2013-05-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Pomnik Papieża... fontanna z niedżwiadkami... kiosk.... czyli Rawicz po raz trzeci!!! (czytano: 648 razy)
Najpierw był pomysł, potem szybka decyzja i jeszcze szybsze zgłoszenie naszej drużyny na kolejną edycję Festiwalu Sportu w Rawiczu. Okazało się, że nasze zgłoszenie było pierwszym. A potem? A potem przez jakiś czas cisza i zaczęło się kompletowanie ekipy. Wcale nie tak łatwo jest zebrać dziesięć osób, chętnych do całodobowego biegania na wysokich obrotach w piękny majowy weekend. Właściwe, to to nasze meblowanie mechanikowej ekipy trwało do ostatniego tygodnia. Jedni wypadali, inni pojawiali się. Koniec końcem udało się złożyć drużynę i czas pokazał, że był to optymalny skład i pod względem sportowym i chyba jeszcze bardziej osobowościowym, charakterologicznym. Dla kilkorga z nas był to absolutny debiut w takiej imprezie. Dla mnie był to trzeci start na rawickich plantach. Do miasta, słynącego z drużyny żużlowej i zakładu karnego dla „niegrzecznych dzieci”, wybraliśmy się w dwóch ekipach. Jedna ruszyła już o 11:00, żeby zająć dobrą miejscówkę i rozejrzeć się nieco na miejscu. Druga wyruszyła nieco później i do tego bocznymi drogami, bo po drodze miała zgarnąć naszego stranieri w osobie Orzecha. Droga mijała szybko. Dosłownie, bo Marcin nie należy do niedzielnych kierowców choćby mojego pokroju. Innym powodem szybkiego mijania czasu, było oczekiwanie na wydarzenia warszawskie, czyli na mecz dwóch wielkich polskiej ligi. Dziwnie się czułem w samochodzie pełnym kibiców poznańskiej ekipy. Kiedy zaczął się mecz, nasze reakcje były skrajnie różne. A kiedy jeszcze padła bramka i na mojej twarzy pojawił się banan od ucha do ucha (cóż, od zawsze kibicuję zwycięzcom sobotniego meczu), zrobiło się niebezpiecznie dziwnie. Na szczęście tylko na chwile. W końcu mieliśmy spędzić całą dobę razem. Na miejscu zjawiliśmy się dość szybko i jeszcze szybciej rozgościliśmy się w jednym z boksów przeznaczonych dla zawodników. Odebraliśmy chipy, pakiety i inne takie tam różne niezbędne drobiazgi i zostało tylko poczekać na resztę kamandy. W końcu zjawili się Macias, Ania, Orzech, Sikor i Krzysztof. Już wiedziałem, że przynajmniej dwóch z nich ma nieco popsuty humor. No cóż, przejdzie im. Jakoś muszą się z sytuacją oswoić. Czas mijał i zaczęły pojawiać się kolejne ekipy. Przyjechali 4RUNowcy z Piły wesołym autobusem i zrobiło się … zielono. Rozgościliśmy się w miejscu noclegu i zostało już tylko czekać na start.
Kto pierwszy? Padło na Marcina (Młodego). Nabuzowany był bardzo. Chciał koniecznie biegać, więc puściliśmy go pierwszego. Niech mu będzie. Maciasowa ekipa poszła „na miasto”, więc nam przypadło bieganie w pierwszych zmianach. O 17:00 strzał z armaty rozpoczął zawody, które miały trwać 24 godziny. Długie 24 godziny. No i zaczęło się. Każdy z nas kręcił te swoje 2,8km szybciej niż potrafił. Czas mijał i kółka mijały. Po dwóch, trzech okrążeniach było wiadomo, że będzie to ciekawa walka. Dla mnie była to znajoma trasa: pomnik papieża – 1km, fontanna z niedźwiadkami – 1,8km, potem kiosk i w domu. Szczególnie widok kiosku cieszył mnie bardzo. Godzinka za godzinką, czas mijał. 4RUNowcy biegali niczym dzida jakiegoś Pigmeja czy Wikinga. My – jak dobrze nakręcony szwajcarski zegarek. Każde kółko szybciej, niż potrafimy biegać na co dzień. Czarnymi rumakami okazały się nasze ostatnie nabytki: Krzysiek i Sebastian. To, że Jaco, Anka i Młody będą szybko biegli, to było pewne. A tu niespodzianka! Będzie dobrze!!! Po północy zmieniliśmy taktykę. Starszyzna poszła grzecznie spać, a biegowa młodzież zaczęła szaleć na rawickich plantach. Po kilku godzinach niby spania (trudno spać, kiedy piętro niżej dyskoteka na całego), zrobiliśmy podmiankę. I zaczęła starszyzna swoje tuptanie. Znowu pomnik papieża, fontanna z niedźwiadkami, kiosk i w domu. Kolejne godziny mijały. Zaczynało robić się ciepło. Tym razem jednak nie było problemu z tym, kto ma biegnąć. Wręcz przeciwnie, wszyscy chcieli ruszać na trasę. My biegaliśmy, a Macias szalał z aparatem i kamerą. Oczywiście dopiero wtedy, gdy pojawił się rześki i wypoczęty. Nie biegał – kontuzja. Ważne jednak, że był. Robił atmosferę. W końcu nieuchronnie zbliżyliśmy się do końca tej fantastycznej pogoni za kilometrami. Zielone Dzidy z 4RUN już nam uciekły na dwa kółka. Brawo! My broniliśmy jak lwy naszego czternastego miejsca. Gdzieś godzinę przed końcem pobiliśmy nasz rekord i walczyliśmy o jak najlepszy wynik. W końcu zostało nam tylko kilkanaście minut. Trzeba było pobiegnąć dwa szybkie kółka, żeby skoczyć na jeszcze jedno. Zadanie do zrealizowania. Tylko kto? Oczywiście: Seba i Krzysiek. Ten ostatni trochę nieśmiało ruszył, z ociąganiem. Jak już jednak ruszył, to ponownie wykręcił super kółko i mogłem ruszyć na ostatnie. Te ostatnie 2,8km przebiegłem w towarzystwie Artura z klanu Zielonych Dzid. Podziękowaliśmy po drodze wolontariuszom, strażakom, policjantom i wspaniałym kibicom. I mogliśmy zaśpiewać: „To już jest koniec! Nie ma już nic! Jesteśmy wolni….
Wynik? 333,2km przebiegnięte przez wspaniałą ekipę KB MECHANIK PIŁA w składzie: Anna Skrzypczak, Jacek Sikorski, Marcin Orzechowski, Marcin Nowak, Marcin Zygmunt, Paweł Pluciński, Sebastian Zaborski, Krzysztof Kubot, moja skromna osoba i Maciej Reinke, czyli nasz nadworny człowiek od wszystkiego. Dzięki wszystkim. Fajnie było pobiegnąć z Wami i już trzymam rękę na pulsie, żeby za rok pobiegnąć w tym samym składzie. No bo poco szukać , jak mamy to, co najlepsze.
I już na koniec WIELKIE BRAWA dla Organizatorów, wolontariuszy, obsługi, dla całego Rawicza! CZAPKI Z GŁÓW!!! Jesteście wielcy!!!
I już widać Bieszczady… Wyłaniają się… Caryńska (śni mi się do dzisiaj) wzywa….
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora michu77 (2013-05-23,22:26): Gratulacje!!! Że też Wam się chciało... ;p Mijagi (2013-05-23,22:30): Michu, to jest to coś, co Tygryski lubią najbardziej... paulo (2013-05-24,09:06): gratuluję osiągnięcia. Nie wiedziałem, że tak blisko mnie jest taka fajna impreza :) Mijagi (2013-05-24,09:07): Dzięki, za rok masz szansę nadrobić "zaleglości"
Macias (2013-05-24,20:11): Dzięki Wojtek za dobre słowo w końcu ktoś docenił moją pracę a nie tak jak inni ... Sikor? Patriszja11 (2013-05-28,16:35): Mi też już śnią się Bieszczady i zaczynam mieć ciarki na plecach więc żeby nieco oswoić nieznane jeszcze raz przeczytałam sobie Twoją zeszłoroczną relację:) Oj żeby tak szybko się biegło jak się to czyta :) Mijagi (2013-05-28,20:39): Pati, to się widzimy i biegniemy....
|