Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [59]  PRZYJAC. [46]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Mufat
Pamiętnik internetowy
O czym myślę, kiedy biegam...

Krzysztof Szwedzik
Urodzony: 1961-07-31
Miejsce zamieszkania: Winiec - Warszawa
16 / 49


2010-09-04

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Kompletna niemoc... (czytano: 419 razy)

 

Zaczął się nowy rok szkolny, więc pora wziąć się wreszcie do pracy, czyli prawdziwego trenowania. Po prawie 2-miesięcznym wakacyjnym lenistwie, postanowiłem wreszcie „odkurzyć’ buty biegowe. Środek lata nigdy nie był moim ulubionym okresem treningowym, bo to albo urlop i jakiś wyjazd, gdzie było tyle do zobaczenia i sfotografowania, że czasu na bieganie już nie starczało. Albo z kolei, lało jak z cebra lub na przykład upał przekraczał 30 stopni w cieniu, a wtedy ja nie biegam, żeby nie wiem co…, gdyż w upale biegać nie umiem. W dodatku w te wakacje pracy miałem co niemiara, a wziąłem sobie jeszcze na głowę organizację triatlonu w Wińcu, więc nic dziwnego, że mój lipcowy kilometraż wyniósł zaledwie…68 km ( :) ), a sierpniowy był jeszcze „okazalszy”, bo tylko 49 km, czyli krótko mówiąc, biegowe dno maratończyka…! W związku z powyższym, maraton we Wrocławiu (12.09) przeszedł mi już koło nosa, no chyba, żebym chciał „połamać” 5 godzin…, no wtedy to może by się udało… Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zamiast we Wrocławiu, pobiegnę maraton w… Lizbonie, bo to dopiero 5 grudnia ! Czyli za 3 miesiące… Jakby jednak nie było, przygotować się trzeba solidnie (w końcu zagranica, co nie ? I wstydu krajowi przynieść nie można człapiąc do mety w końcu stawki…), więc wraz z początkiem roku szkolnego, czyli 1 września wyszedłem na drogę… Moją za płotem, w moim Wińcu na moich Mazurach… W czasie, gdy niemal w całej Polsce lało, tutaj świeciło słoneczko, było ok. 20 stopni i wiał lekki wiaterek. Słowem – treningowa bajka. Ruszyłem i… I po pierwszym kilometrze już wiedziałem po raz kolejny, że własnego organizmu oszukać się nie da ! Po tak długim okresie bezczynności, czułem się prawie jak po pierwszym w życiu półmaratonie – czyli płuca ledwo ciągnęły, nogi były jak z waty, stopy dziwnie człapały, a tętno od razu powyżej 150 uderzeń/minutę ! Czyli biegowy zgon i kompletna niemoc… Zwątpiłem. Czy z takiego dna można się jeszcze odbić ? Oj będzie bardzo trudno ! Mimo to, jutro „zawalczę” znowu (tym razem na 15 km) i zobaczymy co będzie… Może w ogóle nie dobiegnę ? A później, aby tylko wrócić do systematyczności treningów, bo to najważniejsze… Z czasem może się i reszta odbuduje. W każdym razie, maratoński zegar już tyka… Oby tylko moc wróciła.

fot. Dzisiaj na jeziorze...

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


henioz (2010-09-05,15:38): Wróci, wróci co ma ne wrócić.
henioz (2010-09-05,15:40): Ale żeby nie było za słodko ja miałem przerwę od pażdziernika do marca i Westerplatte zrobiłem 5 minut wolniej niż w zeszłym roku:(
Rufi (2010-09-06,09:20): A bo w Wińcu trasy nie są proste. Spokojnie, cierpliwości, organizmu nie oszukasz.
henioz (2010-09-09,10:39): A ten motor na fotce to ile ma mocy?
Mufat (2010-09-09,11:22): Słaby, tylko 6 koni, więc na maraton nie starczy...:)







 Ostatnio zalogowani
Admin
07:15
Ryszard N.
07:11
kos 88
06:46
jaro109
06:25
biegacz54
06:20
schlanda
05:26
Piotr Fitek
02:04
BuDeX
00:12
mariuszkurlej1968@gmail.c
23:22
fit_ania
23:21
Świstak
22:54
Robak
22:37
szalas
22:34
staszek63
22:06
uro69
22:01
edgar24
22:00
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |