2013-02-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| W Trzemesznie trochę inaczej, ale też fajnie (czytano: 437 razy)
Dzisiaj było trochę inaczej, niż zwykle. Nie było ¶cigania, walki o wynik, miejsce itp. Była walka z samym sob±, był start – trening „mentalny”. Czwarty raz stan±łem na starcie Zimowego Biegu Trzech Jezior. Zawsze walczyłem tu o jak najlepszy wynik i to pomimo zwykle trudnej aury. Tym razem nic z tego. Pachwina jeszcze trochę pobolewa i nie ma szans na szybkie bieganie. Tym bardziej, że dzisiejsza trasa nie sprzyjała szybkiemu bieganiu. Było ¶lisko. Zanim jednak pobiegli¶my na malownicze le¶ne trasy wokół trzech jeziorek (nie widziałem ich, więc wierzę na słowo, że tam s±), trzeba było odebrać pakiety startowe. Razem z Angelik± i Gap±, z którymi wybrałem się do Trzemeszna, w końcu trafili¶my do biura zawodów, gdzie już czekała rzesza zawodników. Było tam wielu znajomych: Wasyl, który od drzwi wej¶ciowych powitał z u¶miechem jedynego Gocha w stawce, Grzesiek, Zbyszek i Ewa, Szczypior i Adik, cały „tabun” pilskich 4Runowców i wielu innych. Słowem, jedna wielka rodzina. Nie było jednak co marudzić. Trzeba było wskoczyć w biegowe gatki i ruszać do lasu. Zaraz zaraz, nie tak wszystko na raz oczywi¶cie! Jeszcze tylko jedno – kawa! Musiałem chociaż trochę jej łykn±ć. Nieprofesjonalne to i zapewne niezdrowe. Nic to. Nie chciałem dzisiaj walczyć o podium. Jak zwykle zreszt±. A kawa, to kawa.
Na starcie byli¶my do¶ć szybko. Rozgrzewka? Jeszcze czas. Najpierw mały rekonesans. Trasa posypana piaskiem, czyli nie będzie tak Ľle. Między zawodnikami, którzy już nie¶miało tuptali, szalał Wasyl. Tu fotka, tam fotka. A może w kolejnej "Pasji Biegania" kto¶ z nas zaistnieje? W końcu i ja ruszam swoje przyciężkawe ciało (kurczę, przytyłem znowu nieco) i zaczynam nie¶miało truchtać. To jest tzw. lekka rozgrzewka. Od razu przypomniał mi się ubiegłoroczny start, kiedy ruszyłem praktycznie bez rozgrzewki. Piętna¶cie stopni mrozu skutecznie skróciło moj± rozgrzewkę do zera. Tym razem postanowiłem, że nie pobiegnę „na żywca”. Trochę poruszać się trzeba. Zdecydowali¶my: ja, Wiesiu, Andrzej, Waldi i Angelika, że pobiegniemy tak spokojnie, nie wadz±c nikomu. Co¶ strzeliło i równo o 11:00 ruszyli¶my. Jak się biegło? Spokojnie, bardzo spokojnie i wolno. Już dawno tak wolno nie biegłem. Nie zamierzałem jednak przyspieszać. Jak przyspieszę, to po mnie – pomy¶lałem. Kilometr za kilometrem w spokojnym tempie. W lesie widać było jeszcze resztki zimy. I dobrze, bo to jest zimowy bieg. Po 10km poczułem się lepiej i przyspieszyłem nieco. Nogi niosły, płuca pracowały, pachwina rozgrzała się i nie bolała. Piętnastokilometrow± trasę ukończyłem w przeciętnym czasie, ale nie to było najważniejsze. Przebiegłem, ukończyłem, nic sobie nie zrobiłem. Do tego piękny medal dyndał na szyi, smaczna herbatka l±dowała w moim żoł±dku razem z niemniej smacznym chlebem ze smalcem. Założenia zrealizowane.
Nie jechali¶my już na zakończenie zawodów. Prosto z mety ruszyli¶my do domu, żeby jeszcze trochę pocieszyć się sobot± razem z Rodzin±. W drodze dzielili¶my się wrażeniami. Angelika i Gapa poprawili swoje życiówki, czyli pięknie weszli w sezon. Mnie zostało tylko im pogratulować. Uzgodnili¶my, że kolejn± wspóln± biegow± imprez±, będzie wizyta u Wasyla na jego piętnastce. I tam również zamierzamy dobrze się bawić.
Trzemeszno za mn±, po raz czwarty. Inne Trzemeszno, ale też fajne. Jak zwykle. Za rok spróbuję zajrzeć tu po raz pi±ty. Z niektórymi biegami tak jest, że chce się na nie wracać. Do Trzemeszna wracać się chce…
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |