2011-12-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Hashiru koto-ni tsuite kataru toki-ni boku-no kataru koto (czytano: 657 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.youtube.com/watch?v=U6_qhzStDjY&feature=youtu.be
Dawno mnie tu nie było. Wiele się dzieje, nie mam czasu na nabazgrolenie kilku słów.
Nie opisałam mojego ostatniego startu, jakim był bieg w GP Poznania nad Rusałką, ale tak prawdę mówiąc to nawet nie ma co opisywać, bo „dupy nie urywa”, przeżyłam prawdziwy kryzys. Czułam, jak uchodzi ze mnie życie, jak z kroku na krok staję się coraz słabsza, ale nie o tym chcę dziś pisać.
A w sumie.. chyba jednak o tym. Bo dnia 10 grudnia coś zrozumiałam.
Zrozumiałam, że nie zawsze z pola bitwy wraca się z tarczą. W życiu są potrzebne porażki! Bo przecież bez porażek życie nie miałoby sensu. Bo przecież sukces najlepiej smakuje wtedy, gdy zostaje osiągnięty ciężką pracą, wysiłkiem. Bo co to za radość, gdy wszystko zostanie podsunięte pod nos, a my będziemy to brać i się z tym nosić? Najważniejsze jest, aby dojść do celu poprzez trudy, męki, przeciwności losu i niebezpieczeństwa, jakie czyhają na nas na każdym kroku naszej przygody. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Bo z jakiej racji ma być łatwo!? Przez życie trzeba przejść z godnym przymrużeniem oka…
PER ASPERA AD ASTRA.
Nikt od razu nie był mistrzem świata. Nikt nie doszedł do sukcesu bez włożonego w niego trudu. Bo do tego potrzebne jest zaangażowanie. Trzeba umieć rozdzielić sobie rzeczy – na te ważne i na te ważniejsze. Trzeba określić – co tak naprawdę chcę osiągnąć? Do czego zmierzam? Co mam robić, aby osiągnąć pełnię szczęścia? Czego dokonać, aby czuć te cholerne spełnienie, którego nie da się podrobić niczym innym? Bo na pewno jest w życiu coś, do czego każdy z nas dąży. Może jeszcze o tym nie wie. Ale gdy zda sobie z tego sprawę, powie: „Tak! To właśnie TO chcę robić! Do TEGO chcę dojść! I dojdę.. Nie poddam się!”
NEVER GIVE UP.
Nigdy nie wolno się poddać. Choć, przyznam, nie jest to łatwe. Bo jak tu się nie poddać, gdy ciągle narażeni jesteśmy na porażki? Przeciwności zawsze się znajdą. Zawsze znajdzie się jakaś głupia wymówka, której ulegamy, choć wcale tego nie chcemy. Ile razy w ciągu dnia mówię sobie „dziś idę biegać”, a potem „nieeee chceeee mi sieeee”. To nic innego jak poddanie się, jak wrócenie na tarczy. Mówię sobie „jestem silna!”, a w środku mej duszy chowa się małe bezbronne dziecko, które na nic nie umie zaradzić.
Ale warto. Warto poświęcić siebie, swój czas. Bo gdy osiągniemy sukces, gdy staniemy na piedestale naszych marzeń, które kiedyś wydawały się nam tylko odległą planetą, zrozumiemy, jak smakuje sukces, jak smakuje prawdziwe SPEŁNIENIE. I wtedy możemy śmiać się w głos z wszystkiego, z tych, którzy w nas nie wierzyli, z losu, który wciąż podkładał nam kłody pod nogi, z całej absurdalności tego świata!
Myślę, że kiedyś, za parę lat, gdy przebiegnę maraton – a to moje najnajnajwiększe marzenie (do niedawna myślałam, że tylko biegowe, ale teraz wiem, że też życiowe) – to poczuję właśnie to, o czym pisałam wyżej. Poczuję się jakbym stała na najwyższej górze i darła się wniebogłosy z niesamowitego szczęścia, że „jestem królem świata!”
Tak, tego właśnie bym chciała.
I mam świadomość tego, że nic nie zrobi się za mnie, sama będę musiała do tego dojść. I dojdę!
----
Na zdjęciu: „O czym mówię kiedy mówię o bieganiu” – mój gwiazdkowy prezent od najukochańszej siostry :)
A w linku… Reakcja Taty na prezent od nas – od dzieci, od jego biegaczy. Zrobiliśmy mu album pt.: „Biegowa Przygoda Zbyszka Janowicza” i zamieściliśmy zdjęcia z każdego biegu z krótkimi podpisami, czasami itd…:) Tata się popłakał, po raz pierwszy widziałam go w takim stanie :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Werq (2011-12-30,21:15): Honda...siostro moja:) Mam nadzieję, że książka ze zdjęcia pozwoli Ci przygotować się do wszelkich biegów jakie przed Tobą przede wszystkim od strony psychicznej, bo to 60% sukcesu biegowego - to moja opinia:) Razem kiedyś pobiegniemy sobie ten maraton, obyś mi nie zakomunikowała, że będę oglądać Twoje plecy (Paweł mi dziś powiedział, że jutro w biegu w Świnoujściu, nie będzie biegł ze mną tylko swoim tempem - szczerość nie?:)). Link z reakcją taty na prezent oczywiście otwarłam ... nasz kochany MARATOŃCZYK:)Szczęśliwego Nowego Roku i widzimy się w 2012;):*** Honda (2012-01-01,21:00): Justine - hmm, chyba jesteśmy troszkę niecierpliwe, ale za to zdeterminowane i gotowe do walki! :) lepszy rydz niż nic:) A maraton to na pewno przebiegniemy, a nie przetuptamy, silna wola i damy radę! Będę ryczeć jak głupia, bo wtedy spełnię swoje największe marzenie ;) Tak, chciałam ochrzcić się na półmaratonie, ale można startować dopiero od 18 lat, gdzie ja z moim skromnym 16? ;( A do zobaczenia chyba za tydzień w Grodzisku?:)
|