2014-04-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zmęczenie - naucz się własnego organizmu :) (czytano: 385 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: www.paperback.com.pl
Metoda treningowa jest ważna. Nic odkrywczego? A jednak każdy powinien podejść do planów, mądrych rad i jeszcze mądrzejszych książek z odrobiną dystansu i wsłuchaniem się we własny organizm i obiektywnie ocenić własne możliwości.
Co roku biegam jeden maraton - za każdym razem stosuję inną metodę treningową i na własnym organizmie sprawdzam, co jest dla mnie najlepsze. Niestety do dzisiaj optymalnej formy treningu nie znalazłem - wiem jednak co mi nie pomaga i jakiej formy treningu powinienem unikać.
Przykładem niech będzie ostatni maraton w Dębnie.
Zacząłem się do niego przygotowywać ponad 3 miesiące wcześniej. Zwiększyłem ilość dni treningowych do 3 w tygodniu (może to nie rewelacja, ale czas tylko na to pozwalał). Postawiłem na długie, wolniejsze biegi, które miały budować... sam już nie wiem co? Liczyłem najbardziej na wytrzymałość i siłę mięśni. 3 dni biegania uzupełnione były 2 treningami bokserskimi w tygodniu (każdy 1,5 h) i czasem dodatkowo siłownią (ok 1h).
Początki treningów były obiecujące - wytrzymałość poprawiła się, chociaż czasy biegów były bardzo słabe. Nie martwiło mnie to jednak ze względu na plan, który sobie założyłem. (Biegaj więcej i dostosuj ciało do wymagań maratonu). Dodatkowo wydawało mi się, że trening bokserski, który w sumie były bardzo intensywny - interwały w sparingach ;) będzie doskonałym uzupełnieniem.
W drugim miesiącu przygotowań pojawiło się zmęczenie. Naturalnie wziąłem je na karb dobrych przygotowań i naturalnej konsekwencji tychże. W trzecim miesiącu zmęczenie narastało, szybkość spadła, przyplątała się kontuzja pachwiny, która odzywa się co jakiś czas. Ostatnie tygodnie z powodu kontuzji i zmęczenia postanowiłem nabrać świeżości i dać odpocząć organizmowi.
Maraton - cóż już na pierwszych kilometrach poczułem, że to nie mój dzień, nie mój miesiąc i nie mój kwartał, a może i nie sezon. Pachwina dawała o sobie znać do 10 km, potem na szczęście przestałem tę dolegliwość odczuwać. Zmęczenie jednak, które dawało się we znaki od dłuższego czasu powróciło. Do mety doczłapałem w czasie bardzo słabym 4:27. Na więcej mnie nie było stać. Dodatkowo źle znoszę bieg w słońcu i odwodnienie. Padłem jak dętka.
Waga przed maratonem? 97 kg przy wzroście 188 cm - pocieszam się, że trochę masy mięśniowej przybyło po boksie, ale to i tak za duże obciążenie jak na maratończyka.
Morał? Może tylko dla tych z podobną wagą...
Nie pomagały mi długie wybiegania. Kolana, mięśnie, stawy dostały mocno w kość z powodu wagi i dystansu pokonywanego na treningach. Nie miałem odczucia świeżości na żadnym treningu podczas tych 3 miesięcy. Lepsze efekty przy tej wadze dawały mi krótkie wybiegania do 10 km oraz interwały. Potem wystarczył czasem jeden bieg na dystansie półmaratonu (na 3 tyg. przed startem), by pobiec sam maraton w czasie około 4 h i to przy jednym, dwóch treningach w tygodniu.
W moim wypadku więc ilość kilometrażowa nie przekłada się na wynik maratonu. Efekty daje raczej jakość i intensywność krótkich biegów.
Oczywiście tak działa mój organizm, niekoniecznie ma to przełożenie na biegi innych :) Morał jeszcze jeden dla mnie? Tak, zrzucić wagę ;)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |