2014-04-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Przemyślenia (czytano: 948 razy)
Nie pisałem długo, bo nie było czasu, nie było o czym, etc. Teraz niestety mam więcej czasu, więc taka tam garść wspomnień, przemyśleń, refleksji...
Cały początek sezonu to jest styczeń do marca podporządkowałem jednemu celowi - życiówce w półmaratonie. Z uwagi na fakt, że Moja Żona zapragnęła zadebiutować na tym dystansie, po analizie terminów, wybór padł na Berlin. Raz, że super impreza, chęć przeżycia czegoś wyjątkowego, a po wtóre bieg odbywał się w urodziny mojej Żony. ot taki prezent nieszablonowy.
Całość przygotowań pod okiem trenera/przyjaciela Marcina szedł super. Wpierw życiówka w Gdyni i złamanie nie dość, że magicznej bariery 45min, to wynik 43:05 przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
Później była 15k w Kołobrzegu, biegłem ją na środkach przeciwbólowych, ponieważ coś zaczęło się dziać. Ale mniejsza z tym (chwilowo). Tam też życiówka poprawiona o 5min 1:07:15:) jak dla mnie rewelacja.
Dwa tygodnie później start początku sezonu, po drodze rozmowy plany, że w tym roku na 100% maraton, że plan jest ambitny na 3:45:00, a co jak debiut to z przytupem:).
Sam Berlin atmosfera, ludzie - coś nie do opisania.
Sam bieg - 1:38:13 - jak dla mnie WIELKIE WOW, pewnie dla niektórych nic wielkiego, ale ja czułem się jak Heros. Marzenia o maratonie (Monachium) coraz bardziej realne, zacząłem układać plan...
Niestety w poniedziałek wizyta kontrolna u lekarza i wstępna diagnoza - nowotwór:( Całe życie przed oczami, od tego dnia czułem się jak w filmie, życie było obok mnie. Później badania i potwierdzenie - operacja PILNA!! Zaczęły się pytania: jak ja?? czemu?? Mam całe życie przed sobą, a plany marzenia, te biegowe i nie tylko...
Przez 3 tygodnie trenowałem "na zapas", bo możne się uda w maju przebiec 10k w Gdyni, nawet w 90 minut i co z tego:) Nie będę się poddawał, bo takich jak ja jest mimo wszystko wielu i każdy z nas ma jakieś "kłody" rzucane pod nogi. Teraz leżę w domu po operacji usunięcia guza, wiem, że będę miał chemię, ale wiecie co, mam to w d...
Lekarz powiedział, że sport i ruch są najważniejsze i może nigdy już nie pobiegnę na 3:45:00 maratonu, nie połamię 40 min na 10km, ale będę biegał, bo nie dam się, nie po to tak ciężko trenowałem, robiłem plany biegowe, ale też te życiowe, żeby teraz dać się zjeść jakiemuś palantowi.
Jak mówi moja Żonka - damy radę:)
Piszę to nie po to, żeby się nade mną użalać, tylko po to żeby wylać z siebie złość, trochę bezsilność, ale może przede wszystkim, zachęcić wszystkich do badania - szczególnie facetów, wiem, że brzmi jak slogan z plakatu na onkologii albo urologii, ale samobadanie pozwala wykryć 90% nowotworów. Ja to zrobiłem ciut za późno, ale na tyle wcześnie, żeby jeszcze z Wami powalczyć:)
I jak jest Ktoś to ma ten sam kłopot i chwilę zwątpienia, to błagam nie dajcie się..
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |