2011-10-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Pomaratońsko (czytano: 477 razy)
Entuzjazm po maratonie poznańskim pomalutku opada, ale jego ocena mimo, że już bardziej chłodna, nie zmienia się. Jestem zajebisty po prostu i tyle :D
Widzę w sobie niesamowity potencjał. Ogromny niewykorzystany margines. I tu nie ma mowy o braku skromności - posiadanie potencjału nie zależy od nas, więc nie jestem nieskromny mówiąc o nim. Od nas zależy wykorzystanie go, a to dopiero przede mną. Większość z nas ma taki wynik, do którego dochodzi względnie łatwo a potem staje. Taka ściana nie do przebicia, życiówka, której nie sposób złamać. I ja po prostu widzę, że ta granica dla mnie jest jeszcze bardzo, bardzo daleko. Pytała mnie Runnerka jaki następny cel, czy 3:30. A ja odpowiem tak - jeśli następnym celem będzie 3:30, to będzie znaczyło, że coś mi nie poszło w przygotowaniach. Jeśli nareszcie uda się przepracować zimę i wiosnę, to nie ma mowy o starcie na 3:30. Na spacer to se mogę iść po bułki ;)
Jakie to mądre tak buńczucznie pisać po to, żeby za parę miesięcy wyjaśniać, dlaczego się nie udało :D
Póki co jeszcze wspomnienia poznańskie. Trochę liczb:
Kolejne dyszki: 53:52, 50:01, 53:05, 52:32. Druga dyszka to gonienie zaległości z tłumu ze startu. Opisywałem dokładnie w poprzednim wpisie. Niemądre, zbyt gwałtowne. Bardzo mnie cieszy ostatnia. Co prawda to nadal było wolniej niż zakładane tempo, ale mieć w maratonie szybszą czwartą dychę niż trzecią to jest nie byle co.
I połówki: pierwsza 1:50:13, druga 1:49:12(!!). Druga połówka o minutę szybsza od pierwszej to znowu nie byle co. Moim skromnym zdaniem... Przecież połowę maratonu machnąłem zaledwie 1 minutę i 12 sekund wolniej niż życiówkę w połówce. I to DRUGĄ połowę.
A wisienka na torcie to ostatnie 2,195km - 9:59! Jakieś 4:33/km!
Ołkej, koniec samouwielbienia, obiecuję :) Teraz zaczynamy mozolną, zimową pracę.
Niestety trzeba wspomnieć niemiły wątek. Z pewnością zdarza się to na każdym większym biegu, ale w przypadku maratonu poznańskiego osobiście byłem współodkrywcą tego procederu. Procederu fałszowania numerów startowych. Wraz z kolegą, zupełnie przypadkiem, odkryliśmy jeden fałszywy numer, po rozpoczęciu wątku na forum ktoś podesłał jeszcze drugi przypadek. W obu od razu wiadomo, która z dwóch osób biegnących z tym samym numerem ma oryginał, a która fałszywkę. Podobno znajoma jednego z forumowiczów rozpoznała oszusta. Ten, zapytany dlaczego to zrobił odpowiedział, że przecież to nic złego, bo napój miał swój...
A najgorsze jest chyba dla mnie to, że na forum znajdują się obrońcy oszustów. "no bo nic się nie stało", "no bo co za różnica, jeden w tą czy jeden w tamtą", "a czy wy nigdy nic nie przeskrobaliście"... Taka postawa szokuje mnie chyba jeszcze bardziej niż te fałszerstwa...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Rufi (2011-10-24,15:10): Faktycznie, odpierd...ilo Ci niezle :-))))) Dobrze dobrze, trenuj :-) Będziemy się scigać :-) aaaaa....aha, mógłbyś już przestać pisać o tym maratonie? bo czuję się kopana za każdym razem jak czytam kolejny wpis o maratonie w Poznaniu! Woland (2011-10-24,15:14): Ty tam Rufi też się bierz za siebie, bo ja się na wiosnę wezmę za Twoją życiówkę :) Rufi (2011-10-24,15:16): Wyzywasz mnie na pojedynek???? :-PPP Woland (2011-10-24,15:18): A tak! Cykasz?? Rufi (2011-10-24,15:41): ja tam nie cykam - wlasnie grzeje sie jeszcze bardziej :-P Woland (2011-10-24,15:43): E, to do kitu. Jak się zgrzejesz i popracujesz, to trójkę pykniesz i tyle będzie ze ścigania... Rufi (2011-10-24,15:48): no teraz to juz przegiąłeś :-)
|