2007-08-11
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Nieprzemyślany trening (czytano: 1408 razy)
Przełamałem się i opuściłem dzisiaj utartą ścieżkę. Wybrałem się nad Wisłę do ujścia Świdra. Założenia były fajne, ale...
Pogoda nie była sprzyjająca do biegania - ciężka, duszna pogoda przedburzowa i do tego piekące Śłońce. Postanowiłem wziąć butelkę z wodą, nalałem do pełna i ... zostawiłem w domu. Potem żałowałem...
Zaczęło się nieźle. Pogode poczułem na trzecim kilometrze, kiedy wybiegłem z lasu. Śłońce i duchota spowodowały, że zaczęło mi się chcieć pić. Nic to, 15 kilometrów wytrzymam.
Dobiegłem do Wisły - na horyzoncie zaczęły pojawiać się burzowe chmury. Jest dobrze, pomyślałem, spadnie descz, to i lepiej się będzie biegło...
Nie dane mi to jednak było. Chmury przechodzuiły bokiem, a ja byłem coraz bardziej odwodniony i słabszy. Dobiegłem do ujścia Świdra. Jak zwykle urzekło mnie piękno tego miejsca. Niby nic, zwykłe ujście mniejszej rzeki do Wisły, ale szerokie łachy piachu i wysokie brzegi rzek, nadają uroku okolicy.
Kolejny etap to żscieżka wzdłuż Świdra. Na początku dosyć prosta, schody zaczęły się za pierwszym mostem (na obwodnicy Karczewa). Poł kilometra w piachu po kostki i niezmieniająca się pogoda, pokonały mnie. Po przejściu kolejnego mostu (droga do Otwocka) zacząłem iść. Po dwóch i pół minutach spróbowałem dalszego biegu - udało się. Modliłem się o deszcz, ale ten, mimo chmur nie nadchodził. Dobrze, że Słońce skryło się za chmurami. Ścieżka między mostami dwoma mostami na granicy Otwocka i Józefowa jest bardzo trudna do biegu. Nie dość, że strasznie kręta, to jeszcze trzeba omijać przeszkody - przewrócone drzewa - górą, albo dołem, w zależności od położenia drzew.
Na 10 kilometrze zaczeło kropić. A ja marzyłem o ulewie, o złapaniu chociaż kilku kropel na język, o nawodnieniu mojego wyschniętego ciała. Niewiele brakowało, a napiłbym się wody ze Świdra, ale powstrzymywał mnie strach przed zatruciem. Niestety, ale Świder nie jest czystą rzeką...
Marzenie w końcu spełniło się na 12 kilometrze, kiedy już wybiegłem na twardą drogę do domu. Od razu poczułem się lepiej. Łapałem krople deszczu i wlewałem do gardłą wodę wyciśniętą z opaski na głowę. Dobiegłem do domu w ulewie deszczu, całkowicie przemoczony. Nie mogło tak od początku?
13,5 kilometra pokonane, ale zmęczenie conajmniej jak po szybkim półmaratonie. Na przyszłość trzeba myśleć.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |