2011-12-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu... (czytano: 688 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: www.maratonadiroma.it
Przynajmniej dla mnie. Od dzisiaj. Właśnie bowiem rozpocząłem wielotygodniowy okres przygotowań do marcowego maratonu w Rzymie. Procedury rejestracyjnej już dopełniłem (nr startowy 4257), hotel zarezerwowany, został jeszcze tylko bilet na samolot, więc wycofać się już nie mogę… Ale jak to zwykle na początku długotrwałych przygotowań do kolejnego maratonu opadają mnie wątpliwości: czy dam radę się przygotować ? Czy nie złapię jakiejś kontuzji ? Jaka będzie pogoda w trakcie tych zimowo-wiosennych tygodni przygotowań ? Jaki obrać tok przygotowań, żeby nie popełnić starych błędów ? I tak dalej, i tak dalej… Wątpliwości i pytań całe mnóstwo, a droga na start przy Via dei Fori Imperiali (tuż obok Colosseum) na razie daleka. Oj bardzo daleka !
W takim to nastroju lekkiego zwątpienia wybiegłem dzisiaj na moje 20 km – pierwsze wybieganie po 3-tygodniowym totalnym lenistwie. Zaraz jednak nastrój się poprawił (no bo w końcu: „On the road again” !), a wypoczęte nogi próbowały od razu narzucić dawne, szybkie tempo. Ale nic z tego ! Głośne pikanie pulsometra, kiedy próbowałem biec za szybko i tętno wykraczało poza pierwszą strefę od razu hamowało te zapędy. W efekcie, truchtałem sobie w średnim tempie 5:20 min/km obserwując świat dookoła – smutny jakiś taki… Nie padało, nie wiało, było około 7-8 stopni na plusie, słowem - biegowy ideał. Na trasie spotkałem: biegacza, a właściwie biegaczkę – sztuk jeden (widać, że sezon już się raczej skończył…), kilkunastu „nordic-walkerów” w różnym wieku, którzy w większości ciągnęli te biedne kije po ziemi za sobą (czy naprawdę nikt im nie powiedział – choćby w sklepie, jak trzeba z nimi chodzić…?) oraz ponad 30-tu „profi-bike’ów”, czyli profesjonalnych kolarzy mtb, którzy na swoich wypasionych maszynach mknęli leśnymi duktami Puszczy Kampinoskiej. Oni to dopiero mają zdrowie ! Aż miło popatrzeć… Oczywiście, rowery – full wypas ! Poza tym, każdy z nich ubrany w obcisłą lycrę (bo to warto mieć styl…, jak w piosence), zaopatrzeni w okulary, bidony, specjalne rowerowe buty „deptali” sobie… ode wsi do we wsi. Szybko i bardzo sprawnie…
Ja znacznie wolniej, ciągle hamowany przez pikanie pulsometra, też jednak zaliczałem kilometr po kilometrze. Pierwsza po długiej przerwie „dycha” przeleciała niewiadomo kiedy. Kiedy wybiegłem z lasu na asfalt (mam w środku puszczy taki odcinek łączący Sieraków z Izabelinem) znowu mnie poniosło i mimowolnie przyśpieszyłem, po to, żeby zaraz hamować, bo znowu tętno wyskoczyło z pierwszej strefy… Jakież to przydatne urządzenie, ten pulsometr – pomyślałem ! O ile trudniej i mniej efektywnie , byłoby trenować bez niego. To moim zdaniem jeden z najwspanialszych gadżetów biegowych, jaki kiedykolwiek wymyślono ! Jak się nie ma własnego, to naprawdę warto prosić Mikołaja o taki prezent na gwiazdkę…
Po godzinie i 48 minutach (akurat kiedy zaczynało padać..) byłem już w domu, ciesząc się tymi pierwszymi po długiej przerwie, zaliczonymi kilometrami. Jestem dzięki nim o 20 km bliżej Rzymu, choć przede mną jeszcze całe setki tych kilometrów... Ale cieszę się bardzo na ten wspólny maraton z Tomkiem, bo jak dotąd zawsze biegałem za granicą samotnie. Teraz będzie inaczej. Choć pewnie wystartujemy razem, to później Tomek śmignie za balonikiem pacemakera na 3 godziny, a ja będę podążał za tym swoim na 3:30, żeby – o ile wytrzymam jego tempo – zaatakować w końcówce i wreszcie złamać tą zaklętą barierę. Może tym razem się uda… Nawet jak Tomek mi ucieknie zaraz po starcie, to i tak świadomość wspólnej walki na trasie będzie z pewnością dodawała sił. Mam nadzieję, że nam obu… A tak przy okazji, może znajdzie się wśród czytających te słowa, jakiś „Rzymianin”, albo „Rzymianka” którzy zechcieliby się podzielić wrażeniami z maratonu w „Wiecznym Mieście” ?
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Gulunek (2011-12-04,20:03): Cel Super :) No i motywacja zapewniona, Pozdrawiam. snipster (2011-12-04,21:58): achhhh zazdroszczę no i trzymam kciuki :) tdrapella (2011-12-05,23:10): A ja właśnie 4 grudnia wysłuchałem relacji dziewczyny, która w zeszłym roku nabiegała tam 3:08! Tego też dnia zaliczyłem półmaraton w moim planowanym tempie maratonu rzymskiego. Wyszło 1:34, ale wiem, że jak na razie to całego bym w tym tempie nie przebiegł. Przynajmniej jeszcze nie teraz, ale na wiosnę Rzym będzie nasz! Krissmaan (2011-12-06,13:10): Na długiej drodze pierwszy krok jest tak samo ważny jak ostatni z tym, że pierwszy jest aktem wiary a ostatni chwały. Tak to sobie ostatnio wymyśliłem biegając.Kibicuję Ci Krzysztof i trochę zazdroszczę (ale tak pozytywnie) Atmosfera wiecznego miasta będzie Ci sprzyjać. Pozdrawiam i do zobaczenia w Ostródzie. henioz (2011-12-12,08:42): Krzysiu, Tomku trzymam wszystkie 4 kciuki.
|