Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [10]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Dusza
Pamiętnik internetowy
WSPOMNIENIA BIEGAJĄCEGO INACZEJ

Duszyński Tomasz
Urodzony: 1976-01-04
Miejsce zamieszkania: Strzelin
51 / 86


2011-11-20

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Wywiad ze mną w Słowie Regionu :) (czytano: 654 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://www.sloworegionu.pl



Wywiad ze mną w Słowie Regionu :) Oczywiście o bieganiu, choć trochę o pisaniu też ;)

(STRZELIN) Maraton Warszawski to jeden z najbardziej znanych biegów ulicznych w Polsce. W tegorocznej edycji tego święta biegaczy, która miała miejsce we wrześniu, wystartował strzelinianin Tomasz Duszyński, który do tej pory znany był jako pisarz i dziennikarz. Dlaczego wybrał bieganie i maraton? Jak trenuje i kiedy kupił sobie buty? O tym dowiecie się z rozmowy z pisarzem.

Niedawno wystartował pan w Maratonie Warszawskim. Jak długo już pan biega?

- Moja poważniejsza przygoda z bieganiem zaczęła się dwa lata temu. A że uwielbiam wyzwania, to zacząłem od Maratonu Wrocławskiego. Wspomnienia przyjemne, chociaż gdybym wtedy wiedział na co się porywam, to… pewnie i tak bym pobiegł. Jeśli ktoś zaczyna swoją przygodę z bieganiem i od razu chce zacząć od maratonu, to doradzam większą rozwagę... Ja zastosowałem wariant „wariata”, pobiegłem po dwóch miesiącach przygotowań. Trudno byłoby powiedzieć, że strasznie się wybiegałem w tym okresie „przygotowawczym”. Mam górkę koło domu i trasę mniej więcej 4 kilometrową. Wbiegałem więc na tę górkę i z powrotem. Pierwsza próba zakończyła się wejściem, a nie wbiegnięciem na wzgórze... ale potem było lepiej... Gdy byłem wreszcie w stanie pokonać trasę bez podchodzenia, wydłużyłem ją, wrzucając więcej asfaltowej drogi i płaskich terenów.

Dwa tygodnie przed maratonem pobiegłem jeszcze 20 km dla testu. Ledwie przeżyłem... Potem pozostał maraton. Do mety dobiegłem, choć pewna pani na czterdziestym kilometrze szła z zakupami chodnikiem obok mnie i tak jakby... no, szybsza była.

Chyba jako jedyny w całej stawce biegłem w trampkach, które w sumie niemal nie miały podeszwy... Dlaczego? Może do końca nie wierzyłem, że się zdecyduję na udział w tym szaleństwie? Obiecałem sobie przed biegiem, że jak ukończę maraton, to kupię nowe buty.

I to chyba mnie utrzymało w formie do mety...

Aha, buty kupiłem.



Dlaczego wybrał pan akurat ten najdłuższy i najtrudniejszy dystans klasycznego biegania? Maraton to przecież aż 42 kilometry.

- Dla mnie bieg, to odpoczynek dla umysłu. Chyba zawsze tak to traktowałem. Kiedy człowiek się zmęczy, wie że żyje. A ja dodatkowo lubię wyzwania. Co więcej, sam maraton stanowił dla mnie coś magicznego, niemal niemożliwego do osiągnięcia. Ponad 42 kilometry biegu w upale lub w deszczu, monotonne uderzanie podeszwami butów o asfalt. Jednak wbiegnięcie na metę tak morderczego biegu jest bezcenne, stan euforii, adrenalina. To trudno opisać. Pierwszy maraton jest magiczny.



Jakie były najważniejsze starty? Które ze swoich osiągnięć biegowych ceni pan najbardziej?

- Do tej pory ukończyłem trzy maratony, dwa półmaratony i wiele innych biegów, każdy z nich na swój sposób był ważny. Najwięcej satysfakcji dał mi jednak zupełnie inny start. Mistrzostwa Polski w Biegu Pustynnym. Trudno mi w sumie ocenić czy był to bieg pustynny, czy górski. Wysokie, trzydziestometrowe góry piasku, strome, ekstremalnie ciężkie podbiegi, 10 kilometrów w słońcu. Wielu startujących przebiegło jedynie 5 kilometrów, zaliczyli więc skrócony dystans.

Ja pokonałem 10 km i dla mnie stał się to jeden z ulubionych biegów. 22 miejsce w kategorii mężczyzn dało mi dużą satysfakcję, tym bardziej, ze wyprzedziłem biorącego udział w tym biegu generała Romana Polko. A po samym biegu… długo wytrzepywałem piasek z butów.



Do takiego biegu trzeba się dobrze przygotować. Jak wygląda trening biegacza długodystansowego? Czy są jakieś wyrzeczenia z tego powodu?

- Najlepiej biegać przynajmniej co drugi dzień. W weekendy zrobić dłuższe wybieganie. Zawodowcy biegają po kilkaset kilometrów miesięcznie. Ja jestem i będę amatorem z wybujałą ambicją. Wolę jednak traktować bieg jak przyjemność. Brakuje mi czasu na treningi, a bez nich trudno myśleć o wspaniałych wynikach. Ale nie tylko wyśrubowanie własnych osiągnięć się liczy. Z większym podziwem patrzę na tych amatorów biegania, którzy pokonują maraton ledwo się mieszcząc w limicie czasowym. To właśnie oni po blisko 6 godzinach biegu pokonują metę, wcześniej pokonując swoje słabości. Najlepsi „zaliczają” trasę w dwie godziny z minutami. A tamci walczą przecież trzy razy dłużej.



Podczas biegu może być różnie. Śledząc w telewizji zawody, można nieraz zobaczyć jak zawodnik opada z sił albo przeżywa radość zwycięstwa. Jaki był ten najtrudniejszy moment przeżyty w czasie biegów i ten najradośniejszy?

- W Warszawie miałem najtrudniejszy moment. Kontuzja w połowie trasy. Dosyć bolesna. Już na 35 kilometrze wyglądałem jak biegnący Quasimodo. Ukończyłem ten maraton chyba siłą woli. Najradośniejszy? Chyba to, że bieganie to zaraźliwa choroba. Moja żona zaczęła biegać, widząc że wkładam buty i znikam, czasem na pół godziny czasem na dwie... Zaczął biegać też mój tato. W zeszłym roku wspólnie wzięliśmy udział w zawodach na 10 km. To bardzo fajne uczucie.

Zresztą widzę naprawdę wiele osób w naszym mieście, które biegają. Kilka z nich także wzięło udział w maratonach. Ostatnio Maraton wrocławski ukończyła strzelinianka Ewelina Grazdaj. Mnie to bardzo cieszy.



Co daje panu bieganie, oprócz, oczywiście, kondycji fizycznej?

- Uczę się biegać na własnych błędach. Poznaję swoje możliwości. I zmieniam się, bo bieg zmienia... Nie tylko ciało, ale i umysł. Ta druga zmiana jest najbardziej fascynująca. Przynajmniej dla mnie... I to bieganie wśród kilku tysięcy osób… tak jakby ludzie bardziej się rozumieli, bo wspólne doświadczenia sprawiają, że wiedzą więcej o sobie i innych...



Jak pan łączy pracę pisarską z bieganiem? Czy bieganie daje jakąś

inspirację?

- Maratończycy często mówią o tak zwanej mitycznej „ścianie”. Pojawia się w najtrudniejszym momencie biegu, często około 35 kilometra. Wydaje się wtedy, że ktoś odciął nam akumulator i nie jesteśmy w stanie wykonać nawet jednego kroku. Mnie w najtrudniejszym momencie biegu przychodzą do głowy najdziwniejsze pomysły, tematy na powieści i opowiadania. Poza tym inspirujący są ludzie biegnący w maratonach, ich ambicja, wola walki.

Jeden z bohaterów mojej książki „Staszek i straszliwie… pomocna szafa” dużo biega. A to bieganie dla niego, to przecież taki hart ducha…



Dziękuję za wywiad. Mam nadzieję, że pana doświadczenia biegowe zachęcą kolejne osoby do uprawiania tego pięknego sportu.
www.sloworegionu.pl

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
VaderSWDN
12:16
Tyberiusz
12:09
SantiaGO85
12:08
tadeusz.w
11:39
Raffaello conti
11:26
Mirek73
11:23
Jurek D
11:23
gora1509
11:05
fit_ania
10:52
elvis1987
10:39
waldekstepien@wp.pl
10:39
Lego2006
10:26
Krzysztof_dst
10:16
Admin
10:15
BemolMD
10:11
mario1977
10:08
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |