2012-02-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| BUM - Duszniki Zdrój - 2012 - Nordic-Walking (czytano: 1622 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: www.relaksmorski.bloog.pl
Potężny wyż syberyjski zaatakował Europę i liznął swym jęzorem miasteczko Duszniki schładzając uzdrowiskowy klimat do minus 21 stopni Celsjusza. Nigdy wcześniej nie przyszło mi startować w takich temperaturach. Start startem, ale ja do Dusznik przyjechałem już poprzedniego dnia. Nie lubię prowadzić samochodu zimą po górach, więc wybrałem się naszymi kolejami polskimi. Średnia przyjemność, ale mile byłem zaskoczony punktualnością tego akurat połączenia, mniej mile, gdy trzeba było się w Kłodzku przesiadać na autobus i wtedy, gdy tenże wywiózł mnie na stację PKP w Dusznikach na jakieś peryferie na górze oddalone o jakieś 2 kilosy od centrum.
Białe strzałki na niebieskim tle bez problemu zaprowadziły mnie do biura BUM-u. Super! Obsłużony miło, fachowo i szybko dostałem piękny numer startowy. Żadne tam agrafki, tylko normalna mini koszulka z naklejonym dużym profesjonalnym numerem z tyłu i z przodu. Super! Szkoda, że ten z tyłu w czasie zawodów mi odpadł i jak się później dowiedziałem, nie tylko mi.
Załatwiwszy formalności związane z biegiem poczułem się głodny. Kluski śląskie z mięsnym sosem i sałatką z dużym „Kasztelanem” zjedzone w barze mieszczącym się niemal obok startu i mety zawodów okazały się rajem dla podniebienia. Plecak na plecy, w jedną rękę kije, w drugą torbę ze strojem startowym i ruszam do mojej bazy noclegowej, którą jest sanatorium „Chemik”. Stary budynek z socjalistycznym stylu, ale trzyma się całkiem nieźle. Można powiedzieć, że jest nawet ładny i okazały, a w śnieżnej otulinie, to nawet urokliwy. Śnieg dodaje górskiej architekturze wiele uroku. Dzięki akcji BUM nocleg kurorcie i w pełni sezonu kosztował mnie tylko 32 złote. Super!.
Nie mogłem sobie odmówić kulturalnej części BUM-u. Najpierw spacer po Parku Zdrojowym, gdzie ze zdumieniem patrzyłem, jak ze źródełek leci sobie woda w najlepsze przy dwucyfrowym mrozie, a potem cały wieczór przesiedziałem w Dworku Chopina słuchając koncertu dzieci z dusznickich szkół oraz występu „z gitarą i piórem”, czyli pięknej poezji śpiewanej w wykonaniu Dawida Krzyk. Super! Miałem jeszcze ochotę na biesiadę integracyjną biegaczy, ale widać nie dane nam to było. Lokal, gdzie miała się odbyć ta impreza był zamknięty na cztery spusty. Dobrze, że choć w barze naprzeciwko serwowali niezłą pizzę i grzańca. Po tej kolacji poszedłem spać.
Nazajutrz dzień powitał nas wspomniany 21 stopniowym mrozem. Moja trasa zastała jeszcze raz poważnie skrócona do 6 kilometrów. Tak, więc z prawie średniego dystansu zrobił się prawie sprint. No, ale skoro dzień wcześniej notowano nawet odmrożenia wśród uczestników biegów na nartach, to nie dziwota. Z mrozem nie ma jednak żartów. Zdrowie nas wszystkich jest tu najważniejsze. Za to warunki do spokojnego przygotowania się do biegu były wyśmienite – ciepła szatnia w nowoczesnej hali sportowej leżącej blisko startu. Super!
Trasa biegu przygotowana bardzo dobrze. Tylko w dwóch miejscach musiałem brnąc w grząskim śniegu gubiąc rytm, ale poza tym to wspaniałe uczucie tak iść z kijami po zaśnieżonej ubitej trasie. Pomimo licznych skrętów nie sposób było jej pomylić dzięki sędziom, wolontariuszom taśmom i czerwonych strzałkom na śniegu. Po biegu wojskowa grochówka z kotła i kolejna tekturowa torba od Milki.
Kiedy jadłem obiad w tym samym barze naprzeciwko startu, dotarła do mnie wiadomość sms-owa, że tym swoim startem zająłem 3 miejsce w swojej kategorii wiekowej. Po raz pierwszy w życiu znalazłem się na pudle.Super! Szkoda tylko tego, że nie uhonorowano mnie z tej okazji brązowym medalem, a jedynie dyplomem i trzecią torbą tekturową od Milki. Dobre i to. Oczywiście zgodnie z moją klauzulą powolniaka zająłem generalnie zaszczytne przedostatnie miejsce. Basi zaś powiedziałem, że biegłem gdzieś w połowie stawki, co było poniekąd i prawdą, jako, że grupa chodziarzy na dystansie 12 kilometrów wystartowała kilka minut wcześniej od mojej grupy na dystansie 6 kilometrów. Kontakt z moją grupą utraciłem już gdzieś około 3 kilometra. Tak, więc maszerowałem sobie samotnie gdzieś pomiędzy uciekającym moim peletonem, a ścigającą mnie drugą grupą 12-sto kilometrowców. Było jednak SUPER!.
A mam rzucić jakimś kamyczkiem? No, to rzucę!
Nie podobało mi się, że w samym centrum miasta, w niedzielę podczas naszych zmagań było tak mało kibiców. Prawie w ogóle ich nie było. Moim zdaniem nie jest to wina organizatorów, bo w mieście informacja o imprezie dosłownie wisiała na każdym kroku.
Co do Milki, to wielkie dzięki za sponsoring, ale na drugich zawodach BUM-u chciałby choć w jednej tekturowej torbie firmowej znaleźć jakoś słodką równie firmową niespodziankę.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |