|
| Admin Michał Walczewski Toruń WKB META LUBLINIEC MaratonyPolskie.PL TEAM
Ostatnio zalogowany 2024-11-28,17:37
|
|
| Przeczytano: 751/947867 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Senegal Marathon | Autor: Michał Walczewski | Data : 2018-12-16 |
Napisze to od razu, żeby mieć już z głowy - rozgrywany w położonym około 80 kilometrów na południe od Dakaru maraton w Saly to jeden z najgorzej zorganizowanych technicznie maratonów, w jakich do tej pory brałem udział. Zdaje sobie sprawę z tego, że stanowić to może swojego rodzaju atrakcję i zachętę dla biegaczy z Polski, więc pewnie w 2019 roku wystartuje ich więcej niż w tym. A w tym roku było nas dwóch: Michał i Sławek :-)
O Senegalu wiedzieliśmy niewiele - ot, tyle że to jedno z najbezpieczniejszych krajów afrykańskich, że w stołecznym Dakarze finiszował przez wiele lat rajd Paryż - Dakar, i że kraj w dużej części żyje z turystyki. I rzeczywiście - w mordę nikt nam nie dał, choć były okazje, rajd Paryż - Dakar dawno przeniesiono do Ameryki Południowej (wcale nie kończył się w Dakarze lecz kilkadziesiąt kilometrów przed miastem nad słonym jeziorem które mieliśmy przyjemność odwiedzić), i tak - na punkcie turystów Senegalczycy mają hopla. Hopla o tyle, że na każdym kroku starają się każdego wyglądającego na turystę bezczelnie orżnąć i oszukać.
Choć Senegal to taka kilkadziesiąt razy Gambia, którą odwiedziliśmy wiosną tego roku (relację znajdziecie TUTAJ) i spodziewaliśmy się mniej więcej znajomego nam terenu i zachowań. Rzeczywiście sporo podobieństw spotkaliśmy, ale mimo wszystko przy Senegalu Gambia to jeszcze dość "dziki" kraj - w pozytywnym tego rozumieniu. Tutaj, czyli w Senegalu wspomniane polowanie na frajerów turystów jest już obowiązkiem dla każdego. Zaczynając od takich oczywistości jak taksówki, kończąc na jedzeniu, hotelach, czy zwykłym chodzeniu po ulicy.
Przykład? W Senegalu nie działa zasada ustalenia kosztu podróży taksówką - mimo że umówicie się na jakąś kwotę, to na "mecie" czeka Was zwykle i tak awantura o cenę. Bo było dalej, bo było dłużej, bo było trudno dojechać. A na koniec, jeżeli zwyciężycie i nie dacie się bezczelnie orżnąć - padnie prośba kierowcy "to daj mi choć coś ekstra bo byłem fajny". Podobnie w sklepach, barach, hotelach, wszelkich usługach. Biały z założenia jest bogatym frajerem którego trzeba skubnąć, bo co to dla niego 10 dolarów. I to nie przenośnia tylko dosłowność.
Męczy także ciągłe ustalanie ceny, bo lokalsi wiedzą ile co kosztuje, a biały podróżnik musi się pytać. Więc jest od razu okazja orżnąć go do zera. Po ile magnes? Po 100 tysięcy. Po ile piwo? Po 200 tysięcy. Po ile wstęp do parku? Po milionie. Obowiązkowo trzeba się oburzyć, obrazić, odwrócić i wyjść. Dopiero wtedy jest szansa że usłyszycie cenę zbliżoną do prawdziwej, np. piwo za 7000 a nie za 200.000.
Oczywiście na każdym kroku spotykacie myfriendsów, którzy Was oprowadzą, doprowadzą, pokażą, pomogą lub opiszą. Zaproszą na kawę. Wszyscy oni, co do jednego - psu na budę. Gonić kijem, bo zaraz za proszoną kawę krzykną ekwiwalent 50 złotych. Taki kraj :-)
Gdy jednak już przyzwyczaimy się do tych zachowań, można Senegal trochę polubić. Choć szansa na to z każdym dniem jest mniejsza - czym dłużej wśród zwykłych ludzi a nie w hotelu ****, tym bardziej chce się wyjechać. Dominuje śmietnisko, kurz, upał i natrętne naciąganie na każdym kroku. Włącznie ze słynnym Dakarem, w którym spędziliśmy dwa dni - i okazał się on najbrzydszym stołecznym miastem jakie w życiu widzieliśmy.
Uff. Tyle narzekań. Czas opowiedzieć o maratonie :-)
Złe opinie słyszeliśmy jeszcze w Polsce, rozmawiając na ten temat z rodakami którzy są w Senegalu rezydentami. Podobno kiedyś była to nawet fajna impreza, ale od czasu gdy zmienił się organizator bardzo podupadła. Teoretycznie organizowana w fajnym miejscy - w ekskluzywnie turystycznej miejscowości Saly - ma całkowicie zmarnowany potencjał. Położone nad pięknymi plażami Atlantyku miasto mogłoby organizować fajny maraton z widokami. Ale po co?
Pod górkę było od samego początku. Mimo że jest strona maratonu, to zupełnie nieaktualna. Nie da się zapisać, nie da się zapłacić. Wprawdzie wpisowe dla zagranicznych zaledwie 5 dolarów (dla lokalsów 1/3 tej kwoty) to "pakiet" trzeba kupić w jednym z kilku sklepików lub w wyznaczonym hotelu. Odnaleźć je to już sztuka :-) Pakiet zawiera tylko numer startowy, ale nie czepiam się - mi numer wystarcza. Kolejna trudność to trasa - nie wiadomo którędy biegnie, gdzie start, gdzie meta. Żadnej mapki. Spytać organizatora? W hotelu gdzie nabywaliśmy pakiet nikt nie miał pojęcia o trasie, zresztą 15 minut trwało zanim przypomniano sobie, że pakiety sprzedają w oficynie.
Start wyznaczono na 8 rano, ale sprzedawca pakietów zarzekał się, że bezwzględnie trzeba być na 7 rano, bo będzie odprawa. No więc wstaliśmy w nocy, i biegiem na domniemany start. Znaleźliśmy go z wywieszonymi językami 7:30, tylko po to by stwierdzić, że jesteśmy jedynymi biegaczami :-)
Jacyś organizatorzy pojawili się po 8 rano, i zaczął się cyrk. Stawianie mety, rozbieranie mety, wywożenie barierek i ich zawracanie. Przenoszenie mety 300 metrów w dal, i cofanie. Trąbienie, krzyczenie, awanturowanie, ustawianie zawodników po czym rozpraszanie, bo meta jedzie. Jak to jedzie, skoro już jest? Bo to nie ta meta, to odjedzie. Normalnie klasyczny afrykański cyrk!
W końcu koło 9:30 kabaret się skończył. Ustawiono wszystkich biegaczy (na oko jakieś 80 osób, w czym zarówno maratończycy, jak i półmaratończycy oraz uczestnicy biegu na 10 km i 4 km) i zaczęły się przemowy. Nie wiem o czym bo nie znam francuskiego, a regionalnego senegalskiego francuskiego już zupełnie. Przedstawiano kogoś kogo nie ma, ale mamy jego portret na banerze, więc oklaski. Potem przenosimy się na drugą stronę linii startu, bo jednak bieg w drugą stronę. Ponieważ już późno, to wszyscy wystartują razem. A tu proszę, piękny portret ministra sportu - brawa. Cyrk :-)
Z wielką ulgą doczekałem startu. Trasa jednak nieznana. Więc biegniemy z tłumem. Asfalt skończył się po 3 kilometrach, i zastąpił go piach, który tylko miejscami ustępował porządnej nawierzchni. Choć w gruncie rzeczy lepszy był ten piach, bo auta wolniej jeździły i nie groziły zabiciem nas. Bo wiedzieć musicie, że bieg przy zupełnie otwartym ruchu ulicznym. A jak wygląda w Afryce otwarty ruch uliczny? Tego trzeba doświadczyć samemu. Powiem tyle, że nie to iż pieszy nie ma tutaj pierwszeństwa - pieszy, a więc i biegacz - po prostu nie istnieje dla kierowców. Także podczas zawodów. Mogą Cię spychać do rowu, i powinieneś się cieszyć jeżeli choć chciało się im zatrąbić :-)
Jedno za co mogę pochwalić organizację to punkty z wodą co 2-3 kilometry. Nie zabrakło. Cała reszta pracuje na zasłużoną opinię koszmaru. Smród, spaliny i padlina przy drodze. Spaliny samochodowe takie, że jakbyś był biegnąc na stałe przypięty do rury wydechowej. Bo wiedzieć musicie że w Afryce nie używa się filtrów, katalizatorów i innych głupot. Tutaj każdy pojazd MUSI KOPCIĆ jak Huta Stalowa Wola.
Maraton pomimo iż ma potencjał krajoznawczy, prowadzi samymi drogami biegnącymi przez centra miasteczek i wsi. Afrykańskich wsi. A przecież biegnie raptem kilka kilometrów od oceanu. Mało tego, nawrót jest... 200 metrów przed oceanem, a meta około kilometra. Ale po co dać jakieś ładne widoczki na trasie, jak można kazać biec drogą pełną kopcących aut.
Do mety dobiegłem szczęśliwy że to już koniec z płucami niczym nałogowy palacz papierosów. Trochę za mną dobiegł Sławek. A potem umarliśmy po zatruciu pokarmowym i przez 24 godziny wymiotowaliśmy każdym otworem ciała. Albo makaron który zjedliśmy przed biegiem, albo woda na trasie (butelkowa ale wiele butelek było otwartych przez podające je dzieci) albo coś na mecie. Taka przygoda...
W Senegalu doceniłem jak wielkim zuchem był Stasiu, który opiekował się Nell w Pustyni i w Puszczy!
PS. Na mecie nie było nawet medali! Nie to, że zabrakło, po prostu nie przewidziano! A nawet w sąsiedniej biedniejszej Gambii BYŁY !!!
Więcej o naszej wyprawie na maraton do Senegalu przeczytacie na stronie naszego projektu 201races.com
|
| | Autor: witas, 2018-12-20, 23:27 napisał/-a: Chłopaki, z tego co czytam to "ale Sajgon" to mało powiedziane.
Dbajcie o zdrowie, bo ostatnio to chyba jedziecie po bandzie ... | |
|
| |
|