Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 687 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


25 OldSpice Maraton Warszawski
Autor: Michał Walczewski
Data : 2003-09-14

Widokiem, który powitał mnie na starcie 25 OldSpice Maratonie Warszawskim były gorące młode dziewczyny tańczące na dachu czarnego Hammera. Tak wyglądała rozgrzewka prowadzona wśród 1400 zawodników przez grupę zawodowych cherleaderek – sądząc po minach biegaczy i po tym jak chętnie naśladowali ruchy prowadzącej wszystkim taka forma zabawy odpowiadała. Zwłaszcza, że doskonale uzupełniała się z klimatem tworzonym przez dziesiątki fotoreporterów, kamer telewizyjnych wszelakich stacji, grup muzycznych, platform tanecznych i policyjnych motocyklistów. O godzinie 10:02 wystrzał startera uruchomił zegar i na trasę długości 42 km ruszył największy w Polsce tłum biegaczy...

Ale przygoda z 25 OldSpice Maratonem Warszawskim zaczęła się rok wcześniej...

Rok wcześniej 24 Maraton Warszawski – jak doskonale wiedzą wszyscy zorientowani w światku biegowym – miał się nie odbyć. "Fundacja Maraton Warszawski" – instytucja, która przez wiele lat organizowała ten najsławniejszy w Polsce bieg – po fali krytyki coraz słabszego poziomu organizacyjnego i przy braku sponsorów chcących uczestniczyć w tym przedsięwzięciu – ogłosiła, że Maraton Warszawski nie zostanie rozegrany. Impreza którą biegacze darzyli szczególnym sentymentem (większość maratończyków debiutowała właśnie podczas organizowanych już od 23 lat warszawskich maratonów) miała upaść ! Ale upaść może przedsięwzięcie a nie idea. Dowiodła tego grupa osób skupiona wokół Marka Troniny, która w ciągu niespełna dwóch miesięcy zorganizowała późną jesienią nietypowy maraton. Został on rozegrany w godzinach wieczornych - ostatnie z 13 okrążeń trasy prowadzącej wokół Placu Defilad zawodnicy pokonywali w nocy, w deszczu i w błocie sięgającym łydek. Bieg zorganizowano po to by podtrzymać tradycję ale z ambicjami by za rok zorganizować największy i najlepszy maraton w kraju...

Teraz - z perspektywy sukcesu który zawsze ma wielu ojców - warto pamiętać, że mało kto wierzył w zrealizowanie tej obietnicy. Stolica – mimo olbrzymiego potencjału – na tle pozostałych krajowych maratonów od lat wypadała blado, niczym nigdy niespełniona nadzieja, przykład niemożności, braku chęci, wiary i determinacji...

Przez niemal rok trwały prace organizacyjne – szukanie sponsorów, zbieranie i projektowanie pomysłów, planowanie. Mieliśmy przyjemność być świadkami największej w ciągu ostatnich lat akcji marketingowej. Plany treningowe Jerzego Skarżyńskiego, patronat sportowy Antoniego Niemczaka, cykl imprez „Puchar Maratonu Warszawskiego”, konferencje prasowe, wywiady i zapowiedzi w internecie, radio i telewizji - to tylko niektóre z inicjatyw podjętych przez organizatorów, które miały skłonić możliwie liczną rzeszę biegaczy do startu w 25 OldSpice Maratonie Warszawskim. Zaplanowano szereg innowacji i nowości dotychczas dostępnych tylko na zagranicznych biegach. Apelowano do środowisk biegaczy o dzielenie się własnymi pomysłami, wciągnięto w proces organizacji media oraz władze miasta na niespotykaną skalę. Możliwym okazało się to, co dotychczas wydawało się nieosiągalne – wytyczono trasę biegu w centrum stolicy, wśród zabytków i miejsc odwiedzanych przez rzesze warszawiaków ! W końcu – po latach wygnania na peryferia – maraton stał się imprezą Miasta Warszawa a nie podwarszawskich pól, łąk i niekończącej się prostej Wisłostrady.
O inicjatywach, o pomysłach ludzi związanych z Dyrektorem Markiem Troniną można pisać jeszcze długo. Ale lepiej napisać o efektach ich pracy.

W przeddzień zawodów setki biegaczy zjeżdżających z całego kraju do stolicy. Zapisy odbywały się w Hotelu Forum – centrum miasta, 600 metrów od Dworca PKP Warszawa Centralna – niepodobna nie trafić. Wszystko w jednym miejscu – zapisy, weryfikacja, odbieranie pakietów startowych, chipów, skierowania na noclegi. Na początku było trochę ciasno – ale tylko dlatego, że wielu zawodników równocześnie czekało na otwarcie Biura Zawodów i zrobiła się spora kolejka. Po 30 minutach została rozładowana w stopniu zadowalającym.

Można było zapoznać się na stoiskach z książkami Jerzego Skarżyńskiego oraz Darka Sidora – kupujących było wielu, co pokazuje że rynek prasowy jeszcze nie uległ nasyceniu.

Ja jednak – jako ponownie nie startujący – udałem się na Agrykolę celem wzięcia udziału w prelekcjach i szkoleniach, których było całkiem dużo. Prezentowały się zarówno firmy farmaceutyczne, producenci napojów izotonicznych jak i autorzy książek o bieganiu. Było o czym posłuchać, za sprawą jednego ze sponsorów – Malmy – można było także skosztować przyrządzonego na różne sposoby makaronu. Cykl wykładów zakończono prezentacją Peace-Makerów oraz spotkaniem z Antonim Niemczakiem, który - jak zwykle w niesamowicie malowniczy sposób – opowiadał o swoich przygodach na trasach maratonów świata.

Peace-Makerzy w osobach Jurka Skarżyńskiego (planowany czas na mecie 2:59.59), Tadeusza Ruty (czas 3:29.59), Tom Bowtell i Adam Zięba (3:59.59) oraz Paweł Benecki (4:29.59) to nowość w Polsce zaczerpnięta z zagranicznych olbrzymów. Pokonanie maratonu w takim Peace-Team ułatwiło wielu zawodnikom złamanie wymarzonej granicy – zwłaszcza dla tych mniej doświadczonych możliwość pilnowania tempa biegu była nieoceniona.
Nie był to jednak koniec przed startowych atrakcji – na zakończenie dnia można było uczestniczyć w Biegu z Gwiazdami oraz w trwającym od 18:30 do 21:30 Pasta Party.

Rankiem, 14 września, spod Agrykoli gdzie nocowaliśmy na linię startu odwoziły nas podstawiane autobusy. Proste, aczkolwiek niezmiernie ułatwiające życie rozwiązanie. Na starcie Ci, którzy zamierzali biec (chyba byłem jedynym który znowu zamierzał wyłącznie kibicować...) zostawiali ubrania „cywilne” na podstawionej ciężarówce i korzystali z okolicznego McDonalda w celach porannej toalety. Ci mniej sprytni czekali cierpliwie w kolejce do klasycznych Toi-Toi, która – o dziwo – była zarządzana !

Startu po prostu nie potrafię opisać. Niech zrobią to Ci z biegaczy, którzy w nim uczestniczyli. Tysiące balonów wzleciało w niebo a tłum biegaczy ruszył przed siebie niczym stado rozpędzonych bizonów. Oprawa uroczystości startu dosłownie zapierała dech w piersiach – muzyka, dziesiątki kamer i fotoreporterów oraz 1400 zawodników – ciarki przechodziły mi po plecach...

Kiedy tylko minęli mnie ostatni z zawodników pognałem na Most Gdański by tam się zasadzić na czołówkę. Miałem trochę czasu na przygotowanie sobie stanowiska gdyż peleton musiał najpierw po raz pierwszy przebiec przez Stare Miasto, zawrócić i dopiero po kilku kilometrach przekroczyć Wisłę Mostem Gdańskim. Robiąc zdjęcia z prawego brzegu rzeki miałem przed wizjerem fantastyczną perspektywę lewobrzeżnej Warszawy z jej wieżowcami... Wykonałem pierwszą setkę zdjęć i kilkukrotnie niemal cudem uniknąłem zadeptania mnie przez zawodników. Całe szczęście że już chyba wszyscy przyzwyczaili się do mojej fotoreporterskiej obecności i żądza znalezienia się na zdjęciach była u nich silniejsza niż wściekłość na faceta stojącego na środku drogi !

Wróciwszy na lewy brzeg Wisły zrezygnowałem z fotogra

fowania nadbiegającej właśnie Wybrzeżem Helskim czołówki (która w międzyczasie zdążyła przebiec przez Wolę i wrócić Mostem Świętokrzyskim) – świecące w obiektyw słońce zdecydowanie psuło kompozycję... Skróciłem sobie nieco drogę i przeszedłem ponownie w okolice Dworca Gdańskiego skąd forsownym marszem skierowałem się wzdłuż trasy biegu w stronę Starego Miasta. Co kilka chwil przystawałem, odwracałem się i fotografowałem biegnące grupy. Muszę tutaj zaznaczyć jedną rzecz – ze względu na masę startujących fotografowałem raczej grupy biegaczy a nie pojedyncze osoby. Dzięki temu większa liczba biegaczy miała szansę na znalezienie się w obiektywie...

Idąc bezczelnie środkiem drogi którą biegł maraton - budząc tym samym złowróżbne błyski w oczach policjantów zawiadujących ruchem drogowym - podziwiałem okoliczne zabytki. Nie uwierzycie, ale zacząłem mieć pierwsze oznaki odwodnienia ! Torba ciążyła mi coraz bardziej... W końcu doszedłem do Placu Defilad na którym akurat odbywała się uroczysta zmiana warty ! Przemarsz kolumny wojska był widokiem nader ciekawym zwłaszcza dla kilkorga zagranicznych biegaczy, którzy akurat przebiegali obok.
Kilka słów o kierowcach. We wszystkich dużych polskich miastach maratończycy blokujący drogę wzbudzają wśród zmotoryzowanego marginesu społeczeństwa wrogość i agresję. Nie inaczej było w stolicy – stanąłem jednak kilka razy na wysokości zadania i bohatersko wsparłem policjantów którym nie wypadało udzielać kierowcom dosadnych odpowiedzi. Niech się samochodziarze cieszą, że im nie spaliliśmy aut i nie obrzuciliśmy ich śrubami – gdyby trafili na demonstrację górników to zapewne dwa razy pomyśleli by przed wszczęciem awantury... Biegacze to jednak spokojni ludzie, poza tymi oczywiście którzy ze względu na kontuzję nogi zamiast biec idą z aparatem fotograficznym !

Na wysokości Starego Miasta spotkała mnie tragedia – po wykonaniu ponad 3000 zdjęć wyczerpało mi się miejsce w aparacie. Zostałem bezrobotnym ! Szybki przegląd wykonanego materiału nieco pomógł i udało mi się wygospodarować jeszcze kilkanaście klatek. Zużyłem je maszerując coraz wolniej i z coraz bardziej obolałymi nogami Wisłostradą w kierunki Agrykoli gdzie znajdowała się meta. Oczywiście biegacze musieli pokonać jeszcze kilka kilometrów do nawrotu, ale mnie to nie dotyczyło – raz, że bardzo chciałem zdążyć na finisz pierwszej grupy Peace-Team prowadzonej przez Jurka Skarżyńskiego, a dwa – znowu wyczerpałem – i to już ostatecznie – pojemność aparatu. Minąwszy więc Most Łazienkowski skręciłem w prawo i doszedłem – nieco już chwiejnym krokiem na metę.
Tak zakończył się mój 25 OldSpice Maraton Warszawski.

Z reporterskiego obowiązków nie mogę jednak skończyć tej opowieści, dopóki nie zostanie opowiedziana do końca. Wspomnę tylko o trzech sprawach – pierwsza to punkty kibicowania. Na trasie maratonu było rozmieszczonych 7 punktów sponsorskich – prowadzonych przez firmy wspierające organizację biegu. Zawodnikom przebiegającym koło nich w sumie kilkanaście razy towarzyszyła muzyka (zespoły ludowe, orkiestry dęte, puzoniaste i wszelakie inne dźwiękowe wynalazki...)

Sprawa druga i trzecia – kibice i trasa. Po raz pierwszy przekonałem się, że warszawiacy też umieją kibicować, trzeba im tylko dać ku temu szansę ! Trasa odważnie poprowadzona głównymi ulicami miasta, w godzinach szczytu – a nie jak miało to miejsce do tej pory szosą na Powsin i Wisłostradą – przez Stary i Nowy Rynek, wzdłuż architektonicznych atrakcji miasta – nie dosyć że zajmowała biegaczy zabytkami, ale także zapewniała niezbędnych nam kibiców ! Ludzie po prostu stali, przyglądali się i klaskali. Może nie była to wrzawa na stojąco tysięcy mieszkańców stolicy, ale postęp w stosunku do lat ubiegłych był olbrzymi !

A że niektórym kierowcom przeszkadzaliśmy ? Nasłać na nich bojówkarzy z samoobrony – niech im wysypują na jezdnię z baków zagraniczne paliwo ! W niektórych przypadkach musi wymrzeć całe pokolenie zanim pewne przywary i grubiaństwo znajdą swój kres...

Zastanawiałem się przez ponad godzinę nad zakończeniem tego artykułu. Przychodziły mi do głowy różne przymiotniki – wspaniały, niezapomniany, wyjątkowy... Największy, najliczniejszy, doskonały... Ciekawy i nowatorski... Ale po części te wszystkie przymiotniki – zresztą zasłużenie – można przypisać innym doskonałym maratonom – w Dębnie, Poznaniu, Wrocławiu, Lęborku czy ostatnio w Białymstoku. Wymyśliłem więc coś innego. Może kontrowersyjnego, ale kto się boi kontrowersji ten nie powinien pisać artykułów...

O kurwa – powiedział Boguś Linda na starcie,
O ja pierdolę – zawtórował skin,
Zajebiście – westchnęły małolaty,
Odjazd na maksa – zakończył ćpun...

Są takie chwile w życiu każdego człowieka, kiedy patrząc na dzieło innych ludzi czuje ciarki przechodzące po plecach. Jedną z takich chwil przeżyłem 14 września – mimo że nie startowałem a tylko pałętałem się po trasie biegu a aparatem fotograficznym w ręku, to moja dolna szczęka kilkukrotnie opadała a jedyne co potrafiłem wyartykułować to słowa, które brzmią jak komplement – o kurwa !



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
conditor
23:28
janeta75
23:27
andreas07
23:20
witold.ludwa@op.pl
23:08
arco75
23:02
camillo88kg
22:54
grzedym
22:46
hajfi1971
22:44
Januszz
22:32
fit_ania
22:31
Fred53
22:22
stanlej
22:16
romelos
21:47
jaro kociewie
21:42
VaderSWDN
21:38
Admirał
21:19
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |