Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [36]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
piTTero
Pamiętnik internetowy


Piotr Olesiak
Urodzony: 1990-06-28
Miejsce zamieszkania: Toruń
3 / 8


2013-10-23

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
"Gramy u siebie", czyli subiektywna psychologia biegowa (czytano: 5860 razy)

 

Podobno nam facetom łatwiej przychodzi podejmowanie ryzykowanych decyzji niż ma to miejsce w przypadku kobiet. Naukowcy próbują przełożyć to na sukcesy zawodowe. Faktycznie, jeśli prześledzimy strukturę stanowisk kierowniczych, prezesów etc. to z pewnością zauważymy, że mężczyźni stanowią większość z nich. I nie jest to kwestia wykształcenia, bowiem tempo przyrostu wyedukowanych specjalistów jest szybsze w ostatnich latach akurat w damskim gronie. Tak więc upraszczając, facetom łatwiej jest podejmować ryzykowne decyzje, które mogą mieć kluczowe znaczenie m.in. w pracy.
Niestety działa to w obie strony tzn. nie zawsze decyzja okazuje się trafiona, nie zawsze też dotyczy kwestii zasadniczych. Mam tu na myśli bardziej naturalny dla mężczyzn pociąg do hazardu, gier losowych czy bukmachera. Kto z nas nie lubi obstawiać? Nawet jeśli nie robimy tego za pieniądze, to często np. zakładamy się z kumplem o wynik meczu.
Rzadko kiedy zdajemy sobie przy tym sprawę, ile czynników wpływa na naszą decyzję. Bukmacherzy zwykle nie ułatwiają nam życia, spotykamy się z sytuacjami, gdzie drużyna X jest uważana za faworyta meczu, mimo że jest niżej w tabeli od Y, z tej racji że X gra u siebie. Przechodzimy tu do kwestii kluczowej dla mojego artykułu tzn. motywacji zawodnika.
Ciężko jest nie zgodzić się z poglądem, że znajomość warunków gry na swoim terenie i przy wsparciu swoich kibiców znacznie ułatwia odniesienie sukcesu. Chciałbym jednak odnieść powyższy przykład meczu piłkarskiego do.. (niespodzianka:P) biegania i udowodnić, że "gra u siebie" może równie dobrze nas nieco uśpić, zamiast dać niezbędny zastrzyk adrenaliny.
Żeby żadne żyjątko nie ucierpiało w trakcie realizacji materiału, porównania dokonam w oparciu o własne przeżycia. Mam tu na myśli bieg w Warszewicach (26.09-czwartek), który miał być rozegrany na dystansie 10km, ale nieoczekiwanie zbrakło 700m oraz bieg uliczny w Kutnie (29.09-niedziela, 3 dni później, więc forma bez większych zmian), który planowano na 9,6km, ale wyszło coś w okolicach 9-9,2km. Jak widać w obu przypadkach zarówno ja, jak i pozostali zawodnicy nie byli świadomi rzeczywistego dystansu, dzięki czemu mamy dodatkowe emocje:P
Zawczasu muszę jeszcze wyjaśnić pewną sprzeczność - pochodzę z Kutna, ale od zawsze (czyli od kiedy rozpocząłem studia i zacząłem brać udział w biegach) trenuję i ścigam się w Toruniu. Stąd za swoje naturalne, dobrze znane środowisko biegowe uznaję Toruń, natomiast Kutno (poza wsparciem narzeczonej, rodziny i ewentualnie znajomych) uważam za teren nieznany. Co prawda trasy kutnowskie nie mają mnie czym zaskoczyć, aczkolwiek nie znam poziomu tamtejszych biegaczy. Jedyne, co mi było wiadome przed startem to, że będzie dość liczna reprezentacja z pobliskich Krośniewic, gdzie mają zarówno doświadczonych zawodników jak i szybką młodzież.
Wróćmy do zdarzeń z czwartku. Na starcie blisko 60 osób, kilku absolutnie poza zasięgiem. Pierwsze km zacząłem więc za mniej więcej na 6ej pozycji za plecami zawodnika z okolic Lipna, który dość oczekiwanie uciekł mi gdzieś w połowie trasy. Jakieś 2km dalej słyszę, że z dużą prędkością ktoś mnie dochodzi, nie musiałem się odwracać, by stwierdzić, że to Witek O., tym bardziej że wysoka sylwetka szybko zniknęła z pola widzenia. Jakieś 1,5-1km przed metą wyprzedził mnie jeszcze tradycyjnie Andrzej G., który na końcówce zawsze daje czadu, i wszystkie moje prognozy się spełniły tzn. mógłbym w ciemno przed startem ustawić znane nazwiska dokładnie w takiej kolejności, w jakiej zameldowaliśmy się na mecie. Wielu z nas biegaczy nie wnika w takie kwestie, twierdzimy np. że ktoś ogólnie jest od nas lepszy, dlatego kiedy taka osoba nas dogania, nie staramy się powalczyć, dotrzymać tempa lub pościgać się na końcówce, bo z góry znamy wynik rywalizacji. A może to my sami się na ten wynik skazujemy? Znane jest hasło, że biega się głową, nie tylko nogami, czemu więc nie stawiamy sobie za cel spróbować pobiec mocniej niż zwykle?
Teraz sytuacja z Kutna. Tam wystartowałem w zasadzie nie znając możliwości około stu przeciwników, nie było ani lepszych, ani słabszych, było za to postanowienie utrzymania wysokiego tempa niezależnie od pozycji. Efekt był zadowalający, w trakcie biegu moją 3-osobową grupkę wyprzedził zaledwie 1 uczestnik i tak skończyłem na wysokim 9tym miejscu, zdobywając przy okazji 2gie miejsce w klasyfikacji powiatu kutnowskiego, stając na pudle (1szy raz w życiu;P) w sąsiedztwie zawodników z EXPOM-u Krośniewianka. Myślę, że gdybym znał swoich rywali, mógłbym w pewnych momentach biegu odpuścić, sądząc że nie dam rady z nimi powalczyć, a tak wyszło całkiem fajnie.
Wniosek? Startując ciągle z tymi samymi przeciwnikami, prędzej czy później podświadomie dokonujemy zaszufladkowania naszych możliwości względem innych i zasadniczym wówczas problemem staje się wyrwanie naszej głowy z tego utartego schematu. U innego użytkownika MP wyczytałem kiedyś: "trzeba uwierzyć we własny trening". Całkowicie się pod tym podpisuję - jeśli będziemy konsekwentnie trenować, nie ma innej opcji, musimy robić progres i bić życiówki (mimo wszystko jestem wyznawcą zdrowego podejścia do sportu- przede wszystkim walczę z czasem), a jeśli przy okazji uda nam się przeskoczyć kilku gości, to znak że wszystkie tryby działają poprawnie. Jeśli natomiast jeszcze przed biegiem wbijemy sobie do głowy, że nie da rady pobiec powyżej pewnego poziomu, to być może nigdy nam się to nie uda.
Co sądzicie o takim podejściu do sprawy?
Pozdrawiam ;-)

fot. A. Szumańska - podium mistrzostw powiatu kutnowskiego


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


michu77 (2013-10-24,11:11): ...chyba trochę uprościłeś sprawę mniejszej ilości kobiet na stanowiskach kierowniczych ;p
piTTero (2013-10-24,15:02): zapewne tak, w końcu ma na to wpływ wiele czynników, ale to było tylko zagajenie tematu, którego nie chciałem zbyt mocno rozbudowywać, żeby nikogo nie uśpić i szybko przejść do meritum ;-) pozdrawiam
balat32KUTNO (2013-10-24,17:43): Masz racje że coś w tym jest;-) Ja od lutego nie moge wyjść z kontuzji i brakuje ni ścigania. Pozdrawiam.
adamwiniarski (2013-10-25,08:41): Zgadzam się z Tobą i myślę, że zakładane ograniczenia dotyczą nie tylko ścigania się z określonym rywalem, ale wielu innych elementów. Zamiast mówić sobie "nie mogę szybciej, nie dam rady bo...," itp. powinniśmy raczej zadać sobie pytanie "jak powinienem biec, żeby z nim (nimi) wygrać, co mogę zrobić, żeby poprawić szybkość, technikę, siłę czy wytrzymałość, co jeszcze mogę zrobić lepiej?"
adamwiniarski (2013-10-25,08:45): Zgadzam się z Tobą i myślę, że zakładane ograniczenia dotyczą nie tylko ścigania się z określonym rywalem, ale wielu innych elementów. Zamiast mówić sobie "nie mogę szybciej, nie dam rady bo...," itp. powinniśmy raczej zadać sobie pytanie "jak powinienem biec, żeby z nim (nimi) wygrać, co mogę zrobić, żeby poprawić szybkość, technikę, siłę czy wytrzymałość, co jeszcze mogę zrobić lepiej?"
piTTero (2013-10-25,09:05): dobrze powiedziane Adam, zgadzam się i dzięki za komentarz :)
paulo (2013-10-25,09:34): oczywiście, że psychika ma tu ogromny wpływ na tempo biegania, szczególnie w zawodach. Jednak aby mieć silną psychikę trzeba najpierw duże z siebie dać na treningach i koło się zamyka. I tu dochodzimy znów do zdrowego podejścia do sportu i wyważenia, by mieć przede wszystkim radość z biegania.
Mars (2013-10-25,20:35): To co opisałeś to zjawisko psychologiczne o nazwie samorealizująca się przepowiednia. Jest to nieświadome i pojawia się w sposób mimowolny. W różnych sytuacjach codziennego życia też do tego dochodzi, lecz ludzie nie zdają sobie z tego sprawy :-)
piTTero (2013-10-25,22:19): paulo - dokładnie, nie musi być szybko, nie musi być długo, ważne żeby był fun w czasie biegu ;-)
piTTero (2013-10-25,22:22): Mars - dzięki za komentarz, widzę że znasz się na tym i od strony bardziej naukowej nam to wyjaśniłeś. Jakkolwiek by to się nie nazywało, oby każdy z nas tego doświadczył, pozdrawiam:)
Honda (2013-11-01,23:05): Chyba rzeczywiście tak jest. Z góry zakładamy scenariusz nie wierząc w zwycięstwo nad którymś konkurentów i tak właśnie się dzieje.. wielokrotnie miałam takie sytuacje dlatego już na starcie trzeba zmienić takie myślenie i uwierzyć we własne możliwości! Głowa to 70% sukcesu :)
Piotr Fitek (2013-11-05,17:49): jak obiecałem mój komentarz tutaj: http://www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=2&action=44&code=38620







 Ostatnio zalogowani
Wojciech
20:14
kos 88
20:00
bogaw
19:59
lachu
19:25
Stonechip
19:06
zbig
18:59
CZARNA STRZAŁA
18:56
entony52
18:53
macius73
18:50
tomasso023
18:38
StaryCop
18:30
mirek065
18:25
Leonidas1974
18:24
czewis3
18:19
gieel
18:09
fit_ania
17:45
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |