2013-08-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| "Pod niebem pełnym cudów ..." 500 km w 5 dni, cz. VI przedostatnia (czytano: 1812 razy)
![](sylwetki/foto_blog/2013/z37927_1.jpg)
CZĘSTOCHOWA!!! Wreszcie! To dzisiaj! Najpierw jednak przed nami najdłuższy etap do przebiegnięcia. Trochę ponad 120km. Będzie więc co biegać. Zanim jednak ruszyliśmy na trasę, wzięliśmy udział we Mszy św., zjedliśmy śniadanie i pożegnaliśmy się z gościnną pabianicką parafią. Słońce? Jak zwykle, grzało. I ruszyliśmy w towarzystwie… jednego z księży misjonarzy, który w sandałkach, księżowskich ciuchach postanowił pobiegnąć z nami kilka kilometrów do rodzinnego domu. Super gościu! Ot, takie ostatnie bieganko przed wyjazdem na Ukrainę, bo właśnie miał za niedługo zacząć pracę w Kijowie. Jeszcze raz super!!! Wybiegliśmy z gościnnych Pabianic i ruszyliśmy w stronę Jasnej Góry. Jedni biegli, inni podjeżdżali na kolejną zmianę. A dzisiaj można było sobie pobiegać… każdy dokręcał kilometry… żeby chociaż maraton na koniec przebiegnąć. W końcu to ostatni dzień, więc można z siebie dać wszystko, a nawet więcej. Zżyliśmy się ze sobą i szkoda było, że to wszystko się kończy i trzeba będzie czekać rok do kolejnej Pielgrzymki. Po drodze było kilka miasteczek, gdzie dołączali do nas miejscowi biegacze. Najmilej, jak zwykle zresztą, było w Bełchatowie. Dołączyła do nas spora grupa biegaczy z tego miasta i wspólnie pokonaliśmy kilka kilometrów. Jeden z bełchatowian, Darek, postanowił pobiegnąć z nami do Częstochowy. Miło było mieć, choć przez kilka godzin, jeszcze jednego pątnika. Dzięki, Darku, za wspólne bieganie. My biegliśmy, a maestro Zbyszek z bytowskiej telewizji kręcił kolejne ciekawe ujęcia, które później będą wykorzystane w kolejnym filmie z naszej pielgrzymki. Zbyszek, to prawdziwy mistrz w swoim fachu, a jego dzieła są bardzo dobre. Podejrzewam, że terminował u Polańskiego, choć nigdy się tym nie chwalił. I zostało nam kilka kilometrów do Częstochowy i … ostatnia zmiana należała do nas! Należała do zmiany nr 5, do Asi, Justyny i mojej skromnej osoby. Nogi zaczęły jakoś szybciej pracować, serce biło mocniej! To już niedaleko! Zaraz staniemy w kaplicy przed obrazem Czarnej Madonny! I wtedy… dziewczyny przyspieszyły. Biegły coraz szybciej. Tylko Sławek, który dołączył do naszej zmiany, nadążał. Mnie zabrakło nóg. No cóż, za krótkie mam. W końcu dobiegliśmy do miejsca, skąd mieliśmy pobiegnąć już razem. Czekała już na nas reszta ekipy, czekali biegacze z Częstochowy, którzy nam towarzyszą na ostatnich kilometrach. Tutaj, niestety, pożegnał nas Janek z Hanoweru, który miał inne plany co do dalszych godzin. Był czas na odpoczynek, na fotki (znowu szalał Edziu ze swoim niezawodnym małym czerwonym aparacikiem), na ogarnięcie się. Około 17:30 ruszyliśmy na ostatni odcinek. Na początku biegły dziewczyny z transparentem informującym, kto biegnie. Ja z Sebą zajęliśmy miejsce na tyłach. Te ostatnie kilometry zawsze wzbudzają emocje. Nie myśli się już o zmęczeniu, o przebytych kilometrach. Jest radość, jest wzruszenie. To tak, jakby człowiek wracał do domu, do kochających rodziców. A kiedy wbiegliśmy na aleje… Trudno opisać, co się w człowieku dzieje… Banan na twarzy, radość, duma, łzy… wzruszenie… Dobiegliśmy i tam czekali na nas bliscy, znajomi, władze, czekała Ona… Dzięki Pawłowi, paulinowi bytowianinowi, weszliśmy ze śpiewem na ustach aż pod sam Obraz. Ks. Krzysztof podziękował za dar kolejnej Pielgrzymki. A my? No cóż klucha w gardle… łzy w oczach… nie chciało się wstawać z klęczek. Tyle chciało się powiedzieć… w końcu było tyle intencji. A potem odnowa biologiczna w Domu Pielgrzyma. A potem uroczysta Msza św. i Apel Jasnogórski przed Obrazem Tej, do której zdążaliśmy. I znowu wzruszenie, zaduma… już wiem, że za rok, jak Bóg da, znowu ruszę do Częstochowy z kochanymi Gochami. Na koniec dnia wspólna kolacja razem ze sponsorami, władzami. Jedna wspaniała Rodzina. I do łóżka. Spało się dobrze i szybko. A rano jeszcze wizyta u jasnogórskiej Pani. Tak skoro świt. Jeszcze ostatnie modlitwy, Msza św. , śniadanie i drogę powrotną naszym wesołym autobusem, bardzo wesołym… Niby tylko 5 dni, a jak byśmy się znali wieczność. Taka wspólne pielgrzymowanie bardzo zbliża. Trochę po 20:00 byliśmy w Bytowie. Szkoda, ze to koniec, szkoda … Razem z Ireczką i Mirkiem ruszyliśmy do domu. W końcu w Pile… Niby tylko sześć dni mnie nie było… ale jakich sześć dni… Akumulatory naładowane… Za rok 25 Biegowa Pielgrzymka Bytów Jasna Góra… Pobiegniemy…
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |