumu medialnego jaki towarzyszył wydarzeniu należało się spodziewać, że wszystko będzie dopięte na tip - top. Tymczasem na 10 km trasie nawet nie było wody....Przy takiej temperaturze to po prostu skandal Ochrona biegu też się chyba pomyliła i Panowie jakby zapomnieli po co i dla kogo tam są... Zamiast na rozgałęzieniu wskazywać kierunek wydzierali się na zdezorientowanych biegaczy(sorry ale nie da się tego inaczej nazwać) co nie było zbyt przyjemne... No cóż. Może ktoś za bardzo przejął się rolą.... Niestety - rzadko zdarza mi się krytykować imprezy biegowe ale do Oświęcimia już nie pojadę.
Jeszcze tego samego dnia wieczorem pojechaliśmy na kolejny bieg -Półmaraton Księżycowy w Rybniku.Jakaż odmiana! Choć dotarliśmy na miejsce (jak zwykle)dość późno -zabezpieczająca trasę policja pozwoliła nam wyminąć słupki przejechać pod biuro zawodów a ochrona odstawiła zapory żeby umożliwić wjazd na parking. Zaparkowaliśmy bez problemu i już po chwili mieliśmy swoje pakiety startowe.
Zostało 20 minut rozgrzewki i wystartowaliśmy.
Pokłony dla wszystkich, którzy zrobili życiówki. Profil trasy raczej nie był wymarzony do bicia rekordów. Podbiegi dawały się we znaki a ten najkrótszy acz najbardziej stromy pokonywałam zgięta w pół z nosem przy samej ziemi :) A co okrążenie to niżej! Mimo wszystko biegłam wymijając za każdym razem przynajmniej kilka maszerujących osób.
I choć życiówki nie ma z wyniku jestem zadowolona: 01:48:40 a przecież był to mój drugi bieg tego dnia (rano Oświęcim, LFO). Życiówki z Wrocławia tak łatwo nie pobiję. No i w końcu nie dałam się odstawić mężowi :)
Półmaraton udany, atmosfera wspaniała a to głównie dzięki kibicom. Podzielam słyszane do tej pory echy i achy. Warto było. Trasa poprowadzona przez rynek to świetny pomysł - tam pod wsparciem kibiców człowiek dostawał powera.
No i grupa starszych żywiołowych Pań przy trasie - krzyczących, klaszczących, śpiewających - jak dla mnie - im również należy się medal. Esencja dopingu :)Dziękuję.
Do ostatniej chwili bałam się pogody. Kiedy wychodziliśmy z domu lało jak z cebra, po drodze również nie było lepiej. Kolejny raz pomyślałam, że musze nabyć dobrą, lekką kurtkę przecideszczową. Na szczęście kolejny raz się przesmyknęłam i nie była mi potrzebna. Deszcz ustał, zrobiło się rześko a w połowie trasy jeszcze modliłam się o deszcz... Trudno kobiecie dogodzić ;)
No a medal? Najpiękniejszy.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |