2013-03-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Gęsia skórka (czytano: 1310 razy)
"Najszlachetniejszy kamień jest ten, który kraje wszystkie inne, a siebie zarysować nie daje; najszlachetniejsze serce jest to, które właśnie raczej da się skaleczyć, niż samo zadraśnie" - Adam Asnyk
Znalazłem tę myśl przypadkiem szukając reguły zastosowania średnika, ale prawda, że piękna? Czy ktoś pamięta, że żył kiedyś taki Adam?
Strofowałem dziś rano naszą Kotkę (wiecie, tak jak się mówi do dzieci), która miauczała przez szybę na sikorki zjadające nasionka z parapetu - nie wolno zjadać ptaszków. Potem przyszła jednak refleksja; czy nie lepiej i zdrowiej byłoby, gdyby kotka zapolowała czasem i zjadła sobie świeżą dziczyznę, niż karmić ją krową, świnią, czy kurą, nafaszerowaną hormonami, antybiotykami i nie wiadomo jeszcze jakim świństwem; to dobre dla ludzi - nie dla kotów.
To sarkazm (gdyby ktoś się nie zorientował), sam nie jem zwierzątek od kilkunastu lat i żyję. Nawet biegam, choć to pasja niedawna - dopiero w lipcu minie rok. Dawno temu byłem wspinaczem, a bardzo dawno temu biegałem, skakałem, grałem w piłkę, ćwiczyłem na drążku i chodziłem po drzewach jak każde normalne dziecko. Na szczęście nasze dzieci też się trochę ruszają. A propos biegania, bo to przecież blog biegowy - wczoraj wolne; dzień pieczenia chleba, za to przedwczoraj odbyłem swój chyba najdalszy trening (choć nie najdłuższy); dwadzieścia siedem kilometrów. Jedna pętla koło domu (lubię tak; wolę to raczej niż bieganie w kółko); najpierw szosą do Suchej Hory, po czterech kilometrach skok na boczną drogę, która po ominięciu cmentarza wybiega w pola i wpada do dolinki (na własny użytek nazwałem ją Doliną Hladovki, bo to następna wieś), potem wije się wzdłuż polan i zagajników a mniej więcej na dziesiątym kilometrze przechodzi w podbieg znikając w regularnym lesie. Jeszcze półtora, dwa kilometry i znów otwarta przestrzeń - niesamowita biel śniegu, poprzetykana zielonymi smrekami, a wszystko skąpane w słońcu. Jak zwykle nie mam okularów, nawet kiedy lodowe koleiny odbijają ten blask, chcę go chłonąć. Tu, w górach, pogodne dni z bezchmurnym niebem to rarytas. Mam natomiast małą butelkę z wodą, pomyślałem, że na takim dystansie może się przydać. Jeden łyk po jedenastu kilometrach, następny za godzinę. Tymczasem zbiegam z góry, znowu lasem i po kilku kilometrach jestem na drodze za Vitanovą. Długa wieś, trochę się ciągnie, ale samopoczucie w porządku. Teraz już asfaltem ; na horyzoncie widać wieżę kościelną w Hladovce, mijam ją niedługo (naprzeciw kościoła bar, gdzie latem z Czarnym zajeżdżaliśmy na rowerach na pyszne, lokalne, beczkowe piwo), jeszcze chwila i z powrotem jestem w Suchej Horze. Ostatnie trzy kilometry biegnę ze stoperem w ręku - ciekawi mnie jaką teraz będę miał prędkość podróżną. Przekraczam granicę, jeszcze chwilka i jestem w domu. Nogi bolą - fakt - ale to wszystko. Okazało się, że poranna, nerwowa sraczka była nieuzasadniona. Dopijam resztę wody.
Wiadomość z ostatniej chwili - dzieci doniosły, że Kotka prawdopodobnie upolowała jednak jakiegoś ptaszka, bo znalazły w suszarni ptasie pióra. Trochę żal.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Marta Romanowska (2013-03-02,08:45): Też mam kota. Dają dużą frajdę, mają tylko jeden minus - nie da się z nimi biegać :) jacdzi (2013-03-02,10:10): Ludzie w gorach zyja troche innym zyciem, inne tempo im towarzyszy, mozna pozazdroscic. A tak na marginesie to urodziles sie dokladnie tego samego dnia co moja siostra (22.06.1966) adamwiniarski (2013-03-02,10:42): Co do biegania ze zwierzyną, to kiedyś pies sąsiadów pobiegł ze mną na zakupy do pobliskiego miasteczka (10 km), ale plątał się pod nogami, uciekając przed samochodami i przydrożnymi wiejskimi kundlami (taki tchórz!). Co zaś do moich urodzin, to jednak 10 dni wcześniej. paulo (2013-03-02,13:36): miłe refleksje na temat Adama, kotka i biegania :)
|