2010-04-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Z Serge Girard’em przez Warszawę … – odcinek 1 (czytano: 1056 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: www.sergegirard.com
No i udało się ! Pobiegłem prawie półmaraton z Serge’m Girardem, słynnym Francuzem (jego sylwetka w kwietniowym numerze miesięcznika „Bieganie”), który zdążył już w swoim życiu przebiec wszystkie kontynenty. Teraz biegnie na około Europy – 25 tysięcy kilometrów w ciągu 365 dni, co daje 75 km dziennie, bez ani jednego dnia przerwy !!! Na możliwość spotkania z Nim czekałem już od kilku lat, odwiedzając co jakiś czas jego stronę internetową (www.sergegirard.com) i oglądając zamieszczone tam krótkie filmy z jego transkontynentalnych wypraw biegowych. Kiedy dowiedziałem się, że będzie biegł teraz przez Polskę nie wahałem się ani chwili. Dzięki temu, że Serge biegnie z nadajnikiem GPS można zlokalizować jego aktualne położenie na specjalnej mapie w internecie (na jego stronie www). Ufny w możliwości najnowszej techniki, zapakowałem w poniedziałkowe popołudnie do samochodu laptopa z modemem internetowym i ruszyłem pod Warszawę, do której od południa powinien się właśnie zbliżać Serge Girard. Ujechałem ledwie kawałek za Janki, gdy po drugiej stronie szosy zobaczyłem trzy drobne sylwetki biegaczy (od czeskiej Pragi biegną z Sergem, Jacek i Tomek ze Stowarzyszenia „Biegiem przez Polskę”. Szybko zawróciłem i spytałem ich, czy będę mógł się jutro rano do nich przyłączyć. Nie było najmniejszego problemu, z wyjątkiem tego, że startowali z Raszyna o 7:15 rano, a kto zna warszawskie realia ten dobrze wie, że dotarcie tam Aleją Krakowską (wylotówka z W-wy na Kraków, Katowice) o żadnej porze dnia do łatwych nie należy… Wiedząc dobrze, co mnie czeka, w poniedziałek wieczorem poszedłem wcześniej spać, nastawiając budzik na 5:20.. Kwadrans później byłem już w samochodzie. Poza dużą odległością (to ode mnie jakieś 40 km), pokonałem sprawnie kilka mniejszych korków i zameldowałem się pod pływalnią w Raszynie o 6:50… A tam już czekała… cała paczka sympatycznych chłopaków z Era Running Team, którzy przybyli w to miejsce dokładnie w tym samym celu, czyli by pobiec z Sergem Girardem, wspierając zarazem akcję charytatywną – zorganizowaną przez ww. stowarzyszenie - zbiórki pieniędzy na leczenie ciężko chorej dziewczynki Angeliki Wąsiewicz. Pół godziny później, w eskorcie policyjnego radiowozu (w końcu korki to stołeczna specjalność…) zajechały dwa duże pojazdy z napisami – Tour d’Europe i pojawił się On – Serge Girard we własnej osobie, tzn. wielkiej duchem, drobnej, spalonej słońcem „chudzinki” … Po krótkim powitaniu oraz kilku pamiątkowych fotkach ruszyliśmy w drogę. Wolno, a nawet bardzo wolno. Niestety, na dziś już muszę kończyć pisanie, bo padam ze zmęczenia i niewyspania, a jak powiedział w czasie dzisiejszego biegu Serge Girard, odpowiednio długi sen to podstawa dobrego biegania… CDN.
na zdjęciu: Serge Girard (w pomarańczowej koszulce), Jacek i Tomek dobiegają w poniedziałkowy wieczór do Raszyna.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |