2012-05-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zapiski początkującego biegacza (czytano: 3921 razy)
Zapiski początkującego biegacza
(z przymrużeniem oka)
Początek listopada: Będę biegaczem. Każdy głupi potrafi szybko biegać, więc nie będę mieć z tym kłopotów.
Grudzień: Przeczytałem Skarżyńskiego. Nic nie zrozumiałem.
Koniec grudnia: Przeczytałem Gallowaya. To w końcu mam maszerować czy biec, bo już zgłupiałem do reszty?
Początek stycznia. Przeczytałem Danielsa. Wychodzi jednak na to, że szybciej dotrę na metę jeśli będę biec.
Nadal styczeń. Kupiłem gazety o bieganiu. Wychodzi na to, że Skarzyński, Galloway i Daniels nie znają się na bieganiu.
Jeszcze styczeń. Kupiłem niezbędne akcesoria do biegania. No trudno, za gaz i prąd, wodę i raty zapłacę w przyszłym miesiącu.
Końcówka stycznia. Zapisałem się na siłownię, basen i kort. Ogólnorozwojówka to podstawa.
Luty. Po cholerę człowiekowi tyle mięśni? Lekarz mówi, że pierwszy raz widzi tyle naderwań i uszkodzeń. Pierwszy raz widzę lekarza, który nie wierzy własnym oczom.
Luty, parę dni później. Kupiłem niezbędne produktu do diety biegacza. Debet spłacę w przyszłym miesiącu.
Też luty. Przyjechały odżywki, suplementy, żele i izotoniki. Może w banku się nie dopatrzą, że mam debet.
Mniej więcej połowa lutego. Przymierzyłem strój biegacza. Fajnie wyglądam.
Co ten luty taki długi? Spróbowałem żele. Miałem dobre przeczucia, żeby kupić więcej papieru toaletowego.
Marzec. Trwają przygotowania do pierwszego treningu. Adrenalina na maxa.
Marzec, kilka dni później. Data ustalona. Rodzina powiadomiona, w pracy tez już wszyscy wiedzą.
Marzec, trzy dni później. To już jutro.
Marzec, następnego dnia. Qrdebalans! Ale śniegu napadało! Podobno w przyszłym tygodniu ma być odwilż.
Następny tydzień. Przyszła odwilż. W nocy przyszedł mróz. Proste złamanie nadgarstka, na szczęście lewa ręka, więc mogę pisać.
Kwiecień. Ten gips był denerwujący, ale to już przeszłość. Z nudów jeszcze raz przeczytałem wszystkie książki biegowe-nigdzie ani słowa o tym, żeby nie biegać po lodzie. Banda laików (cała tzw. literatura fachowa wylądowała w piwnicy), sam wiem co jest dla mnie dobre, a co nie.
Kwiecień, historyczna data. Dzień 0- PIERWSZY TRENING BIEGACZA- Przebiegłem 5 km! Dobrzy ludzie pomogli mi wejść na 3 piętro i zdjąć buty.
Kwiecień, następnego dnia. Jeszcze żyję.
Kwiecień, data bliżej nieznana. Agonia trwa.
Kwiecień, ale bliżej maja. Może jednak nie umrę.
Końcówka kwietnia. Pierwsze podejście do drugiego treningu. Pełny profesjonalizm przygotowań do biegu. Założenie: 3km;Trasa: mniej więcej tam i z powrotem. Ubiór:bielizna termoaktywna, firmowe spodenki, legginsy, te takie skarpety uciskające, ale nie pamiętam nazwy ,bezszwowa koszulka, kurtka przeciwdeszczowa, czapka biegowa, buty za 425 zł,, ten stoper z GPS (Gremlin czy jakoś tak), 3 bidony, zestaw żeli, kilka batonów, plecak biegowy, rękawiczki z takimi bajerami, odtwarzacz mp4,papier toaletowy, maść na otarcia, dezodorant przeciwko komarom, drugi przeciwko kleszczom, gaz pieprzowy na psy, telefon.
Dzień później. Przebiegłem. Szczegółowa realacja na Facebook, Nasza klasa.pl, blog,list do redakcji miejscowej gazety, czat, sms w opcji „wyślij do wszystkich”.
Dwa dni później. Głupi bank dopatrzył się debetu. W domu ciche dni.
Dwa dni później. Przygotowania do następnego treningu. Dochodzę do wniosku, że rozciąganie przed biegiem to jak gra wstępna przed wiadomo czym-idiotyzm i strata czasu, a ja nie lubię marnować czasu na pierdoły.
Ostatni dzień kwietnia. Już nie mogę patrzeć na makaron,kiełki i surówki. Świat się nie zawali jak raz w tygodniu zjem sobie golonkę, frytki i łyknę jakieś piwko czy dwa.
Maj. Dzisiaj miało być następne 3 km, ale nie chciało mi się.
Jutro. Dzisiaj też mi się nie chciało, ale jakby mniej. Są oznaki, że pojutrze będzie mi się chciało.
Pojutrze.Bardzo mi się chciało, ale były żony imieniny. Goście siedzieli do rana, ja padłem nieco wcześniej.
Po dwóch dniach.Galloway miał rację-marszobieg jest super i cool. 2,5 km marszu, 500 m bieg.Czas nieco gorszy niż w końcówce kwietnia, ale ogólnie nie jest źle.
Ciągle maj.Ludzie!!!!!!!!! Jaką ja biegaczkę wczoraj spotkałem na stadionie!!!!!!! Gremlin pokazał puls 180. To nic, że na 400 metrach zdublowała mnie 2 razy. Miałem spytać jak ma na imię, ale chyba biegłem w 3 zakresie, bo nie udało mi się wydobyć głosu.
Krótko przed końcem maja. Od dzisiaj 5 km to dla mnie pryszcz1 I to poniżej godziny!Zasłużyłem na dodatkową porcję golonki i frytek ( czteropak chłodzi się od tygodnia).
Czerwiec. Rodzina uważa, że mam coś z głową, ale ja i tak swoje wiem. Skoro się zapisałem na ten bieg, to już się nie wycofam. Trochę nadrabiam miną, ale lekkiego cykora mam- no w końcu to Królewski Dystans! Kiedyś będę wnukom opowiadać, że dziadzio przebiegł dychę i nic mu nie było. Oby.
Po dwóch dniach. Przyniosłem z piwnicy gazety i książki.
Po jakimś czasie. Okej, jestem pasjonatem biegania, może nawet biegowym fanatykiem, ale nikt mnie nie zmusi, żebym biegał w czasie deszczu. Pada od tygodnia.
Po tygodniu. Przestało padać, ale jest zimno jak cholera. W TV mówią, że tak zimnego czerwca nie było od 36 lat. Ciekawe, dlaczego Niebo nie chce, żebym biegał?....
Po 20 czerwca. O w mordę jaka duchota!Żar się leje z nieba. Człowiek nie ma siły nawet chodzić w taki upał, a co dopiero biegać. Co za mądrzy ludzie wymyślili zimne piwo!!!!!
Za 3 dni. Upał dalej szaleje. Dużo myślę o bieganiu.
Pojutrze. Przygotowania do wyjazdu na wczasy. Dopada mnie taka refleksja, że gdyby nie bieganie, to moje życie byłoby szare, nudne i bezsensowne. Niech no tylko nieco się ochłodzi, to wykręcę taką życiówkę, że klękajcie narody! Uwielbiam tę adrenalinę towarzyszącą myśleniu o bieganiu.
Na wczasach. Do kurwy nędzy, kiedy wreszcie przestanie lać???????????
4 dni później. Przestało padać, ale wszędzie błoto po pas. W dupie mam taką agroturystykę. Polecam tę wiochę wszystkim przygotowującym się do Biegu Komandosa.
Nareszcie po wczasach. Temperatura + 38. Zanim wlazłem na moje 3 piętro musiałem 2 razy odpoczywać. Dobrze, że żona się zlitowała i wniosła walizki.
Chyba jeszcze lipiec. Nadal odpoczywam po wczasach. Z tych nerwów przybyło mi 4 kg.
Początki sierpnia. Tyle razy mówiłem żonie, że jak już się bierze za sprzątanie, to należy to robić dokładnie, a nie tak po łebkach. Niby wszędzie czysto, a na moich butach biegowych pajęczyna na 3 palce. O kurzu nie wspomnę.
Sierpień, tak coś koło 10. Temperatura +8. Nareszcie jakieś ludzkie warunki do biegania. 3 miesiące do startu.
Nadal początek sierpnia. Z dzienniczka biegowego wynika, że od początku lipca przebiegłem prawie 46 km. Na upartego można powiedzieć, że jestem maratończykiem.
Pi razy oko połowa sierpnia. Dzisiejszy trening trwał prawie 7 godzin. Każdemu może się zdarzyć zabłądzić w lesie. Grzybiarze aż się za głowę złapali jak się dowiedzieli skąd jestem.
Za kilka dni. Temperatura niepokojąco rośnie-już jest prawie +12.Żeby tylko na biegu nie było duchoty!
Ostatnie dni sierpnia. Po raz pierwszy udało mi się zejść poniżej 8 min/km.
Ostatnie dni września. Niecałe 2 miesiące do startu. Te dni lecą jak szalone, a ja nadal w proszku.
Połowa października. Gorączka przedstartowa udziela się wszystkim domownikom. Od 4 dni mam ciche dni ze starą, bo mnie wkurza tym wiecznym gderaniem, że zlew zapchany. Po biegu sie przepcha Bachory robiły głupie uwagi na temat mojej techniki biegu i mają szlaban na kompa.
Ostatnie dwa tygodnie przed startem. Intensywność treningów rośnie. Nie zwracam uwagi na zaczepki „ a sąsiadowi to już całkiem odbiło z tym bieganiem?” .Złodziej hydraulik wziął 100zł za 3 minuty roboty przy zlewie.
Tydzień do startu. A tak właściwie to po cholerę mi ten bieg? Może się wycofać? Z drugiej strony 20 zł wpisowego piechotą nie chodzi.
Już tylko 3 dni. Nie wychodzę z kibelka z nerwów.
Do startu 2 dni. Wszystko sprawdzone 3 razy i zapakowane.
Ostatni dzień. Jadę. Nie patrzę na Gremlina, ale puls pewnie 350 albo i lepiej.
Dzień startu.2 godziny przed biegiem. Jeśli wszystko było sprawdzone 3 razy i zapakowane, to gdzie są kurwa buty?????????!!!!!!!!!!!!
Godzina do startu. Jakiś organizator pożycza mi swoje buty. Trochę za duże, ale w tłoku ujdą.
Start.Endorfiny szaleją, nogi same niosą. Nawet nie przypuszczałem, że potrafię tak szybko biegać. Usta milczą, dusza śpiewa!
3 kilometr. Usta rozpaczliwie walczą o kawałek powietrza, nogi nie chcą nieść, zupełnie nie wiem dlaczego.
4 kilometr. Wyprzedzają mnie wszyscy, których wyprzedziłem wcześniej.
6 kilometr. Niebezpiecznie szybko dogania mnie jakaś grupa w jednakowych koszulkach z napisem KLUB SENIORA TUPTUSIE.
7 kilometr. Na plecach też mają taki napis.
8 kilometr. Pokonuję trasę metodą Gallowaya.
9 kilometr. Lekarz się upewnia czy nadal chcę pozostać na trasie. Nie chcę, ale muszę.
Pielęgniarka pokazuje ręką kierunek w którym mam biec, bo mam ciemno przed oczami.
10 km.Mam medal!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Mam medal!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jak cudnie być medalistą w biegu na 10 km!!!!!!!!!!!!!!!!!
Tylko MY,BIEGACZE potrafimy wznieść się „per aspera ad astra”i zasiąść na biegowym Olimpie.
Na tym kończę pamiętnik początkującego biegacza.
Od jutra zaczynam nowy etap mojego biegowego życia. Przygotowania do maratonu, jak na zawodowca przystało.
P.S. Zapomniałem gościowi oddać buty na mecie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Maria (2012-05-28,16:49): Dawno nie czytałam tak dowcipnej skrótowej autobiografii biegowej.Normalnie twardziel z Ciebie;) Foxik (2012-05-28,17:17): GENIALNE!!! To nie jest autobiografia - to mix biografii wielu biegaczy (nie wyłączając mnie - odnalazłam sporo epizodów ze swojego życia ):)))) Gratuluję i pozdrawiam! Foxik (2012-05-28,17:24): Jeszcze jedno, przeczytałam wszystkie 3 wpisy i jestem pod wrażeniem. Świetna ręka do pisania :))) Już jesteś "śledzony" i ciekawe jaki będzie następny wpis :) snipster (2012-05-28,20:10): hehe ;) się uśmiałem ;) Marcin1982 (2012-05-28,21:15): Kurczę, jakbym czytał własny pamiętnik :) Naprawdę super! wiewiorka (2012-05-30,20:56): Absolutnie boski wpis, oplułam monitor kilka razy! Cudna ręka do pisania :-) Pozdrawiam! almawa (2012-05-31,11:07): REWELACJA!!! :D wacul (2012-05-31,13:43): Uśmiałem się do łez PROtrack (2012-06-01,19:27): Oj. dobre, bardzo dobre i z życia wzięte :) Jolaw1 (2012-06-05,15:10): Uśmiałam się do łez! inka (2012-06-05,20:24): Naprawdę przecudne :) kaisa (2012-06-28,12:39): boskie:)) dario_7 (2013-01-14,15:56): O w mordę... brzuch mnie już boli od śmiechu! :D
|