2010-07-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| spotkania (czytano: 360 razy)
dwa spotkania - nazwijmy to - biegowe. Spotkałam Go. Tego mężczyznę z września ubiegłego roku. Tego, którego długo po długim wybieganiu pod drzewem i kawałkiem liny starałam się namówić, aby jeszcze dał sobie szansę. Dał sobie. Właśnie szłam ulicą i nagle pojawił się znikąd, przekroczył chodnik i zniknął w uliczce obok. Rozpoznałam go odrazu. Wyglądał świetnie. Zadbany,dobrze ubrany, uśmiechnięty. Jakby nigdy nic.
...
A drugie spotkanie było całkiem niedaleko domu na porannym treningu. Przebiegłam mostek, a tuż obok sarna. Dosłownie na wyciągnięcie ręki. Stanęłam. Długo patrzyłyśmy sobie w oczy. Bez ruchu. Zjawiskowo piękna, uosobienie spokoju i gracji. Trudno było się rozstać, ruszyć z miejsca - bo i po co? Dokąd? Ona się nigdzie nie spieszyła. Odprowadziła mnie wzrokiem.
Gd wracałam miałam naiwnie nadzieję, że może jeszcze tam będzie. Pewnie miała inne plany...
P. się śmiał, że w międzyczasie atrapę zwinęli i postawili w innym miejscu. Pozazdrościł mi i tyle
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Mijagi (2010-07-15,12:49): To piękny widok. Ostatnio w lesie na porannym treningu taka sarenka przebiegła mi drogę. Pełna gracji. Nawet nie śmiałem się z nią ścigać. Renia (2010-07-17,16:02): Myślę, że to miłe uczucie, że zrobiło się coś ważnego dla kogoś i ten ktoś sobie chodzi... jakby nigdy nic. wiosna (2010-07-18,20:50): U mnie w lesie też biegają sarny. I zające nawet.
A do śródmieścia ode mnie raptem 5-6 km.
I zatrzęsienie jeży. To znaczy nie biegają za bardzo, ale są sobie po prostu. byk68 (2010-07-19,18:36): fajnie i radośnie piszesz Joy :-)
|