2012-10-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Trochę mnie poniosło … (czytano: 465 razy)
Trochę mnie poniosło …
W pierwszym odruchu chciałem pisać o samym Maratonie Warszawskim, jednak zostawię to na trochę później. Teraz muszę się zastanowić, co tak naprawdę się stało … że aż tak się udało ;-)
Dałem sobie czas aby ochłonąć, nabrać dystansu do wyniku, jednak niewiele to daje. Zastanawiające jest to tym bardziej że ostatnie wyniki nie zapowiadały takiego fajerwerku. Krótko mówiąc były poniżej przeciętnej. Choć pewnie nikt nie zwrócił uwagi ( poza Basią ) na mały fakt : każdy bieg i, prawie każdy trening, kończył się niewielkim zmęczeniem, a z każdym następnym razem, coraz większą radością. Czy to ma znaczenie ? Po głębszym zastanowieniu tak.
Ostatnie wyniki o których mogłem z duma opowiadać przydarzyły mi się w 2010 r. Większość życiówek ( 5,10,15,21,42,60 ) pochodzi właśnie z tego sezonu. I kiedy myślałem że jestem w niebie, przydarzyła mi się kontuzja. Zjazd pochylnią w dół, wszystko zaczęło się walić. Co prawda w 2011 r. „zaliczyłem” Kraków, ale wynik powyżej 4 h nie satysfakcjonuje mnie. Był jeszcze w miarę dobry występ w J-nie, jednak reszta zawodów doprowadzała mnie na skraj rozpaczy.
Dzięki wsparciu moich dziewczyn, mogłem poukładać sobie wszystko, odpocząć, wyleczyć się i zastanowić się jak podołać wyzwaniom. Przełom roku spowodował że mogłem patrzeć z optymizmem na zbliżający się sezon. Niestety zamiast spodziewanej zwyżki formy przyszły kolejne choroby, bliskie spotkanie z kleszczem, antybiotyki itp. Jedynie co pozostało mi, to odpuścić wszelkie ściganie i … zacząć bawić się biegiem.
Przewartościowałem sobie cały system motywacyjno-treningowo-przygotowawczy. Zdecydowanie skróciłem czas treningu, i zwolniłem jego tempo. Przestałem robić bardzo długie wybiegania, jednak powoli zwiększałem częstotliwość treningów. I jeszcze jedno, starałem się biegać na bardzo niskim tętnie. Krótko mówiąc, pociskałem pierdoły w czasie biegu. Wielką frajdę sprawiało mi bieganie w towarzystwie i opowiadanie o ważnych i mniej ważnych sprawach. I to jest kolejny element : powróciła radość z biegania. Oczywiście regularnie bywałem na różnych zawodach, jednak zacząłem je bardziej traktować jako treningi, a nawet jako spotkania towarzyskie. Bawiłem się w bieganie. Rzecz jasna element rywalizacji występował, jednak nie było dla mnie problemu jeśli zostawałem w tyle stawki, za potencjalnie słabszymi zawodnikami. Przecież to zabawa a nie katorga. W podświadomości jednak wiedziałem że przyjdzie mi wybrać zawody na których będę musiał się zmobilizować i powalczyć. Wybór padł na Warszawę. O swoich planach nikomu nie mówiłem, tym razem nawet Basi. Nauczony przykrym doświadczeniem z początku roku, kiedy Szymonowi w czasie jakiegoś biegu wygadałem się o swoich planach, siedziałem cicho i milczałem. Miałem uczucie że Szymek rzucił jakąś klątwę i stąd ten cały pech. Oczywiście żart, ale postanowiłem drugi raz nie ryzykować. Trenowałem, bawiłem się, a od ponad miesiąca odpowiednio odżywiałem się. I nie chodzi tu tylko o odchudzanie, to niewiele daje, tak naprawdę traci się tylko siły. Chodzi o zmianę sposobu żywienie i godzin spożywania posiłków. Przez ostatnie cztery dni : białka i węglowodany : Kluski, pierogi, makarony .
Z grubsza chyba to wszystko. …. Po chwili zastanowienia : W drodze do W-wy stanęliśmy na obiad w nieznanym mi hotelu. Dziewczyna jadły mięso z grilla a ja pierogi z GRZYBAMI !!! Kurcze nie wiem co to były za grzyby, Muszę tam jeszcze raz jechać i wyciągnąć sekret od kucharza gdzie je zbierał.
Albo jeszcze jedno : Mam bardzo pozytywne nastawienie do życia, jestem zadowolony i szczęśliwy i wierzę że to jest w głowie. Przed startem : WIEDZIAŁEM ŻE BĘDZIE DOBRZE ! ( tyle tylko że myślałem : dobrze to wynik 3,40 ;-) )
J.Ksi
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu amarek (2012-10-03,00:36): Wielkie gratulacje wynik niesamowity !!!
fajnie ,że zacząłeś pisać jacdzi (2012-10-03,09:11): Naprawde jestem pod wrazeniem wynikow! creas (2012-10-03,09:49): No tak, grzyby - i wszystko jasne :). A tak poważnie, to dałeś mi do myślenia tym, co napisałeś. O treningu, nastawieniu "w głowie" i... żarciu. Np. to ostatnie to ja w ogóle lekceważyłem. Jeszcze raz wielkie gratulacje! Marysieńka (2012-10-03,10:06): Wielkie gratki:))) Marysieńka (2012-10-03,10:07): Wystarczy życióweczka, żeby czuć się szczęśliwym:))
|