2012-03-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Pilnie potrzebna silna wola, mocna psychika i twardy charakter! (czytano: 692 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.youtube.com/watch?v=fygBE8dNawU
Najgorzej jak się komuś coś wydaje… Ten ktoś to ja, a to coś to przekonanie, że jestem silna. Gadka szmatka. Gdybym była tak silna jak mi się wydawało, to zrobiłabym wszystko, aby przezwyciężyć słabości. Aby zniwelować do minimum ból, lenistwo, niechęć.
Moja kontuzja trwa od dwóch miesięcy. To dwa miesiące bez biegania (z malutkimi wyjątkami, kiedy przyszło mi do głowy, że pobiegnę w GP), bez tych wspaniałych endorfinek, bez zadowolenia i satysfakcji po dobrze zrobionym treningu. Tak strasznie mi tego brakuje, tych emocji, szczęścia… Naprawdę nie potrzebuję wiele do tego, aby znów być radosna. Wystarczyłyby dwa sprawne kolana. Gdybym je miała, mogłabym ponownie w pełni cieszyć się życiem i robić to, co kocham.
Ale „gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma”. Tak więc skoro nie mam sprawnych kolan, to musze mieć mocną psychikę. Być przygotowana na wszystko, co mnie spotka. Na to dobre ale też na złe; bo niestety (a może stety?) częściej będę doświadczać porażek niż zwycięstw. A zadaniem tych porażek jest motywować mnie do dalszego działania. Niestety z moją psychiką też w kratkę (tak jak ostatnio z pogodą – to pewnie przez to, że jestem meteopatką). Wczoraj czułam się tak wspaniale, miałam taką wiarę w siebie, że mogłabym nią góry przenosić. W ogóle o nic się nie martwiłam, wiedziałam, że wszystko ustawi się na dobrym torze, pójdzie bezproblemowo. Ale nie urodziłam się wczoraj i wiem, że nic samo się nie zrobi.
Do Maniackiej pozostały 2 dni. Nie wiem tak naprawdę co podkusiło mnie, żeby w niej wystartować. Pewnie to, że nastawiałam się na nią już od października; to, że będzie super atmosfera; że znów zobaczę wszystkich biegowych znajomych… bla, bla, bla. Jednak faktu mojej kontuzji nie zmienię i coraz bardziej zaczynam obawiać się soboty. Czy dam radę? Czy będę miała w sobie tyle siły, żeby podołać temu wyzwaniu? Żeby się nie poddać? Nie mam co do tego 100%-owej pewności i to mnie trochę boli.
Mój wspaniały przyjaciel Przemek, który bardzo mnie wspiera i z tego miejsca chciałabym mu gorąco podziękować, powiedział mi ostatnio bardzo mądre zdanie: „Zaprzyjaźnij się z bólem, a już nigdy nie będziesz samotny”. Myślę, że w moim przypadku byłoby to najlepsze rozwiązanie – nie pozostaje mi nic innego jak pogodzić się z tym bólem, a nie wiecznie narzekać. Ale moje kolana chyba mnie nie lubią, bo coś ciężko im się ze mną zakumulować, jednak próbuję je jakoś przekabacić na moją stronę. Kiedyś musi się w końcu udać!
Przed chwilą wróciłam z „treningu” jeśli tak to w ogóle można nazwać. Wyszło na jaw moje niebieganie… Nie umiem już uregulować oddechu, wciąż wychodzę z rytmu i muszę go cały czas pilnować. Łapią mnie kolki. Czuję ucisk w klatce piersiowej. Nogi mam jak z waty, tak jakbym dopiero uczyła się chodzić. Normalnie czuję się jak 80-latka. Non stop coś mnie boli, uciska, strzyka… Moja krzywa i niewymiarowa sylwetka i skrzywienie kręgosłupa wcale mi nie pomagają, a wręcz odwrotnie. Chyba nie jestem stworzona do biegania, a szkoda, bo to jedna z niewielu rzeczy, na których NAPRAWDĘ mi zależy.
6 tygodni temu ponownie zaczęłam wykonywać Aerobiczną 6 Weidera. Wczoraj skończyłam te mordercze ćwiczenia. Z jednej strony jestem nieziemsko szczęśliwa, że to już NARESZCIE KONIEC, bo rzeczywiście łatwo nie było. Przy wykonywaniu 16-stu powtórzeń przestało mi się podobać. Ale wiedziałam, że nie mogę się poddać, bo gdy zrezygnuję z tego to jak po maśle pójdzie mi rezygnowanie z wielu innych rzeczy, których tylko się podejmę. Wykonywanie A6W to prawdziwy sprawdzian psychiki i silnej woli. Ciężko zmobilizować się, aby wyciągnąć matę, położyć się i zacząć ćwiczyć. Trzeba walczyć z lenistwem, ale też z bólem – mój brzuch, podobnie jak moje kolana, też mnie nie lubi i często płata mi figle różnymi kolkami, ściskaniem itd. Efekty może nie są jakoś wspaniale widoczne, byłyby pewnie lepsze gdybym w trakcie tych 6 tygodni biegała, lecz niestety nie było to możliwe, ale cieszę się, że wytrwałam, podołałam stawionemu sobie zadaniu, osiągnęłam zamierzony cel. Zwyciężyłam z samą sobą!
„Tylko wytrwałość daje efekty” -> powiedział mi mój przyjaciel, który pomógł mi w zmotywowaniu siebie i wiele uświadomił… Że marzenia są po to, aby je spełniać (a nie tylko mieć), a ten świat może należeć do mnie, musze tylko tego chcieć. „Są przeszkody. Nieraz chcesz się poddać – nie masz siły, chcesz chwilę iść, ale wiesz, że TYLKO WYTRWAŁOŚĆ DAJE EFEKTY! I nic cię nie pokona – wiesz, że musisz być silna i twarda”. Biegnąc, myślę o tych słowach, myślę, że jestem silna, że uda mi się zapanować nad swoim ciałem. Wiem, że jeśli się poddam, będę żałować. Potrzebne było, aby ktoś mi to uświadomił, wbił do głowy raz a porządnie. Wbił do tego mojego zakutego łba pewne wartości, rzeczy. Sprawił, że budząc się rano na twarzy automatycznie pojawiał się uśmiech i myśl o tym, że ten dzień może być jednym z najpiękniejszych dni mojego życia stawała się realna. Dziękuję!
Po moim ostatnim wpisie, który znalazł się na str. głównej odezwało się do mnie kilka osób, które udzieliły mi kilku cennych rad i pocieszyły, wlały w moje serce nadzieję. Chciałabym bardzo podziękować wszystkim za okazane mi wsparcie, za bezinteresowną pomoc. To tak rzadki odruch w dzisiejszych realiach, w świecie pełnym obojętności. Po raz kolejny biegacze udowodnili, że są wspaniałymi ludźmi (choć oczywiście nigdy w to nie wątpiłam) i że wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną. Cieszę się, że i ja należę do tej wspaniałej wspólnoty!
A teraz… muszę popracować nad psychiką, nastawić się, porządnie zmotywować. (Kubuś, pomożesz mi?) Jestem silna, muszę to tylko z siebie wydobyć, uwierzyć i pokazać światu! Wiele osób (szczególnie tata) odradza mi start w Maniackiej. W sumie to też odradzałabym ten start wszystkim, którzy byliby w takim stanie jak ja teraz. Ale jestem uparta, cechę tę zapisaną mam w genach, „po ptokach”. Poza tym NEVER SURRENDER niczym Rocky Balboa.
Kiedyś, gdy moja siostra (świr kochany) mieszkała jeszcze z nami, miała na ścianie napisane różne teksty, jeden z nich zapadł mi w pamięć: „Jeśli nie wolno, ale bardzo się chce, to można!”
I tym mottem pokieruję się w sobotę. Wiem, że nie będzie łatwo, ale „Życie to nie tylko tęcza i zachody słońca”!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu mariusz67 (2012-03-15,20:37): No ja też zdecydowanie odradzam Tobie start w "Maniackiej".Stopniowo krok po kroczku wracaj do biegania,nic na siłę.Wtedy bieganie znowu będzie sprawiało Tobie radość i wielką frajdę,czego bardzo Tobie życzę:) snipster (2012-03-16,23:07): Twardzielka jestes :) grunt to pozytywne myslenie Przemes6 (2012-03-18,08:34): I widzisz Hondziuniu udało się.Przebiegłaś cała i zdrowa.Jak na Ciebie patrzyłem po biegu to wyglądałaś nawet ,,świeżo"" :) Mi oczywiście nie masz za co dziękować.
To Ty wygrałaś z tym dystansem i z sobą samą.Jeszcze raz gratulację!!!
|