2014-06-25
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Godzina piąta minut trzydzieści... (czytano: 294 razy)
Od prawie trzech tygodni punktualnie o godzinie 5:30 zamiast przewracać się na drugi bok wstaję z łóżka i wychodzę do parku na poranny trening. Pierwszy dzień był trudny, drugi...w deszczu (bo bałam się, że jak po pierwszym dniu zaniecham to zanim nadejdzie trzeci zarzucę swój ambitny plan zupełnie). Potem jednak był trzeci, czwarty i kolejny trening. Minęło niewiele czasu ale widzę zmianę - chce mi się. 6 km przebieżka o świcie zaczyna nabierać mocy przyzwyczajenia równego porannej kawie.
A dzisiaj - wybaczcie - muszę się pochwalić - poszłam o krok dalej - wstałam o 5 a zaoszczędzone pół godziny przeznaczyłam na wydłużenie treningu o dodatkowe 4 kilometry. Jednak co dyszka to dyszka. Potem kąpiel, śniadanie, siup na rower i do pracy.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Mahor (2014-06-25,22:25): W moim przypadku poranny trening miał rację bytu tylko do dystansu 10 km.Na więcej brakowało czasu.W ciągu dwóch ostatnich lat biegam minimum 14 km dziennie i niestety zmuszony zostałem przejść na popołudniowe bieganie.Wytrwaj jak najdłużej się da.Do dzisiaj czuję zapach budzącego się lasu i często wspominam nagłe spotkanie z borsukiem ,o sarnach nie wspominając.Powodzenia i wytrwałości!:) ksiezyczka (2014-06-25,22:55): No właśnie - mi nawet na te 10 km brakuje czasu dlatego biegam tylko 6,co daje równe pół godziny. Pobudka o 5 to jednak baaardzo wcześnie.
|