2012-10-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bruksela - oni to biegają... :) 1 (czytano: 410 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: www.tduszynski.eu.interia.pl
Dwa tygodnie spędzne w Belgii. No może mało malowniczy kraj, mało wakacyjny, ale moja podróż nie była czysto wakacyjna :) Wcześniej w Brukseli byłem 4 lata temu, moja córka miała wtedy siedem miesięcy. Przez dwa tygodnie z wózkiem i dzieciakiem w owym wózku przemierzałem stolicę Belgii wzdłuż i wszerz. Odwiedziłem każdy park i skwerek. Wtedy właśnie zwróciłem uwagę na biegaczy... W pierwszej chwili wydało mi się to śmieszne. Dziesiątki, setki ludzi biegających wokół parku, po jego obrzeżach. W parach, samotnie, blisko siebie. W dodatu niemal 24 h na dobę! Cóż wtedy jeszcze nie biegałem :) To było zdaje się rok przed moim pierwszym maratonem. Ale czy podświadomie im nie zacząłem już wtedy zazdrościć? Cóż to było 4 lata temu :)
A teraz? W Brukseli niewiele się od tamtego czasu zmieniło. No może troszeczkę, do biegaczy dołączyłem także ja :)
Trudno to opisać. Wbiegnięcie do parku, (Jubelpark), spore blisko 2,5 km koło z długim podbiegiem. Biegacze wybierają trasę po zewnętrzynym okregu wewnątrz parku lub wokół parku chodnikami. Wewnątrz jest troszeczkę trudniej ze względu na miękkie podłoże, które przy deszczach osłabia nogi :) No właśnie... już samo wbiegnięcie do praku, włączenie się do biegaczy... jakbym wjeżdżał z drogi podrzędnej na obowdnicę z wieloma biegaczami, biegnącymi różnym rytmem, ale czerpiącymi z biegu radość :) Miałem ciarki na plecach, głupie nie? Wbiegając czułem się, jakbym był na jakichś zawodach. Oczywiście ruch biegaczy odbywa się tam w dwie strony, jedna jest trudniejsza, wybrałem oczywiście tę trudniejszą z bardziej dającym się we znaki podbiegiem... Super! I wtedy zaczęło się... :)
Pisałem kiedyś o rywalizacji lokalnej. Spinam sie gdy ktoś biegnie naprzeciw mnie i nawet jeśli nie mam siły to daję czadu i biegnę, jakby mnie ktoś gonił. Tutaj było podobnie. Juz po pierwszym okrążeniu jesteście w stanie zapamiętac biegaczy, którzy biegną z naprzeciwka. Niektórzy biegają szybko i ich oczywiście wziąłem sobie na cel. Wariat nie? Po drugim okrążeniu, przy założeniu, że biagają tą samą trasą, tylko w drugą stronę, możecie ocenić czy biegają od was szybciej czy nie... Oczywiście musiałem być najszybszy... Przez to plan treningowy dał w łeb, biegłem na maksa każde okrążenie. Jeśli biegacza z naprzeciwka przy kolejnej pętli spotykałem wcześniej niż poprzednio znaczyło to, że jest szybszy, jeśli w miejscu dalszym, to ja byłem szybszy :) I oczywiście trafiłem pewnego razu na kozaka, ktory wybrał sobie mnie jako punkt orientacyjny. Na pierwszym okrążeniu się "wywąchaliśmy" ;) Za drugim okrążeniem byłem ja szybszy o jakieś 50 metrów. Za trzecim on dołożył mi 100! Wtedy przy czwartym okrążeniu nadrobiłem to wypluwając niemal płuca. Uwaga, skinęliśmy sobie głowami przy mijaniu - to znak - mamy dla siebie szacunek ;) Piąte okrążenie... łamanym angielskim rzuciłem - fajnie się biega, co? (co? oczywiście nieprzetłumaczalne, było coś z nice day for running). Chciałem pokazać jak to swobodnie biegam i konwersuję, choć płuca wypluwałem. On zdązył odpowiedziec. Very nice, I love it. (co mnie przyznam wybiło z rytmu). Biegłem dalej myśląc... coś mi ten akcent biegacza "nie teges..." I oczywiście przy kolejnym okrążeniu zapytałem... "jak się biega, szanowny panie?" "a super... ty tez z Polski?" Cóż... kolejne okrążenie i on i ja potraktowaliśmy chyba luźniej. Mi przynajmniej trudno było biec rechocząc co kilka kroków... Ale takie kwiatki zdażały mi się tam co chwila. :) Ciąg dalszy nastąpi :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |