2010-05-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Z Serge Girardem przez W-wę – ciąg dalszy... – odc. 2 (czytano: 647 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: www.sergegirard.com
Jak już pisałem, ruszyliśmy bardzo wolno gdyż to Serge nadawał tempo, a widać było, że czuł jeszcze w nogach 75 km z poprzedniego dnia. Biegliśmy, a właściwie truchtaliśmy w tempie 6-7 km/godzinę. Towarzyszący Serge’owi od czeskiej Pragi Jacek, wyjaśnił nam, że tak jest codziennie – początkowo tempo jest bardzo wolne, a później przyśpiesza. Niestety pogoda była coraz gorsza, wiało, było zimno i zaczynało padać. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do granicy Warszawy, gdzie nastąpiła krótka przerwa na pamiątkowe zdjęcia oraz małe, co nieco… Serge odżywia się co każde 5 km – pije, zjada jakiegoś batona lub odrobinę makaronu, tudzież płatków i rusza dalej. Po tym przystanku nasze tempo lekko wzrosło i w około godzinę byliśmy już na Placu Zawiszy, gdzie zaczęło już mocniej padać. Biegnąc cały czas chodnikami, zmierzaliśmy w stronę Dworca Centralnego i Pałacu Kultury. Budziliśmy lekkie zdziwienie przechodniów, którzy widocznie się zastanawiali, jacy to idioci w taką pogodę biegną w krótkich spodenkach stołecznymi ulicami… Co jakiś czas, ktoś z nas równał się z Serge’m i nawiązywał z nim rozmowę (po angielsku lub francusku).
Serge okazał się być przesympatycznym i nadzwyczaj skromnym człowiekiem (zupełnie, nie jak typowy Francuz…). Chętnie odpowiadał na nasze, każde pytanie, a tych było całe mnóstwo ! Oczywiście, większość dotyczyła tego, jak on to robi, że jest w stanie biegać tak długie dystanse ? Oto kilka z zapamiętanych przeze mnie, jego odpowiedzi. Między swoimi biegowymi wyprawami, biega zwykle 200-300 km tygodniowo, jak leci – po parkowych i leśnych alejkach oraz po asfalcie. Na rozgrzewkę, nigdy nie robi żadnego rozciągania, bo to tylko powiększa mikrourazy w mięśniach (!!). Nigdy nie biega z muzyką na uszach, gdyż jest całkowicie skoncentrowany na swoi m biegu i pogrążony we własnych myślach. Biega zazwyczaj rano, gdyż nie lubi biegania po ciemku. Woli podbiegi i górki, niż płask i monotonną trasę. W trakcie swoich, słynnych wypraw, nie zajmuje się niczym innym poza samym bieganiem – całą logistykę (czyli np. którędy biec ?), noclegi, itd., załatwia jego żona lub ktoś inny z obsługi. Codzienny rytuał jest taki sam – wstaje o 6 rano, zjada małe śniadanie, o 7:15-7:30 startuje i biegnie przez ok. 10-11 godzin, w zależności od dnia, warunków terenowych i pogodowych. Po biegu zjada niewielki, lekki posiłek (jeśli ma wybór między „zdrowym” jedzeniem biegacza, czyli makaronu, a „niezdrową” pizzą, zawsze wybierze tę drugą… Wypija duże piwo (! - to podstawa, jak sen…) i idzie spać przed 20-tą, śpiąc minimum 10 godzin. Miewa oczywiście kryzysy jak każdy biegacz długodystansowy, ale wie jak je pokonywać. W czasie obecnej wyprawy schudł już kilogramów ! Przy takim, samym jak mój wzroście – 177 cm waży teraz tylko 54 kg !
Ponieważ jest cały czas skoncentrowany na biegu, niewiele zapamiętuje z mijanych po drodze miejscowości, krajobrazów, przypadkowych i organizowanych spotkań z ludźmi (w sumie, na trasie są ich zwykle dziesiątki, jeśli nie setki…). Pamięta oczywiście te najważniejsze momenty – przekraczanie granicy kolejnego państwa, czy też dotarcie do jego stolicy. W Warszawie był po raz pierwszy w życiu i nie sądzę, aby mu się specjalnie podobała – szara, bura, ponura… W dodatku powitała go zimnem oraz deszczem. Tyle na razie. Reszta będzie w odcinku trzecim, który niebawem popełnię… Jak sprawdziłem, dzisiaj –tj. 4 maja rano – Serge Girard minął właśnie litewskie Wilno i podąża dalej na północ Europy…
fot. własne - Serge przed wyruszeniem w trasę dookoła Europy i już w W-wie, 14 tys. km później i o 10 kg lżejszy...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |