2013-12-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Człowiek uczy się całe życie (czytano: 1085 razy)
Tym, co jeść przed biegiem zainteresowałem się dopiero po ukończeniu 10-cio kilometrowego Biegu im. Bronisława Malinowskiego w Grudziądzu. Przedtem trenując czy też biegając szybko krótsze dystanse robiłem to na czczo. Tak z resztą robię do dziś, ponieważ zawsze biegam z rana. Jeśli biegam krócej niż 15 km nawadniam się tylko odpowiednio.
Jako, że grudziądzki bieg zaczynał się dopiero około godziny 11-tej, a do tego dystans też był jak dla mnie solidny, postanowiłem zjeść z rana coś lekkiego. Intuicja podpowiadała mi, żeby zjeść odpowiednio wcześniej, a nie na ostatnią minutę, dlatego postanowiłem spożyć płatki czekoladowe na serku waniliowym około 3 godziny przed startem. W ostatnim momencie dodałem do przygotowanej porcji jeszcze odrobinę płatków i połowę serka zarezerwowanego na później. Stwierdziłem, że nie będę woził ze sobą serka do Grudziądza bo, pomimo, że był to ostatni dzień lata, to jednak pogoda dopisała i pożywienie może się zepsuć. Zjadłem więc solidną porcję licząc na równie solidne wzmocnienie. Postanowiłem też pobiec dość odważnie, żeby nie przywlec się czasem na samym końcu.
Autostradą do Grudziądza jedzie się w mig, zatem ani się nie obejrzałem, a stałem już na starcie biegu. Słoneczko ładnie świeciło, wiał przyjemny wiaterek, biegło się bardzo sympatycznie. Do dziś mile wspominam ten bieg również z powodu solidnego dopingu na trasie. Grudziądzanie mogą być dumni, publiczność na całej trasie gorąco wspierała biegaczy.
Lekką ścianę napotkałem gdzieś na 6-tym kilometrze, lecz z łatwością ją rozbiłem. Na drugim i ósmym kilometrze (biegliśmy pętlę) należało wdrapać się na wiadukt. W drodze powrotnej oczywiście było już ciężej, ale dalej z górki na pazurki i na 9-tym znów lekka ściana. Zagryzłem zęby i nie szczędziłem się ani troszkę. Na metę wbiegłem uzyskując rewelacyjny czas 56:32!!!
Odebrałem medal i usiadłem na chwilkę na stadionowej trawie, żeby odzyskać oddech. Popiłem wody, strasznie paliło w przełyku. Wtedy jeszcze nie docierało do mnie, co się dzieje. Rozciągnąłem się, odświeżyłem, przebrałem i powoli zbierałem w drogę do domu. Powrót minął bez niespodzianek. Wziąłem jeszcze dwa łyki wody i jakoś ją przełknąłem. Sensacje zaczęły się w mieszkaniu. Dostałem dreszczy, gorączki i strasznego rozwolnienia. Do końca dnia nic już nie przełknąłem, ani też nigdzie się nie ruszyłem. Całą śliczną letnią sobotę spędziłem w łóżku i ubikacji. Jak dotąd raz tylko spotkała mnie ta przygoda i teraz wiem, że płatki czekoladowe to jest średni pomysł na przedbiegowy posiłek. Cenię też sobie z tego powodu grudziądzki medal w dwójnasób :)
Teraz wzmacniam się przed biegiem musli na soku owocowym lub jogurcie (przygotowane dnia poprzedniego, żeby dobrze zmiękło), kanapkami na chrupkim cienkim pieczywie lub bezpośrednio przed startem – bananami. Ale musiałem się wcześniej konkretnie zes…ć, żeby poszukać, przeczytać i się nauczyć :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu henryko48 (2013-12-18,09:26): Na jedzenie przed biegiem trzeba uwazac,moim zdaniem banany,baton energetyczny,izotonik,wystarczy,pozdrawiam. thorunczyk (2013-12-19,11:16): Raz się sparzyłem, teraz dmucham na zimne :)
|