2010-05-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Z Serge Girardem przez W-wę - odc. 4 i ostatni... (czytano: 547 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: www.sergegirard.com; www.biegiemprzezpolske.pl
Tak zakończyła się moja biegowa przygoda z Serge Girardem. Miło pomyśleć, że na 25 tysięcy kilometrów, które On zamiar pokonać, przebiegłem z Nim ok. 25 km, czyli ok. 1 promila całego dystansu. To wprawdzie dramatycznie mało, w porównaniu z jego wyczynem, tym niemniej wrażenia, miłe wspomnienia i przemyślenia z tego spotkania zostaną ze mną na długo. Myślę, że nawet na zawsze…
Serge Girard mimo jego fantastycznych wyczynów biegowych, autentycznej sławy (znają go na wszystkich kontynentach, bo wszystkie – z wyj. Antarktydy – przecież przebiegł !) pozostał normalnym, miłym i skromnym człowiekiem. Może trochę wyciszonym (jego polska ekipa, czyli Paulina, Jacek i Tomek „skarżyli się”, że prawie nic nie mówi w trakcie biegu…), ale akurat w jego przypadku przysłowiowa samotność długodystansowca to raczej normalka. No bo z kim i o czym rozmawiać przez dajmy na to 75 km ciągłego biegu ?
Na pewno zapamiętam jego absolutny profesjonalizm w podejściu do biegania, któremu wszystko jest podporządkowane (Serge’owi jest o tyle łatwiej, że z biegania żyje…). Rygorystyczny reżim jaki narzuca sobie każdego dnia (włącznie z obowiązkowym piwem przed snem !) jest wprost niewyobrażalny dla zwykłego biegacza –śmiertelnika (może z wyjątkiem tego piwa…). Ale przecież tak musiał postępować, jeśli chciał przebiec wszystkie kontynenty. Podziwiać go będę za sposób w jaki z biegania uczynił największą i najwspanialszą (jak sam powiedział) przygodę swojego życia. Serge jest też żywym dowodem na to, że długodystansowe bieganie można rozpocząć w każdym wieku (on zaczął dopiero po 30-tce..) i można dojść do sporych osiągnięć. Ba ! Udowodnił też, że nie trzeba być rekordzistą, ani mistrzem świata w maratonie by z biegania się utrzymywać… I nie trzeba mieć do tego wcale, góra 25 lat ! Czyli wszystko jeszcze przed nami !
Trochę mu zazdroszczę tych wszystkich miejsc i krajów na całym świecie, które zobaczył i przemierzył własnymi stopami, przez lata swoich wypraw biegowych. Coś wiem na ten temat, bo zupełnie inaczej wygląda Paryż, czy Nowy Jork z perspektywy maratończyka, aniżeli zwykłego turysty, dla którego nikt przecież nie zamyka głównych ulic wielkiego miasta… Podziwiam też stoicki spokój Serge’a, jego żelazną konsekwencję i upór w dążeniu do celu, a także niesamowity hart ducha, który pozwala mu przezwyciężać kryzysy i momenty słabości, jakie dopadają go w „porażająco” długiej trasie. Myślę też, że spotkanie z Serge Girardem nauczyło mnie większej cierpliwości w podejściu do własnego biegania. W końcu zrozumiałem, że nie ma się gdzie śpieszyć ! Mam już przecież swoje lata, mistrzem świata, ani okolic, też już nie zostanę, więc… let’s slowly ! Trzeba biegać cierpliwie swoje, a wyniki przyjdą same. A jeśli nawet nie przyjdą, to w końcu bieganie jest naszą pasją i robimy to dla przyjemności ! Jeśli jest inaczej, to trzeba przestać się oszukiwać, bo prędzej czy później bieganie się nam po prostu znudzi…
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś Serge’a spotkam, gdyż w czasie naszego wspólnego biegu opowiedziałem mu o pewnym, własnym projekcie biegowym, który bardzo mu się spodobał i na pożegnanie życzył mi powodzenia w jego realizacji. Więc może kiedyś…?
Serge Girard wyznał mi szczerze, że jego bieganie jeszcze nigdy mu się nie znudziło, a dzień w którym coś takiego go spotka, będzie ostatnim dniem biegania, po czym buty wylądują w szafie, z której ich już nigdy nie wyjmie… Na razie jednak chyba mu to nie grozi. Musi przecież skończyć obecny Tour d’Europe, a w przyszłym roku organizuje 67-dniowy bieg przez Stany Zjednoczone, z Los Angeles do Nowego Jorku, na który zapisało się już ponoć 25 chętnych (Serge planuje udział ok. 50 osób).
Dzisiaj Serge Girard znowu pobiegł dalej – 10-tego maja gdy piszę te słowa dobiegał już do Tallina, stolicy Estonii. W pewnym sensie, ja nadal z Nim biegnę ! Każdego dnia rano, gdy wybiegam na swoją, tak dobrze znaną trasę treningową myślę o Nim i zastanawiam się , jak to jest biec przez kolejny, zupełnie obcy kraj, nie znając ludzi, ich języka i nie wiedząc co ukaże się za następnym zakrętem tej długiej, bardzo długiej drogi… Długiej ? Nie, gdzie tam… Wystarczy tylko mieć w pamięci motto ze strony internetowej Serge Girarda, które głosi, że:
„The road is long for he who does not pursue his dreams to the end” … Powodzenia Serge !
fot.własne - Trasa Tour d"Europe 2009/2010
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |